Niestety, to prawda. Nie mam serca. Mam bloga. Przekonałem się o tym w sobotę w Utopii. Biedny Jurek bowiem coś źle się czuł i przesadził z czymś. I gdy Maciej miał współczujący wzrok skierowany w jego stronę, a ja bawiłem się jak gdyby nigdy nic, spojrzał na mnie też z pewnym wyrzutem… A ja mu szczerze powiedziałam, że muszę o tym na blogu napisać. Co też niniejszym stało się faktem dokonanym. No cóż, a najlepsze jest to, że nigdy nie opisuję osób dokładnie, czy z nazwiska, więc nawet nie można mnie za nic co napiszę podać do sądu za zniewagę czy tam inne naruszenie dóbr osobistych. Bo żeby to nastąpiło, trzebaby wykazać, że czytelnik teoretycznie ma możliwość dowiedzieć się o kogo chodzi z treści blotki. A jak piszę o Jurku, to wiecie o którym?

No, więc skoro zaczął się opis weekendu, to warto wspomnieć, że od tego momentu jestem już utopiara vipiara. Jego Facet zapowiadał, że zmieni moją nazwę w telefonie i od tej pory będzie mnie miał jako „Vipiara”. W sensie, że stało się. Królowa dała mi kartę. Złotą jak obwódka od monety dwuzłotowej. Ze złotymi refleksami jak w dobrym samoopalaczu na późne lato. I z wytłoczonym jak na karcie kredytowej starego typu napisem „Jej Perfekcyjność”. Ot, mam ją. W życiu nie przypuszczałam, że to mnie spotka. Bo ani ja VIP, ani ja znany, ani ja sławna, ani nawet bogaty. Nic a nic. Ot, po prostu sobie szary ja. Prawiesocjolog, trochę-dziennikarz, taki ot, z prowincji (do czego jeszcze wrócę). No, ale widocznie Królowa stwierdziła, że zasługuję. Czyli ma rację, bo to wkońcu jej karty i jej klub. Dała, mówiąc, że taka karta to także pewne zobowiązanie. A że nie wiem do końca, co miała na myśli, to oczywiście na gronie już napisałem. I od razu zapytałam, co właściwie daje mi owa złota karta. Bo ja nie wiem, tak prawdę mówiąc. Może jakbym wiedział, to bym się o nią od dawna starał. Ale ja naprawdę nie wiem i myślałem o zwykłej karcie, jak z Królową o tym kiedyś-tam rozmawiałem. Po prostu chciałem być dumny z tego, że mam w portfelu kartę Utopii. Bo dla mnie bycie Utopijką (czy też jak woli teraz Jego Facet: Utopiarą), to jednak powód do dumy. Ja po prostu, kurwa, lubię ten klub.

Zaczęłam od soboty, to może dalej, co? Olek i Sis byli – nareszcie. I jeszcze Sis mi wypomina, że jakiegoś foto z nią nie wstawiłam na fotobloga… Kurcze, no nie wiem. Jak było robione, to na pewno jest na fotoblogu. A jak nie ma, znaczy, że albo nie wyszło, albo nie było go po prostu. Jedno z dwojga. Tych zdjęć to robię dużo zresztą. Sis tylko kilkanaście sekund się boczyła, bo jej przeszło. Za to przy wyjściu miała z Olkiem ciotodramę. Już mieli wychodzić osobno, ale dali radę. Skoro o ciotodramach mowa, to był też ten od Napalonego sprzed tygodnia… Ten no… Co Tomek z nim…
Oj, bo pojawiły się także pytania co się stało tak naprawdę tydzień temu. Stało się źle. Na Tomka się gapił taki właśnie jeden gach, a Tomeczek wypił dużo. No i jak nadszedł czas pożegnań, to Tomek podszedł, coby go poznać. Potem się żegnaliśmy, a w szatni okazało się, że Tomka nie ma. Wróciłem do klubu, zajrzałem, ale że w kurtce byłam, to nie wchodziłam. Poszedł Gacek i wrócił przerażony. No i Maciej poszedł ostatecznie. A Napalony w chill-out roomie był. Z tym gachem. Z jego językiem w ustach, no. I z rękoma na pośladkach. Ot, to się stało. Tydzień temu. A wczoraj się na Maćka gapił. Bo Maciej tydzień temu powiedział mu, że jak chce wyjść w jednym kawałku z tego klubu, to niech zabiera ręce od Tomka. (Jak ktoś powie, że to nie było słodkie, to ja nie rozumiem)
Wracając do wczorajszego zaś dnia – był też Damian Madox z Piotrkiem oczywiście. Trzeźwiejszy niż dzień wcześniej, co nie było takie trudne. Piotrek nadal napalony na Piotrka-barmana. Ja naprawdę nie wiem, co ludzie w nim widzą. Mi się on nie podoba. Może kiedyś bardziej, ale jakoś po tylu latach, po tylu imprezach, po tylu jego przemianach… jakoś nie. No, ale i Piotrek nowy i barman Piotrek dla Piotrka nowy, więc wiadomo. Chemia.
Damianek wszystko dzielnie znosił. Także nasze normalne, standardowe, częste, złośliwe, na maksa kąśliwe i widoczne uwagi i żarty. Moje i Maćka. Standard. Musiał tej nocy być bardziej wytrzymały niż zazwyczaj, bo liczył na przysługę z mojej strony. Napisał w ciągu dnia SMSa z prośbą, żebym mu plan pracy licencjackiej napisał, bo on musi oddać jutro. No żesz kurwa… Ani tematu nie znam, ani nie znam się na owym temacie, ani czasu nie mam, ani ksiażek, ani nic. Się zdenerwowałem. Napisanie takiego planu to sprawa łatwa, jak się wie o czym się pisze. Przygotowałem coś ostatecznie, bo się żalił wszystkim i że ja nie chcę mu pomóc. Nie to, że nie chcę. Napisać mogę, ale czy on potem to zrealizuje? I w ogóle no… Napisałem. Dostał po Utopii. I nie powiedział nawet dziękuję. Dopiero dzisiaj koło jakiejś 15 czy coś napisał, że dziękuje. Tak jakoś dziwnie.
Och, mam notatek w komórce dużo. Że Maciek chciał podejść do Jurka jak płakał, a ja mówiłem, że nie – tym bardziej, że Tomka nie ma. Damian mówił, żeby poszedł, ale jak na mnie spojrzał, to zmienił zdanie. Męsko wyglądający (jak na swoje możliwości) Damianek miał zresztą takie same buty jak Piotrek. Tzn. w tym samym stylu błyszcząco-czubkowym. I jeszcze Piotrek komentował: „O nie, twoje buty się świecą bardziej niż moje!”. Skoro o Damianach mowa, to oczywiście był Damian Be, który zapowiedział 24 godziny wcześniej, że już więcej do Utopii nie przyjdzie. I rozmawiał, ponoć długo, z kimś Dość Znanym W Pewnych Kręgach (kogo imienia i nazwiska napisać nie mogę, żeby nie było wiadomo kto to) na mój temat. Jakby było o czym rozmawiać. David był. I Kuba – jego były współlokator, który przyprowadził homofobicznego znajomego z dziewczyną.
Pisać by można. A i tak ktoś się upomni, że o czymś-tam nie napisałam. Ale się nie da, po prostu, o wszystkim. Niech się Piotrek cieszy, że nie ma napisane ile razy zerkał w stronę baru.

Przed Utopią w sobotę byliśmy u Maćka i Tomka na Marinie. Bo chcieliśmy coś zjeść a nie tylko ja mam dość Szpilek, Lemonów i im podobnych. Nie było gdzie, wylądowaliśmy na Marinie. Maciej zrobił kurczaka po meksykańsku czy coś takiego. Z mrożonki, ale i tak smaczne. Bo Maciej tak w ogóle będzie pracował! O tak! O tak! To wydarzenie dopiero, nie? Nikt się nie spodziewał. Będzie wycinał ząbki we frytkach karbowanych McCain, czy coś tam ;) ;) ;)
Tomeczek potem został w domu, nie chciał iść. Mieli obaj nie iść najpierw, ale Maciej nabrał ochoty i poszedł. A Tomek nie chciał, wytrwale. Wcześniej Michała podrzuciliśmy do domu. On też chciał jeść i miał parówki zjeść (ale ostatecznie co innego skonsumował, bo parówki jadł rano). Głodni byliśmy po domówce u Daniela. Po parapetówce w sumie. Tzn. ja nawet nie byłem głodny, ale jak tak zaczęli o jedzeniu gadać jak od niego wyszliśmy… Bo tam było, niczego nie ujmując gościom, tak jakoś sztywno. Nieznałam tych ludzi – poza Pawłem Długowłosym i Davidem, który się zjawił potem. I Konradem, który tuż przed naszym wyjściem przyszedł. Oj, no spodziewaliśmy się trochę czego innego, niż zastaliśmy. I cała w tym tajemnica.

Zanim na domówce w piątkę się zjawiliśmy, dzień spędziłem dość spokojnie. Pisałem trochę referat jeden, trochę się obijałam. Pizzę rano zjedliśmy, obiecaną. No, dwie w sumie, dla ścisłości. Ale najważniejsze, że już się dobrze czułam po moich ostatnich problemach. Choć powiem szczerze, że jak dotykam się na wysokości żołądka, to do tej pory odczuwam ból. Idealnie nie jest, ale to już nie jest powód do narzekania. Nawet dzisiaj mama w tej sprawie dzwoniła. Dowiadywać się, jak się jej pierworodne dziecko czuje.

W piątek w Utopii było inaczej. Barman Piotrek dość znacząco podrywał Piotrka. Korzystał z tego, że Damianek Madox był dość… pijany, mówiąc wprost. No więc sobie Piotrki tam na odległość wzorkiem pozdrawiali, a dodatkowo oczywiście się załapał Piotrek na darmowe drinki. Mocne, jak jasna cholera ;) Ja też piłam za darmo, ale tylko dlatego, że nie miałem ze sobą kasy ani portfela. I wszystko do nadrobienia następnego dnia. Dzięki Bogu, że znam Rafała. No, w ostateczności Wojtek by został. Bo Kamil niestety, nie.
A skoro o barmanach mowa… Królowa przygruchała jakiegoś nowego. Mam nadzieję, że na stałe. O Boziu, jakie cudo! Szczupluteńki, wychudziony wręcz. Pociągła twarz, Blond loczki do połowy szyi. No, jak malowany. Ja go skądś kojarzę, ale nie wiem skąd. Ważne, że jest śliczny i mam nadzieję, że zostanie. Chociaż w sobotę go nie było. Poza tym Wojtek komentował go, że nie jest ładny. Podczas, gdy ja się znam lepiej, bo Wojtek jest hetero. Barman Wojtek oczywiście. No i skoro o tych około-barmańskich sprawach mowa, to właśnie tej nocy z tyłu za barami dostałam kartę.
A wracając do najbliższych znajomych… To pijany („nie byłem wcale taki pijany!”) Damianek Madox wylądował na pogaduszkach z takim wysokim młodym modelem na kanapie przy wejściu do klubu. Nie wiem ile czasu i o czym tam rozmawiali… Nie wiem nawet czy to pamięta. Sprawdzić powinienem jego znajomych, czy lista się nie powiększyła – to by dało jakąś wskazówkę. Za to wskazówki nie potrzeba, żeby widzieć jak Marcinek Młody (nadal tak samo śliczny i kochany) zadaje się z takim jednym, co nie wiem jak go określić poza tym czyim jest byłym, ale tego nie napiszę, żeby nie było, że plotkuję. Sam natomiast Marcinek opowiadał, że widział się ostatnio z moim korepetytowanym z ubiegłego roku Bartkiem i Bartek pytał, czy Marcin mnie zna i stwierdził, że sporo o nim opowiadałem. Ja? O Marcinie? Może z raz czy dwa wspomniałam, ale bez przesady. Sporo o nim opowiadałam… Też mi coś. Na korkach z WOSu?! I Marcin jeszcze mówił, że zawsze o nim źle piszę. No, sami powiedzcie. Ja źle o nim? Gdzie? Ja zawsze piszę o nim tylko rzeczy miłe. I prawdę.
Damian Be zapowiedział właśnie, o czym już pisałam, że w Utopii nigdy się nie zjawi, a na pewno przez długi czas. Następnego dnia był i złagodził wersję, bo powiedział, że przez dobre kilka tygodni. No, zobaczymy. Ja wiem, on teraz pracuje i jest inaczej. Ale to już inna zupełnie sprawa. Był też Jacek, który zwrócił mi uwagę, że miałam nie pisać o tym, że on nie został wpuszczony z innymi pederastami do Utopii tydzień temu. Ale ja naprawdę zapomniałem, że on prosił o anonimowość swojej historii. Zresztą pewno i tak by wiedzieli wszyscy znajomi o kogo chodziło, a nieznajomi i tak go nie znają i mają to gdzieś.
Impreza ogólnie udana, ale jakoś nie mogłam się wczuć.

Za to wcześniej miałem swoje andrzejki. Które ostatecznie wyszły. Miało być koło 130 osób. Ostatecznie było jakieś 260. Wszystko cudnie się udało, choć początkowo były problemy ze sprzętem muzycznym. No i okazało się w którymś momencie, że cała wódka już poszła… Ale piwo zostało, na szczęście. Ludzi było tyle, bo musieli się z innych miejsc dowiedzieć i zlecieć. Nie wiem skąd, ale tłumy waliły. Tak że ostatecznie musiałam stanąć przed drzwiami niczym selekcjoner i wpuszczałam tylko tych, co wcześniej bilety kupili. Straszna rzecz. Nie wiem skąd ich się tyle wzięło. DJ dał radę. Wszystko jakoś wyszło okej. Oczywiście są głosy niezadowolenia i ja też nie uważam, że było idealnie, ale zważywszy na fakt, że wszystko na ostatnią chwilę, przy tak wielu siłach działających nam (a raczej mnie) na przeciw, jestem zadowolony. Myślę, że Zarząd też. Tym bardziej, że Przewodnicząca ostatecznie dała mi buziaka w policzek na koniec (fotka jest, oczywiście). Wszystko wyszło okej. A najśmieszniejsze, o czym pewno większość ludzi nie wie – że cała obsługa klubu to homoseksualiści :)
No i ja o 2 rozliczyłam wszystko i mogłam iść. Powiedziałem, że do domu, ale wiadomo było, że do Utopii. Chyba wszyscy wiedzieli, nie? To tylko o taką ściemę chodziło formalną. Ja nie lubię imprez studenckich, tak prawdę mówiąc, więc i tak cud, że od 22 do 2 tam byłam.

Dzisiaj zaś widziałam się z pewną osobą, która sprawi, że najbliższe 13th Floor-Sitting Party, które wchodzi w decydującą fazę planowania, będzie bardzo wyjątkowe. Może nawet jeszcze bardziej, niż chciałam, żeby było. Zobaczymy, nie zapeszamy! To już niedługo. Wcześniej za to zaliczę na pewno imprezę hape.pl i Discrete na mikołajki. Będzie krejzi, coś czuję. Maciek zwany „z Mercer’sa” będzie tańczył skąpo ubrany…

A z cyklu „niemożliwe a jednak!” – napisał do mnie na gronie chłopak, który siedział koło mnie w pociągu, gdy wracałam ze Szczecina po Wszystkich Świętych! Że pamięta, że pozdrawia i takie tam. Wymieniliśmy kilka wiadomości, ale to takie krejzi, co nie?
No i ten nowy 17latek, z którym chory aktualnie Kuba Duży się spotyka, pisze do mnie na gronie. Też miło. Wydaje się inteligentnym a do tego ładnym chłopcem. Zestawienie bardzo pozytywne.

Gdy nie odpowiadam na złośliwe komentarze pod blotkami, to zazwyczaj pojawiającym się wyjaśnieniem, jakie słyszę jest: „bo mają racje, to nie ma im co odpowiedzieć” albo „Jej Perfekcyjność nie będzie włączać się w jakieś pyskówki z anonimami”. Ewentualnie: „może nie zauważył”. Wszystkie te odpowiedzi-interpretacje są błędne. Widzę, wiem o nich, racja nie ma tu znaczenia, a w pyskówkach radzę sobie nieźle. Chodzi tylko o jedno. O rosnące czytelnictwo. Nowi odwiedzający, nowi czytelnicy, noe subskrypcje RSS. A poza tym nie będę odpowiadać, bo mi się nie chce. Bo, tak między Bogiem a prawdą, to mam je w dupie. Chodzi o to, by mojego bloga czytali Wszyscy, Którzy Się Liczą. Jest to, oczywiście, wyrazem wyrachowania. Ale ono zakłada nieświadomość „drugiej strony”, podczas gdy ja zawsze wszystko jawnie mówię. Niczym Chrystus. „Ja przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze (…), gdzie się gromadzą wszyscy (…). Potajemnie zaś nie uczyłem niczego.” [J 18, 20]

Megablotka się zrobiła, nie? Jakoś tak miałam potrzebę napisać. I ostatnio odkryłem, że już za pięć miesięcy… No, za ciut więcej… Prawie za pół roku, ale jednak! Mój blog będzie obchodził, kurwa mać, pięciolecie! Ale będzie impreza :)

Wypowiedz się! Skomentuj!