Martijn Ten Velden miał być gwiazdą nocy w Space. To
nas tam przyciągnęło. Latami tam nie byłam. Ale i tym
razem w sumie okazało się, że przybycie było całkiem
niepotrzebne. Dochodziła 2:00, gdy lokal przyszło
nam opuszczać a jego cały czas nie było… Czy
on w ogóle potem się zjawił? Tego nie wiem.
Ale wiem, że Moondeck i jakiś inny dj z
nią grający dali radę. Było muzycznie
dość ładnie, więc przynajmniej tam
sobie poskakałam. Tym bardziej,
że ludzi nie za wiele, więc też i
miejsce na parkiecie było :)

Wypowiedz się! Skomentuj!