Cokolwiek nie mówić, staję się celebrytem w jakimś środowisku. Śmieszne to i bawi mnie, że każde moje poczynanie i niemalże każda moja blotka/informacja o mnie jest dla kogoś tematem do dyskusji. Już pomijam socjologię i to że od kilku dni niemalże codziennie słyszę „widziałem cię w telewizji”, „słyszałam cię w radiu”, „jak udał się Dzień Paris?” i tym podobne. W zasadzie to miłe – nawet jak czytam pod informacjami o Dniu Paris, że jestem pojebany czy że spotkała się banda znudzonych ciot. Oczywiście, jest grupka osób, która prześciga się w licytowaniu się jak pusta jestem, ale to mi akurat nie przeszkadza. Myślę, że o ile od czasu do czasu jeszcze muszę podzielić się na blogu faktem, że zauważam takie rzeczy, to za jakiś czas i do tego przywyknę.

Aktualnie najważniejszą rzeczą dla mnie jest to, że zainstalowałem Windows XP Service Pack 3 na stacjonarnym i muszę to na laptopie zrobić. To dopiero banał, nie? No, ale z takich banałów moje życie się składa. I czas najwyższy przymierzyć się do zakupu nowej płyty głównej do komputera. Po tym jak jakiś czas temu USB mi wysiadły, tak od wczoraj wieczorem nie działa mi port PS/2 na myszkę. Spoko, daję radę, bo mam mysz na USB, ale nie mam już chyba żadnego wolnego złącza USB. I mam wszystkie PCI wykorzystane. Ale płyta ze 300 zł kosztuje a ja po ostatnim F-SP się podnoszę wciąż, nie mówiąc o zbliżających się wakacjach i moich oszczędnościach z nimi związanych. Fakt, że mam jakąś dużą pracę do napisania w wakacje, więc dostanę za nią kasę sporą, ale tak czy owak – zbliża się cięższy finansowo moment. No i psychicznie szykuję się do braku stypendium JP2 w przyszłym roku.
W moim zaplanowanym zazwyczaj życiu jest za dużo zmiennych, które są niewiadomymi wciąż – a przecież to perspektywa kilku miesięcy. No i studia…

Myślę bardzo mocno o doktoranckich. Bardzo. Oczywiście, najpierw w kolejności jest magisterium do obrony – mam już 3/4 pracy gotowe. Wczoraj dopisałem ostatnią cząstkę. Za tydzień chcę całość skończyć. W ten sposób będę miał całość oddaną w połowie maja – zgodnie z moim wewnętrznym harmonogramem. Potem zacznę ogarniać egzaminy czy coś tam. Zgodnie z planem – na dziennikarstwie do niczego nie podejdę. Napiszę pismo w tej sprawie do kierownik studiów. Wczoraj napisałem kilka(naście?) pism. Do Dziekana, do Uczelnianej Komisji Wyborczej, do Komisji Rewizyjnej, do Marszałka Parlamentu Studentów… Obiecałem kilka spraw studentom, którzy mnie wybrali i będę dotrzymywała słowa. Będę ich godnie reprezentowała i ich sprawy załatwiała. Patetycznie, wiem. Łorewa.
Poza tym wybory idą na moim Wydziale. Miałem indykacyjne w ten poniedziałek. No i stało się, wyznaczyli mnie na protokolanta. Oczywiście, spośród wszystkich 140 uprawnionych było koło 90 osób, w tym jakieś 12 studentów czy jakoś tak. I oczywiście musieli mnie wyznaczyć. Nie wypada się nie zgodzić nawet, jak się nie chce. Profesura patrzy, Dyrekcja patrzy, Komisja Wyborcza patrzy, współstudenci patrzą. Poza tym, ponieważ mam opinię jebanego formalisty, to się niby nadaję. No i protokołowałam.

Ale powinienem bardziej systematycznie opisywać. No więc w poniedziałek miałem te wybory indykacyjne. Po zajęciach, a raczej na ostatnich się zaczęły. Potem miałem kino. Macieja Bieacz, który był jedną z towarzyszących mi osób (poza Damianem Be, który też był z nami), potem poszedł ze mną do McDonald’sa zjeść coś „dobrego”. A potem wpadł do mnie, odebrał klucze oficjalnie, które Tomek, zgodnie z ustaloną procedurą oddał mi po przeprowadzeniu się do mnie. Posiedział chwilę a wraz z nim Kuba 69, który dołączył do nas w Mc – wpadł po projektor swój. Posiedzieliśmy tak we cztery osoby z Tomeczkiem i zaraz się noc zrobiła.

We wtorek byłem – o dziwo! – na zajęciach. Promotor oddała mi kolejną część pracy sprawdzoną. Więcej uwag niż ostatnio, ale jest dobrze. Na poprawki zostawiam sobie drugą połowę maja. Wtedy dopieszczę swoje dzieło i na początku czerwca będzie cacy. Pod koniec zajęć się zwolniłem, bo posiedzenie Komisji Dydaktycznej miałem. Krytyczny moment teraz w funkcjonowaniu UW, bo się ustala jak cały przyszły rok będzie wyglądał a dodatkowo te wybory nieszczęsne doszły. M.in. z tego powodu na Radzie Instytutu, która była potem, kilka tematów musiało się pojawić. No a na koniec ja przekonywałem kadrę dydaktyczną, że materiały dydaktyczne Instytutu powinny być zamieszczone w internecie, żeby studenci mieli do nich mega łatwy dostęp. I chyba się udało. Moja prezentacja w Power Point zrobiona odniosła odpowiedni efekt. Jest dobrze. Teraz czeka mnie dużo pracy, ale wierzę, że nie pójdzie na marne. Jeśli system zacznie działać, to pewno zrewolucjonizuje sposób prowadzenia zajęć w IS.

Wieczorem Marcinek Młody do mnie wpadł. To zawsze miłe są wizyty. Miał niby coś-tam pisać na studia, ale skończyło się na anjeho, czyli drineczki, ach drineczki. No i Marcinek dostał taką porcję filmów porno, że zapowiedział, że na pół roku mu wystarczy. Ja wiem, ze nie, bo to potem apetyt rośnie w miarę jedzenia, niestety.
Zaproponował luźno, że może mnie i kilka osób ze środowiska LGBT zaprosi do siebie latem nad morze do domku jakiegoś swojego. Powiedziałam, że chyba oszalał. Wyobraźcie sobie teraz mnie nad morzem latem z ciotami. Nie ma szans.
Przecież ja bym musiała się pokazywać bez koszulki na plaży czy coś. Nie mówiąc o kąpielach w morzu. Nie, nie, nie. Po moim trupie. Tym bardziej, że to są wyjazdy dla młodych. Gdzie ja tam stara ciotka im potrzebna? Nie, nie, niech się młodzi bawią. Niemniej, to strasznie mile, że pomyślał o starej ciotce.

W środę nie miałem żadnych posiedzeń ani nic takiego. Na szczęście. Za to nie poszedłem na pierwsze zajęcia, bo te po nich kolejne miałam odwołane. Zaliczyłam BUW, usypiając w autobusie w drodze do Biblioteki, gdy jechałam koło 13… Ale za to mam książkę, na której mi zależało, a którą ciężko dostać. H. Garfinkel „Studia z etnometodologii”. Po zajęciach szybko się zerwałem, żeby Carrefour zaliczyć nareszcie, bo już mnie zaczynała denerwować pustka w lodówce.
Wieczorkiem kino – Piotrek, Pasyw i Tomeczek. Obejrzeliśmy „Sierociniec”. Nawet niezły, można polecić. Potem wymyśliliśmy z Tomeczkiem, że Utopię zaliczymy. Cioty oczywiście nie chciały, ale my – tak. Niestety, się okazało, że różowy klub zamknięty. Eh, co robić. Wróciliśmy do domku i zaraz spać.

W czwartek miałam w chuja roboty. Najpierw posiedzenie Komisji Senackiej ds. Studenckich i Procesu Kształcenia. Ciekawe spotkanie. Udało mi się przepchnąć kwestię publikacji aktów prawnych wydziałów, jako istotną bardzo i zalecaną mocno. Dalej pchnę to i będę walczyć. Moim zdaniem to superważna sprawa.
Po komisji miałem czas chwilkę odpocząć – no a potem spotkanie w Pracowni Ewaluacji Jakości Kształcenia i rozmowa o promocji ankiety internetowej dla studentów UW. Wymyśliłem adres oceniasz.uw.edu.pl – chyba spoko, nie? No i lada-moment ruszy! Jeśli czytają mnie studenci UW (a wiem, że czytają…) – KONIECZNIE wypełnijcie tę ankietę. Od masowego udziału wszystkich nas zależy to, żeby wyniki były istotną kartą przetargową w walce o wiele rzeczy. Więc nie ma co, jakoś od 22 maja ruszy – będą ulotki, plakaty – więc wypełniać, wypełniać!

Nawet na jednych zajęciach byłam w czwartek. A potem spotkanie Koła Parlamentarnego. Ważne rozmowy. Kilka propozycji osób do Senatu UW w ramach uzupełnienia powiększającego się składu. Trzy kandydatury na dwa miejsca, z czego mi się osobiście tylko jedna podoba…
Tak więc znów wróciłem do domu tak, że na nic nie miałam już czasu w sumie. Za to dostałem maila od jednego z uczestników obozu dziennikarskiego z Rewala. On to czyta, więc pozdrawiam ;) Poprosił mnie o pomoc przy jego projekcie związanym z gazetami szkolnymi. Zgodziłem się, oczywiście. Wracam do mojej dawnej działalności w ten sposób – no i włączam w to moją redakcję i moje Koło Naukowe. Jeśli się to uda wszystko, to wpadnę do Wrocławia na jakąś konferencję-warsztaty-szkolenie, czy coś. I mam nadzieję, że jeszcze jakoś pomogę. Teraz wpadłem na pomysł, że jeszcze możnaby w to ogólnopolską gazetę włączyć… Zobaczymy.

W piątek – wolne! Juwenalia. Kocham studenckie święta. Oczywiście, miałem możliwość w VIPowskiej sekcji siedzieć tam z innymi Parlamentarzystami i działaczami Samorządu. Ale to nie dla mnie. Nie lubię integracji z osobami, z którymi współpracuję na innej płaszczyźnie. Nie lubię też juwenaliowej atmosfery i tamtejszych koncertów. Tym bardziej, że wszyscy w stronę Kultu zawsze idą i innych rockowych rzeczy. Z całym szacunkiem do muzyki rockowej, to jednak rzadko jej słucham. No a poza tym, nareszcie miałam czas na zajęcie się magisterką.
I odpoczynek!

A wieczorem… Wiadomo, wpadły cioty. Tomeczek to mieszka u mnie, więc go nie liczę. Ale Piotrek z Pasywem wpadli i Kuba 69, który lekko przeżywa swoje rozstanie z Grzegorzem. No i tak przeżywali wszyscy, że jak szliśmy na nocny, to jednak widać było, że bardzo… W autobusie częstowali innych swoją Colą Light, czyli megamocnym ponoć drinkiem. Nie wiem, nie próbowałam. Inni częstowani też nie za bardzo. Tomeczek był wyjątkowo trzeźwy, czym zaskoczył nas wszystkich. I odmawiał przyjęcia alkoholu, co jest niezgodne z zasadami religii anjecho.
W Utopce sporo ludzi było mimo wszystko. Mimo tego, że różnych rzeczy się spodziewać można było. Raz, że maturzyści powoli zaczną przychodzić, ale to jeszcze nie teraz. Że mało ludzi, bo się na megabauns dzisiaj szykują. Że dużo jednorazówek będzie, czyli ludzi, którzy pierwszy raz weszli, bo mało stałych bywalców. Że sporo jutrzenek będzie, czyli tych, co chcą dzisiaj wejść, bo wierzą, że dzięki temu jutro łatwiej im będzie. I wszystko się sprawdziło. Warte odnotowania kilka osób. Ten żółty, który siedział cichutko, a potem rano przy McD nas pozdrowił. Taki blondynek, co z Maćkiem od Davida przyszedł. Filip ten, co go poznałem przez Davida, co udaje, że mnie nie zna. Ten Dawid, co jest ładny i miał fajne fotki bez koszulki na gronie, ale już je ukrył. I ten jego współlokator, którego Tomeczek kiedyś nieco bliżej poznał u niego w domu. I ten ciemny z kolczykami, co z jakąś koleżanką przyszedł. I ten, co przez wiele lat w Portugalii był i który z Marcinem przyszedł (tym, co wygrał kalendarz utopijny). Kiedyś spieszyłoby mi się do poznania ich… ale teraz wiem, że tak czy owak – poznam ich, więc nie ma się co stresować. No i Adrian ze swoim partnerem – naprawdę dobrze wyglądają. I ten jego chłopiec miły bardzo. Myślę, że miło będzie ich bliżej poznać. Rzekłam.
Serafin znów do U zaczął przychodzić – powrót po latach. No i ogólnie było bardzo miło, muszę przyznać. Hugo dobrze grał, zwłaszcza pod koniec. Na tyle, że znów na didżejce się zjawiłam obok niego. Maciej Bieacz jak się dzisiaj dowiedział, to mnie zaczął od VIPiar wyzywać.
Ach! No i nie mogę zapomnieć, że Łukaszek Śliczny był. Z Mateuszem. Wyglądał, jak zawsze, dobrze. Ma dość długie włosy, które tworzą mu takie słodkie blond loczki na czole. Pogadaliśmy chwilkę, co było miłe, bo dawno go nie widziałam.
Po imprezie zaliczyliśmy znów McD i megadługą kolejkę do okienka. Ale wytrzymaliśmy z Tomeczkiem a dołączyli do nas Kuba 69 z Dawidem tym z ładnym ciałem ;) Nie wiem jak inaczej go określać, więc tak chyba będę. Wróciliśmy, Tomeczek poszedł spać, bo do pracy dzisiaj szedł.

A ja w ciągu dnia odpocząłem, walczyłem z komputerem i zaliczyłem zakup kwiatów dla Królowej na dzisiejsze imieniny. Ludzie zawsze mnie pytają: co jej dajesz na imprezy okolicznościowe. Ale co ja mogę dać? Królowa jest zamożniejsza ode mnie, wiadomo. Ma w sumie chyba wszystko, co może chcieć materialnego. Więc mi pozostaje dać jej symbolicznie jakiś bukiet kwiatów i trochę radości. Bo wiem, że Królowa lubi moje stroje uważane za kobiece, więc dziś jeden przywdzieję. Kupiłem sobie właśnie kilka – Tomeczek z pracy przyniósł kilka do wyboru i Pasyw jeszcze kilka. Bo ja nie mam nawet czasu do sklepu iść. Więc sklep do mnie przychodzi. Dobrze, że mogę na nich liczyć. Inaczej chodziłabym nago albo w starych łachach.
No, czas się szykować.

Nowa piosenka na blogu – bootleg "Pjanoo" Erica Prydza i "Bad Habit". Słucham bez przerwy trzeci dzień z rzędu.

It’s two AM, who’s that ringing my phone?
It’s you explaining why you don’t wanna be alone
Now I should hang up after what you put me through
There’s no reason for me to talk to you

Except that no-one else can make me feel the way you do
It’s a shame, boy, but my heart is hooked on you
You’ve been doing me wrong ever since I let you in
But it’s your love that thrills me to no ear

I’ve got a bad, bad habit, baby
And, baby, it’s you, baby, it’s you
I’ve got a bad, bad habit, baby
And, baby, it’s you, baby, it’s you

It’s eight AM, who’s that knocking at my door?
It’s a lady for you, boy, now I can’t take no more
She’s says that you’re her man and she came to take you home
But didn’t you tell me that you were all alone?

I’ve got a bad, bad habit, baby
Oh, baby, it’s you, baby, it’s you
I’ve got a bad, bad habit, baby
Baby, it’s you, baby, it’s you

Bad, bad habit, baby
I know, baby, it’s you, baby, it’s you
I’ve got a bad, bad habit, baby
Oh, oh, it’s you, I know it’s you

Wypowiedz się! Skomentuj!