Warszawa, 3 sierpnia 2010 – W kilka godzin po zakończeniu manifestacji pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie, gdy nie doszło do przeniesienia krzyża, Jej Perfekcyjność wyraziła swoje zdumienie całą sytuacją w tekście „Czy ktoś mi wyjaśni, co się dzisiaj stało pod Pałacem?” Na portalu facebook.com wywołał on już pierwsze komentarze.

Czy ktoś mi może wyjaśnić, co się stało pod Pałacem Prezydenckim? Co dzisiaj tam zaszło? Bo ja, będąc na miejscu i znając doskonale tło historyczno-polityczne tego zajścia, nadal tego nie rozumiem. Czego spodziewała się władza i strony uzgadniające przeniesienie krzyża? Że nie będzie oporu, że nie będzie zamieszek? Że nagle „obrońcy krzyża” powiedzą: Nie, no spoko, możecie go sobie wziąć? Szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski stwierdził, że „nie chce narażać harcerzy i księży”. Słusznie są jego chęci. Czemu jednak osiąga ten cel ulegając terrorystom a nie walcząc z nimi? Przecież – to wiedzą szefowie administracji wszystkich chyba krajów na świecie – z łamiącymi prawo terrorystami się nie dyskutuje i nie przystaje na ich warunki. Bo to oznacza tylko, że mogą być coraz większe. I pewno będą. Dlaczego więc Michałowski uległ?

Dlaczego, gdy manifestują górnicy lub pielęgniarki, to nikt się nie obawia użycia siły i nie martwi się o narażanie kogokolwiek? Dlaczego, gdy fani i fanatycy Legii demolują Warszawę, to nikt nie martwi się o to, czy będą na coś narażeni, gdy wkroczy policja? Dlaczego podczas kontrmanifestacji NOPu podczas Parad Równości nie mówi się o narażaniu skrajnie prawicowych bojówek i policji używa się bez wahania? Czym te sytuacje różnią się od dzisiejszych zajść pod krzyżem? Tfu, nie pod krzyżem a pod Pałacem Prezydenckim! Czemu nagle nie chce się kogoś narażać i ulega się żądaniom grupy ekstremistów?

Słusznie pyta Kazimiera Szczuka w programie „Rozmowa bardzo polityczna”: Czy każdy może sieknąć krzyż i jest on nieusuwalny? Czy postawienie gdziekolwiek dwóch zbitych desek (niepoświęconych przecież!) czyni to miejsce wyjątkowym, nieobjętym prawem? W chwili, gdy tłum ekstremistów okazał się dyktować warunki władzy państwowej, nie chodzi już nawet o dyskusję nad tym gdzie jest miejsce krzyża w przestrzeni publicznej. Jasne, debata taka jest potrzebna. Mamy krzyż w Sejmie, mamy kaplicę w Pałacu Prezydenckim, mamy krzyże w szkołach. O tym powinno się rozmawiać, jeśli jest taka potrzeba – a wydaje się w chwili obecnej, że jest. Jednakże warszawskie zajścia z dzisiaj z godziny 13.00 zmuszają nas do zastanowienia się nad tym, jaka jest realna władza państwa polskiego. Podjęto bowiem decyzję o usunięciu elementu małej architektury (postawionej nielegalnie, bo bez pozwoleń) z terenu przylegającego do Pałacu Prezydenckiego i zarządzanego przez Kancelarię Prezydenta. Decyzję dodatkowo wspierały organizacje odpowiedzialne za ustawienie krzyża oraz kościół rzymskokatolicki, do którego – w zasadzie nie wiadomo dlaczego nie do jakiegoś protestanckiego – zwrócono się w tej kwestii o radę. A tu się nagle okazuje, że kilkuset ludzi może decyzję władz czterdziestomilionowego państwa zmienić w ciągu pół godziny. Czuję bezbronność Rzeczypospolitej Polskiej większą niż w momencie utraty najwyższych władz państwowych pod Smoleńskiem. Autentycznie się boję, że nic i nikt w tym kraju nie jest w stanie mnie obronić. Dziś o 13.00 Rzeczpospolita Polska okazała się totalnie bezbronnym państwem o sile mniejszej niż kilkuset nieuzbrojonych ludzi.

Max Weber w swojej pracy „Polityka jako zawód i powołanie” uważał, że istota bycia państwem zawiera się w posiadaniu przez to państwo monopolu do legalnego używania siły. O podmiocie mówimy jako o państwie wtedy i tak długo, dopóki jego administracja jako jedyna utrzymuje prawo i monopol do legalnego używania siły oraz wymuszania przez użycie siły porządku. Dziś o 13.00 pod Pałacem Prezydenckim udowodniono, że policja, jako siła porządkowa Rzeczypospolitej Polskiej nie posiada takiej siły.


Jedno ze zdjęć sprzed Pałacu z fotobloga Jej Perfekcyjności

/Gazeta.pl/

Wypowiedz się! Skomentuj!