Byłem w domu rodzinnym i wróciłem. Dojechałem na miejsce wieczorkiem w niedzielę. Właściwie nic takiego specjalnego się nie działo, poza tym że w pociągu na stacji Szczecin Główny jakiś bezdomny chciał wykorzystać fakt dłuższego postoju pociągu i tego, że stałem przed wagonem, rozmawiając z Michałem i zabrał mi kurtkę i książkę Baumana z biblioteki. Na czas jednak zauważyłem, zareagowałem i pan odłożył moje jakże cenne rzeczy. I miał szczęście.

W samym domu odpocząłem trochę, a przede wszystkim się obżerałem. A to niedobrze. Dobrze więc, że byłem tak krótko. Właściwie czas spędziłem na nic-nie-robieniu, ustawianiu bratu komputera, zamawianiu neostrady i odwiedzinach u bibliotekarki z liceum (w pracy i potem w domu). No i z Kaśką spędziłem kilka godzin w Centrum Handlowym Galaxy. Nic nie kupując konkretnego oczywiście. Eh…
Za to mamy zdjęcia w dresie Madonny.

Wróciłem wypoczęty w czwartek – wstałem o 4:23, żeby wyjechać o 5:50 i być na miejscu o 10:55. Miałem więc cały dzień przed sobą. Michał jest już u mnie w domu (a w sumie, to już chyba w naszym domu) i póki co – zamieszkuje ze mną mój pokoik. Piotr jest „na paczkach”, bo szykuje się do wyprowadzki. W sensie, że już się pakuje. Coś tam wspominał, że będzie chciał zostać kilka dni dłużej – ja tam nie mam nic przeciwko, zawsze może u mnie gościć przecież :)

Korki w czwartek zaliczyłem – 40 zł do przodu. Już wiem, że będę musiał z tą dziewczyną spotykać się 2 razy w tygodniu, bo inaczej: a) ona nie da rady, b) ja za mało zarobię. No i tak czy owak muszę jeszcze znaleźć jakieś źródło dochodów – w sensie, że więcej korków. Czekam też na przelew z redakcji. Czas najwyższy byłoby zapłacić. To grosze co prawda, ale powiedzmy sobie szczerze – jestem studentem i operuję tylko groszami :)
Jakaś szkoła języków obcych proponuje mi pracę. Mam się u nich zjawić na teście, który sprawdzi moje umiejętności a potem będą albo mnie szkolić i zatrudniać, albo podziękują.

Wczoraj cały dzień w sumie zajęty miałem pierdołami. Jakieś tam zadania do zrobienia, pomoc Domi, smsy, umawianie się… Poza tym dość późno wstałem, bo zmęczony byłem po małej ilości snu przed podróżą i potem jeszcze jakże miłą memu sercu wizytą Napalonych. Bili się, łaskotali, wyzywali, całowali, ściskali, dotykali… Och, dziewczęta, dziewczęta.
No i na kawie byłem. Z Damianem. Dobrze, że nam się w końcu udało spotkać, choć mam wrażenie – i chyba Damian o tym wie – że nie chce się przede mną otworzyć. Coś jakby miał „na sercu” i miałem wrażenie, że zastanawia się kiedy to „coś” powiedzieć, kiedy się odezwać, ale w końcu się nie odezwał i w końcu nie powiedział. Owszem, rozmowa była miła, siedzieliśmy we W Biegu Cafe (10 proc. zniżki mam przecież już na stałe), pogadaliśmy i takie tam, wszystko miło. Ale coś jakby umknęło.

No a wieczorem oczywiście zaliczyłem imprezę. I to taką maratonową. Kuba wpadł do mnie z Michałem Fantomem – posiedzili chwilę, czekając aż się umaluję i takie tam… A potem podróż do Barbie (Michał odpał w trakcie owej podróży i poszedł do domu). Tam dostaliśmy pieczątki, a że pusto było – poszliśmy do Galerii. Fakt, że tam też jeszcze nie za wiele się działo, ale już jacyś ludzie byli. Było miło, owszem, ale postanowiliśmy zmienić miejsce. Wcześniej jednak DJ Spark, który akurat nie grał tego wieczora podszedł i z sobie charakterystyczną gracją wręczył mi dwa podwójne zaproszenia na urodziny Galerii. Jakie to sympatyczne. Poszliśmy do HotLa. To moja pierwsza tam wizyta. Było miło, zobaczyłem lokal. Już wiem, co tam się dzieje, co tam ma miejsce i jak w ogóle owo miejsce wygląda. A wygląda… obszernie. HotL jest duży, może aż za duży. Przez to wydaje się dość pusty… Chyba, że wczoraj rzeczywiście nie za wiele ludzi było.

Ponieważ telefon się urywał, poszedłem do Barbie. Z Kubą dzielnie towarzyszącym mi w moich – podkreślam – pieszych wojażach. W Barbie impreza na całego. Całkiem sympatycznie, kilku ślicznych chłopców, muzycznie okej, więc pobaunsowałem sobie. Oczywiście nie mogłem za długo, bo już mnie wyciągali, już mi uciekali… Dałem sobie jeszcze kilkanaście minut. I jak tak sobie tańczyłem – podszedł do mnie DJ Mikimouse, czy jak to się tam pisze, i przywitał się ze mną. To o tyle dziwne, że przecież się nie znamy. A po chwili podszedł znów i dał mi swoją płytę z setem swojego autorstwa. Boże, I am so VIP. Wszyscy mi coś dają tego wieczoru.

No i w końcu do Utopii poszedłem. A że była nas spora grupka – bo jeszcze dołączyła Iga, Karolina i Piotrek – musieliśmy się rozdzielić. Co też zrobiliśmy. Ja szedłem na końcu. I jak doszedłem to zastałem ich czekających przed wejściem do U. Się wkurwiłem. Oczywiście Danielek się ze mną przywitał, ucałował. Pytam, czy mogę zaprosić znajomych. Na pytanie którzy to, wskazałem wszystkich. Wpuścił tylko facetów. Powiedział, że nawet zaproszenie, które mają Asia i Kalina nie pomoże – „dzisiaj tylko karty klubowe”. No i poszły dziewczęta. Z Piotrkiem. Więcej się zrobić nie dało. A od Karoliny dostałem sukienkę. Chyba będzie mała, ale jeszcze nie przymierzałem. Jak tylko to zrobię – opowiem jak wyglądam.

Bawiłem się niedługo, bo Napaleni chcieli się zwijać. Ciotodramy mieli i w ogóle. Takie małe, potem była duża. Jak zwykle. Oczywiście ciocia tylko słucha cichutko i się nie odzywa, jeśli nie musi. Tak, czy owak – koło 3:30 byłem w domku. Szybko. Ale to dlatego, że dzisiaj jest zlot GayLife’u, impreza z okazji Dnia Chłopaka w Barbie i Outsider w Utopii. Znaczy, że wszędzie wypada się pojawić. Co też zrobię.
Oczywiście jak poradzę sobie z wielkim problemem: w co ja się, kurwa, ubiorę?

Wypowiedz się! Skomentuj!