I też było zabawnie, bo nagle mnie z klubu
Marcinek wyciągnął (w sensie, że pod ten
klub podjechał i mnie wydzwonił). Chciał
spaceru, wódki i rozmowy. Stało się to
więc. A potem wróciliśmy i wszedł ze
mną, żeby się bawić dalej. Była to
taka dość krejzinajt, po której
kupiłam w całodobowym
sklepie pomidory. Bo
przypomniałam sobie,
że są w promocji.

Wypowiedz się! Skomentuj!