Bonek odebrał mnie z dworca, bośmy sie już jakiś czas temu
umówili na drinka. Jako że nie wiedzieliśmy, gdzie iść, to
od Ramona Bar zaczęliśmy. Tam sporo ludzi, w tym i 1
profesor znajomy. Wyszliśmy szybko dość i dalej do
Do Dna poszliśmy. Tam szocików kilka poszło i już
nas nie było, bośmy Pixel odwiedzali, gdzie nam
wódkę limitowaną jakąś polewali. Ale że jakoś
za dobra nie była, tośmy wylądowali sobie u
Gesslera koło Rotundy, gdzie niemiły ale
bardzo ładny dresik nas obsługiwał. A
jakiś pan pochodzenia tureckiego nas
zaczepiał. Bardziej Bonka niż mnie.
Na sam koniec pokazałam, że na
pianinie grać umiem i się do
domów zebraliśmy.

Bonek w Do Dna

Telefon na krawędzi = życie na krawędzi

Bonek w Pixelu

U Gesslera Bonek zjadł jeszcze bigos

Wypowiedz się! Skomentuj!