Szedłem na ten film, wiedząc o czym i o kim jest. Wszak w USA miał premierę w maju. Powstrzymywałam się przed obejrzeniem go on-line, bo liczyłam na to, że jednak wejdzie w Polsce do kin. Udało się. Gutek Film zdecydował się na dystrybucję. I dobrze zrobił. W sumie przecież niewiele jest filmów biograficznych na temat pedałów i lesb, prawda? Bez względu więc na wartość artystyczną, trzeba opowiadać te historie. A że obsada w tym przypadku była gwiazdroska, to inna sprawa. Tym bardziej liczyć można, że kina wypełnią się nie tylko osobami LGBT, ale także „general population”, cokolwiek ma to słowo znaczyć.
Bez wątpienia nie jest to historia głęboka. Ot, lekko bajeczna, przewidywalna story, która nie zaskakuje. On poznaje młodego chłopca, zakochuje się w nim, tworzą związek. On jest znanym w całych Stanach Liberace, gwiazdą, żyjącą legendą, pierwszym bożyszcze tłumów. Jego sława przewyższa Elvisa Presleya (któremu zresztą pomaga w karierze, ofiarowując mu słynną złotą marynarkę). Narracja opowiedziana w filmie nie jest więc porywająca. Ale dzieło ogląda się miło. Douglas gra świetnie. Damon też, choć mam wrażenie, że to właśnie kreacja Liberace (którego matka była Polką) jest warta szczególnej uwagi. Dla zabicia czasu i poznania pierwszego perfomera – ojca/matki wszystkich Lady Gag i tym podobnych – warto się wybrać do kina.

Wypowiedz się! Skomentuj!