To będzie zawiła i skomplikowana historia. Jednego wieczora przewinęło się przez moje życie tyle osób, ile już dawno nie miałem okazji zapisać na stronach tego bloga.

Wszystko zaczęło się… gdy zadzwonił do mnie Napalony. Na jego prośbę nie ujawniam o co chodzi. W każdym bądź razie chciał się spotkać. „Dziś albo jutro”. Powiedziałem, że jestem do dyspozycji. Bo taka prawda. Dla przyjaciół, prawie przyjaciół i bliskich znajomych czas mam zawsze. Potem zadzwonił znów. Że jednak dziś. Wyjaśniłem moje plany na wieczór. Zaakceptował. Mieliśmy spotkać się około 20:30 na Metro Wierzbno. Tak też się stało. Pojechaliśmy do centrum.

W metrze spotkaliśmy Davida. Zmierzał do centrum także, jak się potem okazało – na jakieś spotkanie. Powiedział, że dostał właśnie SMSa od Kacpra. Wiedziałem „z innych źródeł” ;) że poznali się wcześniej jakiś czas temu. Słyszałem też (plotki szybko się roznoszą), że troszkę SMSują. David stwierdził, że wymienili ledwo 2 SMSy. Tak dojechaliśmy do Centrum. David nerwowo zareagował na mój żart, że zaczekamy żeby zobaczyć z kim się umówił. Przez chwilę pojawiła się w naszych głowach myśl, że być może nawet z Jego Facetem i Kacprem, którzy byli gdzieś w Centrum. Ale nie…

Wychodziliśmy koło Rotundy i już wiedzieliśmy z kim był umówiony. Stał tam jakiś ciotowaty chłopiec. Potem okazało się, że ma na imię Robert. My z Napalonym poszliśmy do bankomatu BZ WBK. Musiałem zasilić swoją kieszeń gotówką. Bo jak zwykle jej nie miałem. Potem ruszyliśmy do Metra Świętokrzyska i pojechaliśmy na Politechnikę. Tam byliśmy umówieni z Pawłem. Byliśmy ciut przed czasem, a on spóźnił się jakieś 3 minuty (kronikarska dokładność każe mi odnotować, że spóźnienie to było niewielkie i poprzedzone SMSem z wyjaśnieniami). Zdążyliśmy na wcześniejszy autobus i pojechaliśmy do Paradise’u.

Przy wejściu – niespodzianka. Paweł nie ma dowodu, a legitymacja nie wystarczy. Nie możemy wejść. Fuck it.
Oddaliliśmy się więc i niespiesznym krokiem udaliśmy się do… Toro. Tak, wiem, narzekam na ten lokal a i tak co chwilę w nim lądujemy. Ot, życie. Weszliśmy z niewielkimi problemami. Znów z powodu braku dowodu.
W środku zaś spotkaliśmy… Jego Faceta i Kacpra z koleżankami. Dosiedli się do nas. Wcześniej swoje przybycie zapowiadali też Marcinkowo i Adam, ale wycofali się na rzecz Kokonu.
Potem spotkałem w Toro jeszcze Piotra! Kopę lat się nie widzieliśmy. Okazało się, że poznał się już z Kacprem, co ten strasznie przeżywał. Zwłaszcza ich rozmowę, w której to niejako miał zmiażdżyć Piotra argumentami. Nie wiem, średnio mnie interesują ich stosunki. Jednakowoż dałem Kacprowi do zrozumienia, że uważam za niestosowne wypowiadanie się negatywnie na temat moich „eks” w moim towarzystwie.

Wieczór mijał dość spokojnie i nie za prędko. Ale przed północą zepsuła się muzyka. Postanowiliśmy z Pawłem, że wychodzimy. Było dość wcześnie, a Paprotka już wypadła z naszych wieczornych planów. Chcieliśmy iść do Utopii. Napalony postanowił zostać. Gdy wychodziliśmy, spotkaliśmy… Davida ze swoją randką. Wcześniej wysłałem Davidowi SMSa, że okłamał mnie i nie podoba mi się to. Wyszło bowiem na jaw, że wymienił z Kacprem „nieco więcej” niż dwa SMSy. David pytał o co chodzi i w jakiej kwestii mnie okłamał. Wyjaśniłem, a on był zdziwiony, że o coś takiego mogę się obrazić. Tak, Damy się nie kłamie. Lepiej milczeć.

Że czasu było sporo, postanowiliśmy się przejść do Centrum. Po drodze zapragnąłem a Paweł zgłodniał. McDonald’s koło Smyka okazał się idealny. Posileni ruszyliśmy dalej. Paweł czekał na sygnał od swojego przyjaciela Piotrka, który miał do nas dołączyć ze swoją randką w drodze do Utopii. Czekaliśmy długo. Bardzo nawet. Najpierw siedząc na niewygodnych plastikowych fotelach-reklamach Canal+ a potem stojąc obok Sphinxa na Chmielnej. Tam mieliśmy się wszyscy spotkać. Nie było łatwo, ale jakoś nam się to udało.

Około 2 weszliśmy do Utopii. Nie było problemów. Choć randka Piotrka, niejaki Marcin, wyrażał obawy czy my „tak normalnie wejdziemy”. Wyjaśniłem, że nie będziemy próbować dostać się oknem ani nic takiego. Dodałem, że jeśli mu zależy, to Paweł może wejść na czworaka a ja chodząc na rękach…
W Utopii spotkaliśmy (tak, znowu ktoś) Andrzeja i Lady Catherine w cywilu. Ostatnio spędzają sporo czasu razem. Dobrze. Usiedliśmy razem, pogadaliśmy. Piotrek podrywał swojego Marcina. Gdzieś tam spotkałem też Grzesia, znajomego Sebastiana (z którym to Sebastianem dziś uciąłem sobie burzliwą dyskusję na GG) a nawet Marcina Glowa.
My siedzieliśmy, potem poszliśmy potańczyć. Długo to nie trwało, bo Pawełek stwierdził, że jest śpiący i chce do domu jechać. Dla mnie – OK. Ruszyliśmy tyłki na Centralny. I po kilku minutach byliśmy w 604.

Do domku dotarłem po 4. Teraz siedzę, piszę bloga i nie chce mi się spać. Paweł właśnie dotarł do domu i pojawił się na GG.
To był dziwny wieczór. I chyba nie chcę już więcej mieć takiego. Bo był nijaki. Niby sporo się dzieje, ale tak naprawdę nic. Poza tym jakoś tak dziwnie…
Wrażenia pozostają mieszane. Średnie raczej. Żadne.

Wypowiedz się! Skomentuj!