Wpadłam na urodziny do Kocykowej. Na chwilkę, jak się okazało, bo
towarzystwo chciało już dalej lecieć. Do 1500 m2. Też miałam się tam
wybrać, ale ostatecznie stwierdziłam, że na trzeźwo nie mogę tego
miejsca tak często znosić… I zdecydowałam się jechać do Glam,
gdzie tej nocy mało tańczyłam, ale za to dużo się śmiałam. Choć
nikogo w sumie nie poznałam, to jednak mile ten czas spędziłam.

Poczęstunek, którego jeść nie mogę

Raciczki Martyny

Glam ma swoje cukierki

Serafin częściej robi zdjęcia niż ma robione

Bartek miał wahania nastrojów

Wódka poprawiała mu jednak humor
(ale syf nadranny już widoczny…)

Wypowiedz się! Skomentuj!