W sensie, że impreza „I love my gays” chyba się już
nie rozkręciła po moim wyjściu. Tadek mnie na
przyjście namawiał, więc na jakąś godzinkę
sobie wpadłam. Nawet poskakałam, ale
bez ognia. I bez gazu. Klub nie jest aż
taki brzydki, więc potencjał jest, co
nie oznacza jednak, że od razu się
tam będzie dziać nie-wiadomo-
co i nie-wiadomo-jak. No,
to zaliczony, odhaczony.

Wypowiedz się! Skomentuj!