Wkurwiłem się. Sam nie wiem czym i dlaczego.
Od rana miałem świetny humor – na 7:00 byłem w kościele na mszy za pomyślność na maturze… I wszystko od tamtej pory było w porządku – nawet podczas liturgii się wzruszyłem. Jakoś tak było sypatycznie. A jednocześnie zdałem sobie sprawę z odchodzenia do przeszłości tych – jakby na to nie patrzeć – beztroskich lat…
Teraz będzie inaczej. To kwestia kilku miesięcy i moje życie powinno się diametralnie odmienić.

Potem przyszła Kaśka K i poszliśmy pod szkołę. Humor miałem wyśmienity. Pstrykałem zdjęcia do gazety (dziennikarzem jest się 24 godziny na dobę…), śmiałem się, rozmawiałem z innymi… Miło było po prostu. Weszliśmy do szkoły – nadal robiłem zdjęcia, mam nawet kilka fajnych.

W końcu zobaczyłem tematy. Ucieszyłem się. Pierwszy był niemal żywcem wzięty z ubiegłego roku, czwarty B był taki sam jak na próbnej maturze („Dziady” cz. III) a poza tym w ogóle były tematy fajne. Wziąłem trzeci: „Szlachetny – występny – okaleczony… Jaki obraz człowieka odnajdujesz w literaturze powojennej XX wieku? Rozważ problem, odwołując się do różnych utworów literackich.”

Wszystko pięknie szło, pisało mi się gladko, wykorzystałem przede wszystkim utwory spoza kanonu lektur… czyli tak jak lubię i tak, jak jest najwyżej cenione. Naprawdę byłem zadowolony. Poza tym wydaje mi się, że praca jest dość odkrywcza, jeśli chodzi o interpretację zadanego tematu. A lubię zaskakiwać polonistkę.
Potem okazało się, że skończyłem jako pierwszy w szkole. Z jednej strony mnie to ucieszyło (komentarz chemicy do mojej polonistki, gdy oddawałem pracę: „No! Tak jak mówiłaś – oddał pierwszy!”), ale z drugiej – może to nie koniecznie dobrze? Wyszedłem z sali z przekonaniem, że będę miał za tę pracę 5.
Fakt, że jej objętność jest raczej przeciętna jak na standrady pracy maturalnej w naszej szkole, ale przecież nie objętość a treść się liczy.

Potem krótki wywiad dla lokalnej telewizji (bo przecież jako pierwszy skończyłem), śmieszna rozmowa z historykiem („Ale jak zapomnę jutro jakiejś daty, to mam się zgłaszać, tak?”) i umówienie się na wywiad z dyrektorką na jutro… I już wyszedłem ze szkoły. Tam dopadły mnie matki moich znajomych pytając o wszystko, o co można było spytać. Obcy ludzie też zaczepiali i pytali jakie były tematy…
Przeżywają tę maturę jak mrówka okres… (tak się chyba mówiło kilka lat temu, prawda?)

Jedna z matek podwiozła mnie do szpitala, do mamy. Tam oczywiście po raz kolejny musiałem wszystko opowiadać zgromadzonej gawiedzi. Poszliśmy z mamą do domu, po drodze spotykając brata („I jak było?”) i zachodząc do sklepu. Tam jakieś zakupy i do domu. Tu znów babcia…

Najśmieszniejsze były oczywiście SMSy… Rano ja wysłałem do większości zdających znajomych: „UWAGA!Ponoc odwolali mature!przelozona jest na za tydzien,bo byl przeciek w naszym wojewodztwie!!!sensacja!!!” Oczywiście nikt się nie nabrał (a szkoda!). A ileż ja dostałem smsów od znajomych z życzeniem powodzenia! Wszystkim, którym jeszcze nie podziękowałem teraz uroczyście dziękuję. Rano nawet na pocztę mi się Michał Neo nagrała! Udało mi się przed wejściem na salę jeszcze tego odsłuchać. Niesamowicie miło z jego strony i powiem szczerze, że się nie spodziewałem :)

W domku przespałem się a jak się obudziłem, to uświadomiłem sobie, że właśnie zaczyna się spotkanie, na którym powinienem być… W sprawie kina oczywiście. Szybko poszedłem i dosłownie przed pół godziny wróciłem. Ale już jak wstałem, to humor miałem jakiś zjebany.
Nie wiem czemu. Nie denerwuję się, choś jutro ten trudniejszy egzanim – historia (Boże! 4! Błagam!!!), ale ja jak zwykle mam zero stresu. Miałem zjeść kawałek pizzy teraz na kolację, ale już straciłem ochotę na nią po chwili i już awantura w domu.
Oj nie wiem czemu… Mam zły humor i już.

Głupio pisać maturę mając zły humor, prawda? Mam nadzieję, że mi do jutra przejdzie.
Teraz przydałoby się, żeby mąż zadzwonił… Ale wiem, że nie zadzwoni…
Chujowica.

Wypowiedz się! Skomentuj!