David i Sebastian odwiedzili mnie w piątek. Wizyta była pomysłem Davida, który stwierdził, że to genialny pomysł. Trzeba mu przyznać, że rzeczywiście było przyjemnie. O tyle zaś nietypowo, że ciotki wcześniej się za bardzo nie znały. Owszem, z bloga, z moich opowieści – nawet ostatnio poznały się na żywo w Uto, ale tylko tyle. To miało być ich pierwsze dłuższe spotkanie. A ja nie mam nic przeciwko. Wiadomo – gość w dom, Bóg w dom. Dzień poświęciłem na naukę. Wkońcu czasem muszę coś poczytać. I tak niewiele jak na to, co mam zadane na ten tydzień…

Pierwszy przyszedł Sebastian. Były koło 20:00. Chciał, żeby mu nagrać na płytę… filmy. Jakoś jednak się tak zagadaliśmy, że nie zauważyliśmy kiedy minął czas, gdy pojawił się David. Ten zaś uparł się, że zamówi pizzę. Zamówił dwie. Tak wyposażeni usiedliśmy przy Coli, winie, ciastkach i jabłkach w cieście na kilka dłuższych chwil. Na początku – prześmiesznie, bo miałem wrażenie, że nie przpadają za sobą. Docinali sobie, dogryzali… było przezabawnie. Nawet Iwonka przyszła z drugiego pokoju, że współuczestniczyć w oglądaniu tego widowiska. Bawiłem się przednie.
Potem jednak zaszła zmiana. Zaczęli się jakoś dogadywać, znaleźli wspólny język – na tyle, że obaj siedzieli u mnie do 6 rano. Oczywiście ja nie mam nic przeciwko :) W międzyczasie postanowili pójść na stację benzynową po wino. Musiałem im towarzyszyć, bo sami nie trafią. Wino kupione, ale oczywiście w moim świetnie wyposażonym mieszkaniu nie ma korkociągu. Mieliśmy takie szczęście (ponoć głupi zawsze je ma), że spotkaliśmy sąsiadkę z okolic naszego mieszkania (ta sama klatka) o godzinie 4 rano w windzie, która zgodziła się pożyczyć nam korkociąg… I już wszyscy zadowoleni kontynuowaliśmy nasze posiedzenie. Oczywiście chłopcy zmęczeni i śpiący (mnie to jakoś nie dotknęło) pokładali się i przysypiali – alkohol robi swoje. Co nie zmienia faktu, że spędziłem przemiły wieczór (i noc) w ich towarzystwie.

Nie za bardzo mogłem spać w sobotę, bo o 11 pobudka. O 14:25 przyjeżdżała BeBe z Łodzi. Więc musiałem posprzątać mieszkanie po posiadówie, odkurzyć no i przygotować się na następnego gościa.
Pociąg z Bebe przyjechał na czas. Na dworcu Centralnym zauważyłem jakże genialny napis: „Baczność! Przewody trakcji elektrycznej są pod napięciem. Dotknięcie grozi śmiercią!” Ruszyliśmy z Bereniką do domku. Obiadek był oczywiście pyszny (bo ja robiłem), a potem… potem przyszli goście. Tym razem Napalony, Jego Facet i Andrzej Warszawa. Przyszli na chwilkę, żeby pogadać przed imprezą. Potem w 6 osób ruszyliśmy do Paradise’u w malutkim, ale jakże sprawnym samochodzie Jego Faceta. Jazda spokojna i bezpieczna (dresy przy Paragrafie 51) zakończyła się sukcesem. Zdążyliśmy przed 22, więc nie płaciliśmy za wstęp.

Sama impreza zaś była średnio udana. Tzn. ludzie okej, muzyka do dupy. Była tam też pani z KULu, która robiła ankietę do swojej pracy magisterskiej. Chciała ankietować środowisko gejów pod względem alienacji, osamotnienia i poczucia beznadziei życiowej. Wypełniliśmy oczywiście ankietę i poprosiłem ją, żeby potem przesłała mi swoją pracę na maila. No co? Jestem socjolog. Interesuje mnie to, co ona napisze. Dla mnie to też dobry temat pracy magisterskiej ;) Ale to tak na marginesie.
Poza tym była w Paradise jedna fajna ciocia. Żółta koszulka, modne okularki przeciwsłoneczne, fajne spodnie, lans godny Utopii. Ale on doskonale wiedział co robi – w Uto byłby jednym z wielu, a w Paradise zwracał uwagę wszystkich na siebie. Z ciekawszych rzeczy, to jeden brzdki pan chciał podrywać Andrzeja no i musieliśmy zgrywać parę… Jak ja się muszę poświęcać ;)

Do domku Napaleni odwieźli nas po pierwszej (Jego Facet nie czuł się najlepiej), więc… Andrzej posiedział jeszcze u nas jakiś czas. Tak w ogóle to Napalony był tej nocy mocno na Andrzeja napalony… Tak dla odmiany oczywiście :) Był już bliski zaproponowania mu trójkąta, ale… o coś tam jak zwykle pokłócił się z Jego Facetem, no i się rozmyło. Oczywiście pogodzili się wszyscy i ładnie rozstaliśmy się w atmosferze pokoju, miłości, zrozumienia i wzajemnego szacunku.
Andrzej pojechał do domku po 3, ja posprzątałem, posiedzieliśmy jakiś czas i poszliśmy spać. Wkońcu zresztą. Ale już wiem, że we wtorek mają do mnie wpaść Napaleni i być może Andrzej. A w środę David ze swoim Radkiem. A w poniedziałek Monika z Krakowa (znajoma Iwony, która przyjeżdża na koncert Edytki Górniak). W czwartek zaś jadę do domku… Czyli, że będzie znowu intensywny tydzień.

Bebe już dziś jedzie do domku… A szkoda, bo to zawsze wesoło, jak dużo ludzi w domku. Iwona z Anką znów miały telefoniczne poważne rozmowy… Ja jednak pozytywnie spoglądając w przyszłość wierzę, że będzie co najmniej tak dobrze jak jest zazwyczaj.
Tak nam dopomóż Bóg.

DOPISANE PÓŹNIEJ
Zmieniłem muzykę na blogu.

David Guetta „Just a little more love”

Just a little more love
Just a little more love
Just a little more love
Just a little more love

Just a little more love
Just a little more peace
Is all it takes to live the dream
hand in hand we’ll take a stand
one day soon we’ll live in harmony

Just a little more love
Just a little more peace
Is all it takes to live the dream
hand in hand we’ll take a stand
one day soon we’ll live in harmony

Wypowiedz się! Skomentuj!