To miał być spokojny wieczór. Wyjść miałam na piwo z Filipem, potem pójść na pocztę. I tyle. A wszystko się nagle rozkręciło strasznie. Zaczęło się o 19:00 i skończyło o północy.

Z Blok Baru odebrał mnie autem Luke. Pojechaliśmy na pocztę ale duża kolejka nas zniechęciła. Więc szybko coś zjeść (nie miałam w planach, ale mnie namówił!). Podrzucił mnie potem kawałek a ja pobiegłam do mojej przyjaciółki Gacek, żeby się z nią i jej chłopcem zobaczyć. Okazało się, że powoli robią już zapasy alkoholu na urodziny… Bo promocja!

Stamtąd pobiegłam do KFC, gdzie czekał na mnie Michauke. Prosto z basenu. Poszliśmy do Blok Baru na drinka czy dwa. Okazało się, że na jednego, bo czas nas gonił. Luke skończył pracę w tak zwanym międzyczasie i podjechał mnie odebrać. Pojechaliśmy na pocztę główną, gdzie okazało się, że – zgodnie ze wskazaniem licznika – jest przed nami 368 osób. A że ostatni dzień lutego, to wszyscy podatki wysyłają różne. Ja także… Więc czekać musieliśmy. No i ostatecznie jakoś koło 1:00 z datą lutową nadałam listy.

Dobrze, że Luke odwiózł mnie potem jeszcze do domku.

Wypowiedz się! Skomentuj!