Znów piszę na zajęciach. I znów na tych samych. Niestety, tracę na tym. Czy tam łorewa.
Piję kawę (słodzona, wyjątkowo) a Kaśka czyta mi przez ramię moje wypociny. Średnio to przyjemna i komfortowa sytuacja, ale jak sie nie ma co sie lubi, to się siedzi cicho.

Streścić trzeba wiele, więc nie wiem czy mi się uda, ale spróbuję.
Zaczęło się w czwartek, bo wtedy była pierwsza impreza tego weekendu. Discrete i hape.pl organizowali razem Mikołajki pod hasłem Xmass Fetish. Oczywiście, nie mogłem sobie tego darować i musiałam pójść. Koło 23 z minutami się pojawiłem z Michałem. Maciej już tam był z Damianem i Piotrkiem. No i jak to było łatwo przewidzieć, musiałem się ubrać odpowiednio do propozycji organizatorów. Strój zdobywałam od jakiegoś czasu. Białą sukienkę mam od dawna, pasków czerwonych ci u mnie pod dostatkiem. Żeby było bardziej anielsko, założyłem perukę blond – którą też miałem już okazję nosić. Czapeczka Mikołaja była niezbędna a do tego oczywiście białe rękawiczki. Wykorzystałem też taką jakby-spódniczkę wełnianą jako swoiste chuj-wie-co na ramionach. Mac-r był przebrany za kobietę i muszę powiedzieć szczerze, że wyglądał dobrze. Fakt, to miało być wyzywające i takie było, ale nie zmienia to faktu, że dobrze mu tak. Jak sam potem napisał na forum grona Discrete – podobało mu się.
Grał dj May One i Angel Kiss. Było okej muzycznie, chociaż ubolewam, że jednak Mmikimaus się nie pojawił. Miał być, ale coś tam. No i szkoda, bo naprawdę miałam ochotę go posłuchać. No, ale jak się nie ma co się lubi, to się dostaje gratis drinki. Nie chciałem, ale co tam. Raz się żyje. Bawiliśmy się nieźle, choć bez rewelacji.
Wyszliśmy po drugiej jakoś, bo zaczynało się robić nudnawo. Był ten-tam z socjologii od Tomka (wiadomo, o co chodzi) ze znajomymi. No i jeden jedyny jakiś tam ładny chłopiec. DJ ponoć. No i Damian Be oczywiście, jako główny organizator. Więc zajęty. Pojawił się Pawełek, Mateusz też. Plastikowy Skurwiel, ale to oczywiste. No i Marcin Edge, który ma megaciotodramę i do mnie się w ogóle nie odzywa. Kiedyś zasugerował, że rozsiewałam o nim jakieś plotki czy coś i że dlatego. Łorewa, nie wiem o co chodzi. Nawet jak May One podszedł pogadać chwilkę, to musiał go odciągnąć.
No i tańczył Maciej zwany Maciejem z Mercer’sa. Po raz nie-wiem-który podkreślam, że jest chłopcem (1) ślicznym, (2) szczuplutkim, (3) zwinnym, (4) zgrabnym i (5) sexi. Cokolwiek miałoby ostatnie słowo znaczyć. Wyglądał dobrze. On dobrze wyglądałby w czymkolwiek, ale niechaj będzie, że podkreślę fakt, że jako tancerz tego wieczoru był megasłodki.

Po powrocie do domu, musiałem iść spać nareszcie. Bo kiedyś trzeba. Wstałem rano na zajęcia, choć przyznam, że mi sie nie chciało. To jednak nie jest łatwe żeby mieć jedne jedyne zajęcia na 10 w piątek. Ale dałam radę. Zaraz po nich zawezwany przez prowadzącą – która chciała podzielić się refleksją na temat wydawanej przeze mnie gazety. Ustaliliśmy, że wiem o tych rzeczach, które ona wie, ale że ciężko z tym walczyć. To skomplikowane.

Musiałem wrócić do domu potem, żeby zająć się składaniem gazety – po drodze oczywiście Carrefour, bo kiedyś trzeba. Składanie, jak zwykle, zajęło mi większość czasu wolnego w weekend. Niestety, takie życie. Po ogarnięciu się jakoś, mogłem powoli szykować się na wieczór. Wiadomo, piątek. Się porobiło, bo Maciej miał wpaść do mnie z Piotrkiem, żebyśmy wspólnie spędzili czas przedimprezowy nad refleksją pogłebioną na temat Jurka. To też skomplikowane. Bo on napisał, a on mu odpisał, a potem on nie pisał. I takie się robi ciotofotostory.
Ostatecznie okazało się, że Damian też wpada i Tomeczek też. Więc Maciej się zdenerwował, bo musiał być samochodem, a więc nie mógł pić i ogólnie jakoś tak na początku było ok ale potem drętwo coś. No i ostatecznie wyszło na to, że Tomka podrzuciliśmy do domu, a sami do Utopii pojechaliśmy jakoś koło tam 2.
Jak zwykle ostatnio, żeby nie zapomnieć, robiłam notatki w klubie. Niech żyje Samsung, niech żyje Play, niech żyją telefony komórkowe.
No więc tak… Maciej jednak rozmawiał z Jurkiem, choć miał to być wieczór „pojurkowej refleksji”. Nie był. Rozmowy były długie, obserwowane nie tylko przez nas (co oczywiste), ale też przez jurkowych znajomych. Do niczego wartego odnotowania nie doszło. Poza faktem, że rozmowa była naprawdę długa. Był Kuba, którego nadal nie dookreślam na blogu i wszyscy wiedzą chyba już o którego chodzi. No więc ogarnął tego chłopca, co go ogarniał od dwóch tygodni. Okazuje się, że ma faceta, ale to jakby taki luźny związek, że oni różne rzeczy robią jako para, ale i samodzielnie działając. Tutaj działanie ma charakter raczej samodzielny.
Pojawił się Karol Seksmaszyna i rozmawiał z Arkiem byłym Damianka. Już zaczęliśmy żartować, że czas nadszedł, żeby byli faceci Damiana założyli Klub Drugich Żon czy coś takiego. Tym bardziej, że Grzegorz znajomy Jurka wciąż i nadal go zaczepia. Byli też „znajomi” Tomka – Kamil, który trochę jednak przytył i… ten wiadomo który z socjologii kojarzony. Nie był sam. Bo pojawił się z nim, uwaga, uwaga, Marcin najmłodszy, czyli ten no wiadomo który. Pojawił się Kacper, co było dużym zaskoczeniem. Był dość bardzo pijany. Na tyle, że wyżalał się Maćkowi na korytarzu dość długo. Maciej czuł się obserwowany i słusznie, bo wiadomo, że cały czas wszyscy się gapili co się dzieje. Tym bardziej, że Tomka nie było.
Piotrek miał być skupiony na szukaniu Olga czy Olega czy jak mu tam. Stwierdził w SMSie, że nie pozwoli, żeby ktoś obrażał jego koleżankę i jego rodzinne miasto. Oczywiście deklaracje okazały się płonne, choć przyznać trzeba, że był dość grzeczny. Dopóki był Damianek. Bo jak poszedł, to trzeba było go obserwować, żeby nie spędzał za dużo czasu przy barze. I przy Piotrku. W pewnym momencie jednak stwierdziłam, że no bez przesady. Ja tu, kurwa, nie jestem przyzwoitką, tylko mam się bawić. I nie pilnowałem nikogo. Zresztą w ogóle impreza później się rozkręcała. Bo zauważyć muszę, że jak tak dalej pójdzie, to w ogóle przed 4 nie będziemy się w U zjawiać.
Był Zieniowaty, ale Macieja on już mniej interesuje. Był też Hare, czyli ten młody, co nie odpisał mi przez 5 miesięcy na wiadomość na gronie, a ostatecznie ostatnio się odzywa. I się przywitał nawet, co jest miłe z jego strony.
Wieczór/poranek skończył się pod McDonald’sem. Żeby było „śmieszniej”, Jurek dzwonił do Maćka, martwiąc się, czy jesteśmy już bezpieczni w samochodzie. No cóż za troska z jego strony… Maciej stwierdził, że potem Jurek go zabije, że on mi wszystko mówi. Ale on mi nie mówi, tylko ja stoję obok i słyszę. Wzrok mam słaby, ale ze słuchem nie jest jeszcze aż tak źle.
Nie pamiętam o której byłam w domu. O 6? 6:30? Łorewa.

Natomiast jako pierwszy w sobotę się podniosłem. Michał co prawda niby od rana pisał artykuły, ale leżąc w łóżku. A ja o 12:15 byłem na nogach. Robota czeka. Miałam też artykuł pisać, ale jakoś mi się nie udało za to wziąć. Za dużo czasu poświęciłam na gazetę uniwersytecką, żeby zająć się ogólnopolską.
No, ale przynajmniej większość rzeczy miałem już gotowę wieczorem. Niemal cały dzień sam w domu byłem, tak na marginesie zaznaczę. Michał ma kolejne randki, spotkania i obiady a Piotr najpierw korki a potem poszedł do siostry na noc też. Na 21 poszliśmy do kina z Michałem w ramach festiwalu Prawa Człowieka w Filmie „Watch Docs” na filmie „Przytul mnie, puść mnie”. Dobry film, smutny momentami, czasem radosny. Dobry. Jakbyście mieli okazję, to polecam.
Po powrocie jeszcze chwilę pracowałam i nadeszła godzina szykowania.

Maciej wpadł po tym jak się przespał chwilę w domu wieczorem. Tomek nadal trzyma się wersji, że nigdzie w weekendy nie chodzi. A Maciej wpadł, bo mieliśmy jechać taxi. Bo ja w sukience. Tej, co zamek w niej wymieniłem (zresztą w sobotę odebrałem ją od krawca w Blue City, gdzie na sekundkę wpadłam przed wyjściem do kina).
Przyznaję, że znów byłem zadowolony z efektu, jaki mi wyszedł. Rękawiczki czarne dobrze pasowały. I nareszcie miałam okazję założyć złoty naszyjnik kupion w wakacje. Lovely.
Do Utopii dotarliśmy koło 2:30. Ludzi bardzo sporo. Jednak widać wyraźnie, gdy Utopia robi imprezę dla kogoś. Wólczankowi gości byli widoczni. Pokazywali sobie palcami różne rzeczy. A, niech się uczą. Znajomych trochę było. Mateusz się zjawił, co mnie zszokowało, ale wychodził właściwie, gdy my przyszliśmy. Damianek z Piotrkiem oczywiście byli – przyszli z HotLa. Był Jurek, którego miało nie być a którego postanowiłam teraz tutaj w tym miejscu pozdrowić, bo stał się chcąc, nie chcąc bohaterem bloga a wiem, że go czyta. Jurku, pozdrawiam Cię niniejszym.
David był z koleżanką Hanią, której mam pisać licencjat. I Robet znajomy Damiana, któremu też mam pisać. Ale mi się nie chce… Mam mnóstwo innych spraw na głowie, a oni mnie męczą. Pewno tak czy owak napiszę (tak jak prezentację dla Borysa i inne duperele).
Muszę tutaj zauważyć, że mój strój wzbudzał zainteresowanie. Podeszło kilka osób, komentowało – wszyscy ciepło, co jest miłe, bo zdarzało się mi, że traktowano mnie z tego powodu niefajnie. Nawet znajoma Królowej w jej towarzystwie pozwoliła sobie skomentować mój outfit. Zabawa była przednia, choć najpierw za tłoczno, a potem za nudno. Ale ciekawie. No i ci z rewii byli – dwóch facetów i jedna kobieta. Nieźle tam wywijali ale faceci (zdecydowanie bardziej niż kobieta) gapili się na siebie w lusterko. Ona chociaż próbowała łapać kontakt z publicznością, oni – nie.
Pojawił się, co będzie zaskoczeniem, Jurek. Ale inny. Ten, dla którego miałam okazję pisać prace kilka razy. Zmienił się, bo zmężniał i fryzurę całkiem zmienił, stąd na początku nie poznałem go w ogóle, ale on mnie na szczęście tak. Zastanawiam się kto tam jeszcze był, ale ponieważ sytuacja zajęć „Płeć, seksualność, kultura” nie wpływają dobrze na koncentrację.
Jak się znudziliśmy, to przed 6 zmyliśmy się z klubu. Byle do przyszłego weekendu, nie?

Miałam wstać w niedzielę koło 13, ale jakoś tak… nie wyszło. Co mi się rzadko zdarza. Do 15 spałem. Straszne to. Nie lubię tak czasu marnować, naprawdę. Tym bardziej, że czekała robota. Jakoś się wyrobiłem, ale tekst do miesięcznika ogólnopolskiego pisałam do późnych godzin nocnych.
Miałem oczywiście przerwę, bo o 18:30 spotkanie mojego klubu parlamentarnego w ramach struktur Parlamentu Studentów UW. Trwało dość długo. Okazało się, że chyba zapomniałem przez to o spotkaniu z Marcinkiem Młodym, z którym miałem iść do kina. Nie miałam nawet czasu, żeby to sprawdzić, bo taki zajęty byłem tymi tekstami wszystkimi. Nie jestem tego pewien, ale w nocy SMSem napisałam, że to nie ma znaczenia, uznajmy, że on ma rację. Za co teraz publicznie przepraszam.
Ale – poniekąd było warto. Bo zgłosiłem się i prawdopodobnie dzisiaj zostanę oficjalnie, członkiem Komisji Prawno-Statutowej Parlamentu, co było moim celem. Gdy powiedziałam, że „obcowanie z dokumentami i regulacjami jest dla mnie formą masturbacji intelektualnej”, wszyscy stwierdzili jednogłośnie, że się nadaję. Zaskoczeniem dla mnie było natomiast, że Marszałek Parlamentu, który jest członkiem mojego klubu, a dodatkowo Przewodniczący Klubu zgłosili mnie jako kandydata do Senatu UW. To dla mnie szok był, bo się nie spodziewałem totalnie. Żeby było ciekawiej, klub ową propozycję przyjął i dzisiaj będę oficjalnie kandydatem (jeśli zdążymy to zrobić na parlamencie, bo jest kilka innych spraw najpierw) i chyba się uda…
Szok, naprawdę. Dla tych, co nie wiedzą – Senat UW to najwyższa władza uczelni, w której zasiada 8 reprezentantów studentów z całego uniwerku. Odpowiedzialność duża, ale tak czy owak, zaszczyt jeszcze wiekszy.
Kończą się zajęcia, więc i ja muszę kończyć.

A już w piątek – 13th Floor-Sitting Party. Dzisiaj strona ruszyła na całego. Będzie megabauns, naprawdę. Aż sam się cieszę na myśl o tym, co dość dziwne. Bo Michał potwierdzi, że zazwyczaj jestem nastawiony dość negatywnie z powodu ilości pracy, jaka mnie czeka. A tym razem – aż nie mogę się doczekać.

Wypowiedz się! Skomentuj!