No więc jest tak: Mirek przyjechał, jest superzabawa i w ogóle miło. Choć… i to największa tragedia – nie wiem sam czy dobrze zrobiłem zapraszając go do siebie.
Od kilku dni i kilku blotek zastanawiam się nad tym w którą stronę skierować tory swojego życia. I gdy już byłem pewien swojej decyzji, a tu nagle naleciałość przeszłości, czyli t zaproszenie, które kiedyś dałem Mirkowi. Tak jak już kiedyś pisałem – wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko namiastka tego, czego naprawdę szukam.
Zawsze powtarzam, że nigdy nikogo nie oceniam. I to prawda. Nie czuję się władny oceniać postępowanie innych, nie mówiąc o ich systemie wartości, który się z tym wiąże. Teraz nie wiem, czy chcę oceniać siebie. Bo tym razem – mam do tego prawo i mógłbym to zrobić. Ale chyba nie chcę.

Choć zabrzmi to głupio… Po wyjeździe Mirka Plan Grubej Kreski będzie mógł zostać wprowadzony w 100%. Tak, wiem że to niekonsekwencja i niedobrze się dzieje, że odkładam to „na później”. Zresztą nie odkładam! Mirek jest jakby ostatnią macką przeszłości, która sięgnęła za Grubą Kreskę i mnie dopadła. Oczywiście, żeby mnie nikt źle nie zrozumiał – to nie jest wina Mirka. On jest naprawdę przeuroczy. No i nie ukrywam, że w łóżku jest mi z nim fantastycznie. Co jakby nie zmienia faktu, że nie powinien znajdować się w moim łóżku. A przynajmniej nie wtedy, kiedy ja w nim jestem.

Mirek przyjechał 30 września chwilę przed północą. Wyszedłem po niego na Dworzec Centralny. Wracaliśmy nocnym. I jak zwykle moja wada wzroku dała się we znaki. No bo jak można nie zauważyć Multikina? Ano można! I tak właśnie ciocia duzyformat zrobiła. Przez co musieliśmy dwa przystanki przejść się aż dotarliśmy do miejsca, skąd… musieliśmy – co normalne – przejść się kawałek do miejsca, w którym teraz mieszkam. No, ale nie było tak źle.

Wczorajszy dzień spędziliśmy właściwie na nic-nie-robieniu. Tym bardziej, że Iwona i Anka poprzedniej nocy poszalały gdzieś (w Rasko chyba…?) i przez to nie miały siły na nic w ciągu dnia. Ja z Mirkiem z oczywistych dla wszystkich przyczyn byliśmy też raczej zmęczeni. Był nawet taki moment w ciągu dnia, że wszyscy poza mną spali w przeróżnych miejscach i pozycjach, odrabiając to, co stracili w nocy… A ja korzystając z chwili nieobecności Mikołaja Właściciela, siedziałem na necie.

W końcu jednak udało mi się zmobilizować ich do zakupów, które były koniecznością, zważywszy na zawartość lodówki. No w końcu trzeba coś jeść, prawda? Jedynie Anka nie miała siły ruszyć się z miejsca, tłumacząc to wszelkimi możliwymi przypadłościami, które w tym akurat momencie ją dopadły. Więc ruszyliśmy. A że w piątek o 16 ulice Warszawy nie są zbyt miłym miejscem, wie chyba każdy kierowca. Nie inaczej było tym razem. Dwie goziny wlekliśmy się na Warszawę Wileńską. Po co tak daleko? Bo my naprawdę lubimy tego Carrefoura, który tam jest. Koło nas jest co prawda Tesco i jakiś leklerk (nie mam zielonego pojęcia, jak to się naprawdę pisze…), ale to nie to samo. W Carrefourze zjedliśmy też obiad w postaci tradycyjnych zapiekanek.

Spieszyliśmy się z powrotem do domu, ponieważ właściciele Paradise’u wprowadzili genialną wprost rewolucję polegającą na przesunięciu godziny bezpłatnego wejścia do dyskoteki na 21. Nie będę przecież płacić 10 zł za nic! Udało się jakoś. Co prawda po pzybyciu do miejsca, w którym teraz mieszkam spędziliśmy w nim jakieś 20 minut… ale wystarczyło. Ruszyliśmy metrem i autobusem do Para. Dotarliśmy około 20:55. Wewnątrz oczywiście pustki. I tak już zostało. Owszem, zeszli się ludzie, ale jakby ich malutko było, nie mówiąc o tym, że średnia wieku skoczyła do zatrważającej liczby 32…

Na całe szczęście byli w Para Napalony i Jego Facet. Tym, którzy ich juz nie pamiętają, pozwolę sobie przypomnieć, że to dwie ciocie z Warszawki, które poznałem jakiś czas temu i które uwielbiam po prostu. Mógłbym ich słuchać godzinami. Są przezabawni. Zwłaszcza, gdy w aktorsko-ciotowski sposób się kłócą i obrażają na siebie (po to, by za maksimum 30 minut znów się pogodzić). Posiedzieliśmy w Paradise dobre kilka chwil, ale koło 23 stwierdziliśmy, że może być już tylko gozej i ewakuowaliśmy się do Kokonu. No bo to jest miejsce, gdzie ciocie i gwiazdy chodzić lubią najbardziej (Utopia sucks!). Tam było lepiej. Zwłaszcza jak na piątkową imprezę. Ja wciąż nie rozumiem, nie akceptuję i nie mogę pojąć dlaczego w stolicy ludzie w ogóle nie bawią się w piątki… Było więc znośnie.

Co nie zmienia faktu, że siedzieliśmy tam tylko do około 1. Potem nam się znudziło. Napalony i Jego Facet odwieźli nas pod Metro Imielin (propozycja była ich, ja wskazałem miejsce). Swoją drogą, wcześniej podczas rozmowy pojawił się wątek-propozycja (oczywiście pół-żartem, pół-serio), czy oni z Mirkiem mogą w trójkącie… Powiedziałem, że mogą. No i zaczęła się dyskusja. Bo Napalony chciał, a Jego Facet nie… Mirek biedny stał obok i nie wiedział w ogóle, że taka idea się pojawiła. Swoją drogą ciekaw jestem, jak by zareagował. Stanęło na tym, że do niczego nie doszło, bo chłopcy nie mogli dojść do porozumienia. Napalony ponad godzinę prosił swojego faceta, ale Jego Facet stwierdził, że po wyrzutach, jakie miał po ostatnim trójkącie – woli nie ryzykować, choć sam by chciał…
I tak to właśnie Mirek wzbudził zainteresowanie w Kokonie. Aż przypomniały mi się czasy, gdy przybył na moje urodziny do Arcadiussa i tam wszyscy się na niego gapili. Ja oczywiście też…

Noc i poranek były upojne, a dziewczyny poszły teraz po ojca Anki, który ma przyjechać do stolicy, żeby odwiedzić córkę i przywieźć dla niej jakieś tam rzeczy (oscypek!!!). Ja siedzę teraz i bloguję słuchając Edytki Górniak, a Mirek bawi się swoim małym… telefonem komórkowym oczywiście :)

Ah! No i jeszcze jedna myśl… Okazało się, że Napalony i Jego Facet mają odpowiednio rozmiary 28 i 29 w pasie. I za to ich już nie lubię. Bo ileż to ja się musiałem nacierpieć, żeby mieć 32!!! I to jest skandal. Oczywiście im o tym powiedziałem. Wiedzą, że tak łatwo im tego nie wybaczę. Tym bardziej, że po nich to widać – ja też tak chcę!!!

No i kolejny cytat z cyklu „bez komentarza, czyli pedalska komuna rozmawia”… Iwona stwierdziła wczoraj: „gdybym tak wisiała do góry nogami, to moje cyce by mnie chyba zadusiły.

Wypowiedz się! Skomentuj!