Co mają geje i lesbijki do krzyża pod Pałacem?
Warszawa, 8 sierpnia 2010 – Trans szuka podobieństw między działaniami środowiska LGBTQ a ekstremistami pod Pałacem Prezydenckim. Na portalu homiki.pl właśnie ukazał się jej tekst „Co mają geje i lesbijki do krzyża pod Pałacem?”, w którym uczy, jaką lekcję mogą osoby LGBTQ wyciągnąć z zajść pod krzyżem.
W swoim tekście, Jej Perfekcyjność zwraca uwagę na podobieństwa między osobami, które walczą o krzyż w miejscu publicznym a gejami i lesbijkami, którzy walczą o obecność swoich symboli we wspólnej przestrzeni. Namawia czytelników do tego, by inaczej spojrzeli na to, co się tam dzieje.
– Czy nie można na nich spojrzeć, jak na mniejszość, która chce znaleźć dla siebie miejsce w przestrzeni miejskiej? – pisze w swoim tekście. – Jak na mniejszość, która – podobnie jak osoby LGBTQ – ma swoje poglądy, z którymi większość społeczeństwa się nie zgadza, a które są dla niej bardzo ważne? Jak na mniejszość, która chce zmienić coś, co zawarte jest w konstytucji RP (zasada rozdziału państwa i religii), podobnie jak mniejszość LGBTQ (definicja małżeństwa)?
Tekst ukazał się dzisiaj, lada dzień opublikować ma go także portal homoseksualizm.org.pl. Teraz można go przeczytać także tutaj.
Strona portalu homiki.pl z tekstem JP
Artykuł Jej Perfekcyjności w homiki.pl
/wirtualnemedia.pl/
[more]
Co mają geje i lesbijki do krzyża pod Pałacem?
Krzyż pod Pałacem Prezydenckim zostaje. Informacja ta jest najważniejszym newsem dnia we wszystkich mediach elektronicznych. Po kilkudziesięciominutowych przepychankach okazało się, że władze czterdziestomilionowego państwa nie są w stanie poradzić sobie z grupą kilkuset ekstremistów. Postanowiono zatem: póki co, krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego przenosić nie można. Nieco szerzej o tym pisałam tutaj.
Krzyż to symbol kilku wyznań zarejestrowanych w Polsce. Jest najbardziej znanym symbolem chrześcijańskim, znakiem doskonale kojarzonym, który jakieś 2 tys. lat temu zmienił znaczenie z symbolu poniżenia i upodlenia na symbol zwycięstwa i życia wiecznego. To dość elementarna wiedza, która jednak przyda się, jeśli chcemy znaleźć odpowiedź na to, dlaczego krzyż harcerski ma znaczenie dla gejów i lesbijek.
Po pierwsze – co najbardziej oczywiste – poza tym, że jesteśmy obywatelami RP, wiele osób LGBTQ jest wyznawcami różnych wyznań chrześcijańskich. Od najpopularniejszego rzymskiego katolicyzmu, przez augsburski ewangelicyzm i ewangelików reformowanych aż do najmniejszych – kościoła adwentystów dnia siódmego, chrześcijan dnia siódmego czy wolnego kościoła reformowanego. Krzyż jest więc zapewne dla wielu z nas czymś ważnym, z czym wiążemy pewną część swojej tożsamości.
Po drugie – walka o krzyż toczy się w przestrzeni publicznej, a więc także takiej, co do której my mamy prawo zabierać głos i chcieć współdecydować o jej kształcie. W przestrzeni publicznej, w której aktualnie doszło do zawłaszczenia nie tylko symbolu chrześcijańskiego ale także do zawłaszczenia pewnej fizycznej przestrzeni, która znajduje się w jednym z najważniejszych dla polskiej demokracji miejscu, czyli tuż przed Pałacem Prezydenckim. Jednych może to wkurzać, innym być obojętne. Warszawiakom może dodatkowo trochę utrudniać życie (choć do zmian tras autobusów i zamknięcia odcinków dróg spowodowanych manifestacjami chyba wszyscy tu prędzej czy później przywyknąć muszą).
Po trzecie – i co najważniejsze – walka toczy się o symbol. To o tyle istotne, że – pozwolę sobie przypomnieć – o obecność naszego symbolu w przestrzeni publicznej musieliśmy sami walczyć podczas EuroPride w Warszawie. Zrywana znad wejścia do PrideHouse’u tęczowa flaga stała się miernikiem tego, jak bardzo osoby LGBTQ mogą być obecne w przestrzeni miejskiej. Podobnie o swój symbol walczą ekstremiści pod Pałacem Prezydenckim. Czy nie można na nich spojrzeć, jak na mniejszość, która chce znaleźć dla siebie miejsce w przestrzeni miejskiej? Jak na mniejszość, która – podobnie jak osoby LGBTQ – ma swoje poglądy, z którymi większość społeczeństwa się nie zgadza, a które są dla niej bardzo ważne? Jak na mniejszość, która chce zmienić coś, co zawarte jest w konstytucji RP (zasada rozdziału państwa i religii), podobnie jak mniejszość LGBTQ (definicja małżeństwa)?
Może okazać się, że ekstremiści spod Pałacu Prezydenckiego mają więcej wspólnego z ruchem LGBTQ niż nam się wydaje… Oczywiście, są też istotne różnice. Łamanie prawa, stawianie czynnego oporu, ustawienie tzw. małej architektury w przestrzeni publicznej bez wymaganej zgody, organizowanie nielegalnego zgromadzenia publicznego, zaśmiecanie itd. Różnica – dość istotna – polega także na tym, jak traktuje się ekstremistów. Szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski stwierdził, że „nie chce narażać harcerzy i księży”. Nie ekstremistów, którzy łamią prawo, a kapłanów i właścicieli krzyża. Słusznie, że nie chce ich narażać. Ale dlaczego, gdy manifestują górnicy lub pielęgniarki, to nikt się nie obawia użycia siły i nie martwi się o narażanie kogokolwiek? Dlaczego, gdy fani i fanatycy Legii demolują Warszawę, to nikt nie martwi się o to, czy będą na coś narażeni, gdy wkroczy policja? Dlaczego podczas kontrmanifestacji NOPu podczas Parad Równości nie mówi się o narażaniu skrajnie prawicowych bojówek i policji używa się bez wahania? Czym te sytuacje różnią się od zajść pod krzyżem? Dlaczego nie odciąć dostępu ludziom do miejsc publicznych, w których bawią się fani Legii, niszcząc, co popadnie? Dlaczego nie usunąć manifestujących w Paradzie Równości, gdy NOPowcy chcą poszaleć na ulicy? Dlaczego w końcu nie zamknąć dużej przestrzeni na potrzeby tysięcy górników, którzy mają ochotę palić opony na środku Marszałkowskiej albo niszczyć wystawy sklepowe? Oczywiście po to, by nikogo nie łamiącego prawa nie narażać na niebezpieczeństwo.
I tu jest pies pogrzebany. Ekstremiści wywalczyli sobie taką pozycję w dyskursie, które pozwala im dyktować warunki. To oni zadecydują, kiedy krzyż zniknie z Krakowskiego Przedmieścia, to oni będą decydować o tym, kto może do niego podejść a kto nie. To oni wreszcie wybiorą księży, którzy będą mogli krzyż ostatecznie zabrać. Oczywiście, w terminie przez nich wskazanym.
Może te nieprzyjemne wydarzenia, ukazujące słabość państwa polskiego i bezradność całej siły, jaką posiada Rzeczpospolita Polska wobec kilkuset nieuzbrojonych kobiet i mężczyzn w dojrzałym już wieku, powinna być dla nas lekcją? Może nie jesteśmy w stanie wywalczyć sobie miejsca w przestrzeni publicznej inaczej, jak poprzez zachowania ekstremalne? Miejsca i posłuchu. Może też potrzebujemy bojówek, które – za milczącą zgodą tych, od których oczekuje się reakcji – zrobią za nas czarną robotę i będą dyktować warunki?
Nie będzie to może eleganckie, nie zawsze legalne, czasem nieprzyjemne a często i szokujące, ale czyż w polityce nie chodzi o osiągnięty cel a nie drogę do niego? Czyż nie powinna być to lekcja dla nas? Ostatecznie jednak, mimo kilku poturbowanych osób, kilku wycieńczonych wysoką temperaturą i wielogodzinnym staniem na słońcu, cel został osiągnięty. Krzyż pozostał. 1:0 dla ekstremistów.