Na pierwszym Coxy nie byłam, bo mnie nie było w Warszawie.
Więc teraz z nadzieją się wybrałam. I, owszem, tłum był fajny
i ludzi sporo. Wszystko więc zapowiadało się okej, ale… Jak
się okazało, „berlińskie granie” było graniem sprzed dobrych
5 lat. Było bez pierdolnięcia. Jakby sprzed ery dub-step. I
w ogóle jakoś tak nijako. A do tego barman na małym
barze tak fatalny, że szkoda gadać. Stałam ponad 15
minut (a to jest mój max) i nie zostałam obsłużona.
Więc wyszłam. Nie chcą moich różowych PLN
to wydam gdzie indziej. W Glam było dość
pustawo, bo Szkolna Dyskoteka tej nocy
też była. Tak więc znów tak sobie…

Wypowiedz się! Skomentuj!