Frustracja
środa rano
Jak byłem mały, to nie rozumiałem tego słowa. Nie wiedziałem, że jak gotuję się wewnętrznie na arbitralne decyzje rodziców dotyczące mojego jestestwa, to właśnie narasta we mnie frustracja. Teraz już to wiem. Teraz wiem też, że coraz częściej zdarza mi się odczuwać ten specyficzny stan.
Na przykład wczorajszego wieczora, gdy miałem spotkać się z Arkiem. Tak, miałem. Dlaczego się nie spotkałem? Miał zadzwonić, a jeśli nie odezwie się do 22, to inicjatywa miała być po mojej stronie. No, ale wszelkie próby dodzwonienia się do niego po 22 spełzły na łączeniu się z pocztą głosową jego numeru. Wysłałem mu dwa SMSy. Nie wiem nawet czy już je odebrał. W ogóle nic nie wiem. I to jest pierwszy powód frustracji.
Drugi powód pojawił się dziś. Zdecydowaliśmy się na internet poprzez Neostradę. Wszystko pięknie, wybraliśmy plan taryfowy, umówiliśmy się co do kosztów, chcieliśmy skorzystać z promocji… Odwiedziła nas rano właścicielka (na naszą prośbę) i nawet ją namówiliśmy na podpisanie umowy. Wszystko pięknie, ale… przy obecnym planie taryfowym (oszczędny) nie możemy założyć neostrady! Musimy więc czekać na zmianę planu na standardowy, co nastąpić może dopiero od 1 grudnia! Pierwszy grudnia!!! Czyli dokładnie za 28 dni… Kolejny miesiąc bez internetu? Wykluczone.
To drugi powd frustracji.
Są oczywiście pozytywy w tym wszystkim. Wizyta właścicielki Babci Halyny była okazją do napraw. Zgłosiliśmy nasze zastrzeżenia dotyczące pralki i hydrauliki. Babcia wszystko naprawi. Kran w toalecie jest już w pełni sprawny. Jutro rano pojawi się „pan od pralki” a w piątek po południu udrożniony zostanie odpływ wanny. Wszystko na koszt Babci Halyny. Tak powinno być.
Powodem frustracji jest narastająca wewętrzna walka z tym, czy mam powiedzieć Arkowi o tym co się stało między mną a Piotrem. Wiem, wiem – powinieniem. Nie mogę budować związku na kłamstwie, nie byłbym wtedy wcale lepszy od Piotra okłamującego swojego faceta. Wiem też, że podkreślam zawsze wagę szczerości w związkach… Ale z drugiej strony – boję się. Nie wiem czy potrafię. Nie wiem jak Arek zareaguje.
W ogóle nie wiem czy problem istnieje. Nie wiem bowiem czy Arek dla mnie jeszcze istnieje. Mamy problem z komunikacją… Więc jakby dziwnie to wszystko wygląda. Boję się, że mogę go stracić (groteskowo to brzmi), podczas gdy nie wiem czy przypadkiem już go nie straciłem… Zamieszanie w moim życiu uczuciowo-emocjonalno-łóżkowo-erotycznym jest dla mnie normą. Ale jest także powodem frustracji.
Znalazłem za to fajny tekst opisujący stan ducha, jaki czasem mnie napada. Autorem jest Aleksandra Bem, a akapit pochodzi z artykułu „Prowiant na długi dystans” z 'Glamour dla zdrowia i urody’ (listopad 2004).
„Współczesne życie jest jak wyścig, którego metę wyznacza dopiero starość. Niewidzialna ręka coraz wyżej ustawia poprzeczkę. I nieważne, dokąd się biegnie. Grunt, by dobrze trzymać się bieżni i osiągnąć zamierzny wynik. Zacisze rodzinne? Prywatność? Kiedyś babcia nam o tym mówiła, ale dziś liczy się praca. Sukces to wielkie słowo. Trzeba ocierać pot i umieć przy tym się uśmiechać. Udawać, że wystarczy sił na wszystko, na miłość, ideały, może nawet hobby. I podążać naprzód. Tak jak robią inni. Strój opisywanego biegacza? Garnitur albo kostium, eleganckie buty. Środki dopingowe? Zdarzają się. Jak długo może to potrwać? Kiedy przyjdzie i czym skończy się kryzys? Na starcie: biegacz zalicza się do młodych i gniewnych. Po pierwszym etapie – do samotnych, niewyspanych, podatnych na infekcję. Jednak póki jest szansa biec, nic nie powstrzyma przed tym biegacza.”
Nie ukrywam, że to także powód frustracji…
czwartek rano
No i wczorajszego wieczora frustracja osiągnęła apogeum. Musiałem wyjść z tego wszystkiego. Więc wyszedłem z domu. Pojechałem do śródmieścia – spacerowałem Nowym Światem, Karową, Krakowskim Przedmieściem. Musiałem trochę zmarznąć, pochodzić, pobać się o to czy nie dostanę po mordzie… Przeszło mi. Wróciłem autobusem 122 do do domu. Dopiero przed drzwiami bloku znów zatrzymałem się na chwilkę. Nie powiem, żebym powstrzymywał łzy… po prostu starałem się opanować uczucie niemocy.
W domku odrabiałem zadanie domowe (!) ze statystyki. Dziś mam mieć kartkówkę. No i nagle zadzwonił telefon stacjonarny…
Tak, to był Arek.
Zapytał czy mogę do niego przyjechać. Nie tłumaczył nic. Stwierdził, że wszystko powie mi jak się spotkamy. Owszem, pojechałem.
Co powiedział? Że zepsuł mu się telefon (to już wiedziałem) i że nie znał mojego numeru na pamięć (już zna). Mówił, że przeszukiwał billing komórkowe, żeby znaleźć mój telefon, pokazywał jak wybierał losowo jakieś numery (znał pierwsze i ostatnie 3 cyfry mojego numeru)… Nie mam powodu, żeby mu nie wierzyć.
Na początku było dziwnie. Siedzieliśmy obok siebie, nie dotykając się nawet. Powiedziałem mu, że byłem mocno wkurwiony na całą stuację. I że zastanawiałem się nad tym wszystkim i że myślałem czy nie wpaść do niego do domu, czy nie szukać jego salonu fryzjerskiego… Wyżaliłem się. On chyba też. W końcu zainicjowałem jakikolwiek kontakt fizyczny.
Dwie sprawy: do niczego nie doszło i nie powiedziałem mu.
To pierwsze to jakby drobiazg (nigdy nie przypuszczałem, że powiem coś takiego na temat seksu z facetem…), ale nie byłem w stanie mu powiedzieć. Nie umiem. Nie chcę. Wstydzę się. Tak, wstydzę się. Kiedyś mówiłem, że raczej nie żałuję niczego, co zrobiłem w życiu. No i teraz już nie mogę tego powiedzieć. Żałuję. Tak, mocno żałuję.
I wiem, że będę musiał mu to powiedzieć. Ale jak? Nie wiem… nie umiem… Niech mi ktoś pomoże!
Spotkanie z Arkiem było – i to nie będzie nic nowego w moim życiu – troszkę dziwne. Nie do końca tak to sobie wyobrażałem. Ale życie zawsze odbiega od naszych wyobrażeń, prawda? Dziś chyba znów się spotkamy. Muszę z nim porozmawiać. Nie tylko o tym co się stało między mną a Piotrkiem. Muszę z nim w ogóle porozmawiać na temat tego, jak on wyobraża sobie nasze bycie razem. Dziś na przykład zaproponowałem, żebyśmy poszli razem wieczorem gdzieś na miasto na jakąś kawę czy coś. On stwierdził, że nie chce. W ten sposób odrzuca właściwie wszystkie moje propozycje wyjść. Kazałem mu się zastanowić na co ma ochotę. Ma mi dziś powiedzieć. No i dalszy kontakt zależy od niego. Jego telefon jest w naprawie – a jego domowego nie znam. On doskonale o tym wie.
No i tak rozwiązała się sprawa Arka. Nie wiem co będzie dalej.
Pozostaje czekać i mieć nadzieję.
A zaraz przychodzi pan do naprawy pralki. A na 12:30 muszę być na uczelni. I będę miał kartkówkę ze statystyki.
hmmm a skad wiesz,ze moj piotr nic nie wie?! miedzy nami jest wszystko jasne!!! nie zycze sobie takich uwag na moj temat,poniewaz gowno to ciebie obchodzi…
może to i będą mocne słowa ale zachowujesz się jak pies który biega za swoim panem i robi co mu rozkażą.
„my declaration of independence” pamiętasz?
Mariusz powinienes powiedziec mu jak najszybciej, nie pograzaj sie dalej w to, pozniej bedzie o wiele trudniej o tym mu powiedziec. stalo sie i nie da sie odkrecic ale im dluzej bedziesz zwlekac tym gorzej dla ciebie i arka.
P.S. sorki ze cie zlapalem na poczte, ale ja uwielbiam jak mnie tak slodko, po pedalsku opie**lasz za to :] Niestety jestem zbyt tempy i nei wiem jak sie w tej Hayha wylacza ja…
Cmokam w kroka i co tam chcesz.
Kurcze ostatnio tak dobrze mi sie czytalo czytajac dziennik Brigit Joens hehe
Przez to zaniedbuje swojego bloga ale co tam u mnie tylko nudy ostatnio
Maćko,ja wiem:P
Bo wiesz Maćku… Musisz wystukać na klawiaturce swojego PHONA o tak: *110*2# i wcisnąć ZADZWOŃ. Po kilku sekundach poczta się wyłączy:)))
Witaj mój drogi w GEJACH!:D:D:D