Opisywanie tego, co u mnie zacząć powinienem od tego, że się dość obijam. Nie to, żebym nic nie robił, bo to byłaby przesada, ale odpoczywam. Po Rewalu, Łodzi, po wszystkim. Po prostu nie mam aż tak napiętego grafika, jak przywykłem. Zresztą mój plan na dni najbliższe powoli coraz bardziej przypomina to, co miałem przed wakacjami, ale wciąż powolutku się rozgrzewam.

Kontynuując historię przerwaną po północy 5 września… Środa była jednym z tych dni, gdy nie robiłem nic konkretnego. A więc trochę napisałem artykuł do końca, trochę pobawiłem się w przygotowanie do studiów, trochę napisałem pracy naukowej, trochę pooglądałem Queer As Folk… Czyli nic takiego. Ale czas sobie w ten sposób niewątpliwie zająłem. Czekałem bardziej na czwartek, bo tutaj zaczęło się już wypełnianie zapisów kalendarzowych.
Najpierw – wpadł do mnie Marcinek. Oficjalnie: posiedzieć i na ciastka. Ale prawda jest taka, że chciał porno. I nie ma się czego wstydzić. Wszystko jest dla ludzi. Dorosłych oczywiście. A on już dorosły. Wiem, bo widziałem dowód. Z wpisanym kolorem oczu: nieokreślony. I wiem, że filmy się podobały, co mnie oczywiście cieszy.

Potem miałem spotkanie redakcji. Musiałem na nie pójść i nawet chciałem. Okazuje się, że udało się im i od września ruszył nowy, płatny magazyn dla maturzystów. I okazało się, że gdy zajrzałem do stopki redakcyjnej, że ja z nimi współpracuję. Dobrze wiedzieć. Oczywiście jest mi to na rękę – więcej kasy w portfelu (czy raczej: na koncie) to sama radość. Posiedziałem z nimi chwilę, jednakże z powodu długiej rozmowy telefonicznej, która nagle wypadła – spóźniłem się nieco. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Omówiliśmy sprawy do nowych numerów i poszedłem, gdy wyszli na piwo. Nie dlatego, że nie chciałem z nimi być, ale dlatego, że byłem umówiony z moją Sis. W Złotych Tarasach, ma się rozumieć.

Spotkaliśmy się we W Biegu Cafe. Miło znów go zobaczyć. Pogadaliśmy o wszystkim – śmierci Ryśka, związku Sis i tym, co się ogólnie dzieje. Może nie powinienem tego tak publicznie mówić, ale… Sis uświadomiła mi, że się starzeję. Bo ona ma już 25 lat lada dzień. Tak, tak, kurwa. 25 lat. Stara dupa, nie? Ćwierćwiecze na karku to nie przelewki. No i to mi uświadamia, że ja oczywiście mam 18+VAT, ale jednak ten VAT się zwiększa. I fakt, że nie czuję się coraz starzej nie oznacza, że nie jestem coraz starszy. Niestety.
No, ale miło było Sis znów zobaczyć. Naprawdę, miło.

W piątek zaczęło się Naprawdę Studenckie Życie W Tym Roku Akademickim. Czyli, że zacząłem latać za wpisami. Niestety, kiedyś trzeba. Udało się, załatwiłem, co miałem załatwić – okazuje się, że mój raport na temat norm społecznych jako problemu społecznego dla transseksualistów został oceniony maksymalnie. Jednak trochę tej socjologii już liznąłem, nie?
No i na zaplanowaną wizytę do fryzjera poszedłem. Do Arka. Tego samego, co ostatnio. I pomyśleć, że nigdy nie lubiłem się u ciot strzyc. Nadal nie lubię, bo potem ich w klubie spotykam. Z Arkiem to w ogóle jest inaczej, bo przecież nie tylko w klubach go spotykam, ale dodatkowo przecież kiedyś się z nim spotykałem. Fakt, że krótko, ale i intensywnie. No a poza tym on w klubach teraz bywa raz na dwa-trzy miesiące. Przeżyję. Swoją drogą – ostatnie jego dwie wizyty miały miejsce, jak byłem w sukience. I mnie pytał czy ja teraz tak zawsze. Nie, nie zawsze. Tak jak innych rzeczy nie noszę w kółko i cały czas. Zdarza mi się. Ot, tyle.
Obciął mnie dość dokładnie. Lubię taką precyzję. Docinanie niewidocznych pojedynczych włosków, które źle się układają. I ten jego gest, gdy przechyla głowę lekko w prawo, oceniając efekt końcowy. Śmieszne to.

W trakcie mojej wizyty zadzwoniła pani z Fundacji. Zakwalifikowałem się do projektu. Będę brał udział w szkoleniu dla studentów, po którym mam szkolić Samorządy Uczniowskie w szkołach średnich. Fajnie. Naprawdę się cieszę. I oczywiście, można żartować, że cieszę się z powodu kontaktu z samorządami szkolnymi i ewentualnymi ich ładnymi członkami… Ale to nie tak. Bo ja naprawdę lubię takie rzeczy. W sensie, że działanie, samorządowość, obywatelskość. Wierzę w te ideały tak szczerze.

Wróciłem do domu na chwilkę, zjadłem jakiś obiadek i zaraz znów musiałem do centrum jechać. Spotkanie „służbowe” w sprawie wyborów w Instytucie Dziennikarstwa. Na razie średnio z konkretami, ale już coś się rusza. Wiadomo, że będzie ciężko, ale też wierzę, że dam radę. Kwestia tylko dobrego zaplanowania i żeby zaangażował się w to ktoś poza mną. Ale tak zaangażował się naprawdę a nie na papierze. I wtedy będzie super.

Wieczorem impreza… Och, co to była za impreza… Najpierw Jacek zadzwonił i zaprosił mnie do siebie na domówkę biforową. Ja byłem umówiony z Marcinkiem, bo obiecałem mu wizytę w Toro – chciał zobaczyć ten klub. Jednakże jedno nie wykluczało drugiego. Przy okazji Damian Madox nareszcie się odezwał z rozbrajającym pytaniem, czy jestem już w Warszawie… Tak, od tygodnia. Zaprosił do siebie, ale było już za późno. W sensie, że byłem umówiony.
Przebrałem się i pojechałem po/do Marcinka, który poczęstował mnie tostami. Chwilę później już taksówka podjechała i na Bemowo gnaliśmy. Na miejscu – Jacek, Macięty, Robert i nowość – Alek. Bo tego wieczoru odbyła się oficjalna prezentacja nowego homoseksualisty. Alka, który przyjechał do Warszawy studiować filozofię.

Miało być dość standardowo – siedzenie, gadanie a oni piją. Ale się rozkręciło. I się okazało, że chłopcy będą wylizywać serek granulowany z brzucha Alka… Co oczywiście uwieczniłem na zdjęciach. Marcin śmiał się ze wszystkiego, choć sam do tej zabawy się nie włączył. Było krejzi. Podobnie zresztą potem w taksówce. Takiej dużej, busowej. Pan okazał się zabawny i pochodził z Ukrainy czy coś. Macięty męczył go całą drogę o język ukraiński i takie tam rzeczy a reszta szalała. I pan dostał 10 zł napiwku za to, że zatrąbił…

W Toro wstęp 15 zł. Chwila wahania, ale obiecałem Marcinkowi i jeśli chce, to idę z nim. Chce. No i wszyscy weszli. Impreza była… torowa. Więc nie muszę nic więcej wyjaśniać. Jedyny plus – był Karol Seksmaszyna, ale o nim jeszcze za chwilkę.
Potem pieszo do Utopii. Część ciotek oczywiście chciała taxi, potem metrem, ale ja wiem, że taki spacer w nocy zawsze wychodzi na dobre. I tak było i tym razem. Dotarliśmy do Utopii szczęśliwie. Zabawa potem była cudna!
Dawno nie widziałem w U tylu ludzi w piątek. Tłoczno, gwarno, wesoło. Fajnie. Tak, jak lubię. Dużo znajomych. W tym Napaleni, którzy w końcu się odezwali. A właściwie ja się odezwałem, jadąc do domu jeszcze przed wieczornym wyjściem. Ale to już inna story.

Zabawa w Utopii trwała do późna. Oj, tak. Było super bez dwóch zdań. Wyjaśniłem sprawę z Królową – nie była na mnie zła ani nic takiego.
Potem Maciek odwiózł Daszka, Madoxa i mnie. Zresztą okazuje się, że Daszek jest ostatnio ulubieńcem Maćka. Nawet już żarty na ten temat powstają.

W sobotę wstałem późno. Zadzwoniłem do mamy mojego chrześniaka z życzeniami urodzinowymi (ma już 3 kurwa lata!!!) a potem z Michałem na zakupy poszliśmy. Spożywcze oczywiście. Jakieś tam duperele, ale zawsze się uzbiera. No a wieczorem umówiony byłem z Jędrkiem. Który zjawił się we W Biegu Cafe w Złotych Kutasach z Adą. Miło było ja też zobaczyć. Wypiliśmy kawkę, podroczyłem się z nim z powodu jego nowej pracy w Rasko i rozstaliśmy się w pokoju.
A potem zaczęło się planowanie nocy. Ostatecznie stanęło na tym, że poszedłem z Napalonymi do Szpilki. To takich ich nowy zwyczaj na spędzanie czasu przed Utopią. Poza tym oni tylko na chwilkę, bo Tomek miał do pracy na rano. Posiedzieliśmy, wypiłem sobie herbatkę czy coś tam i potem podrzucili mnie pod Utopię. Gdzie już trwała impreza. Dobra impreza, dodam. Ci znajomi, których nie było w piątek – przyszli w sobotę. Plus część z piątku też. Piękny bauns był. Najpierw było momentami aż za tłoczno, ale koło 4 zaczęło się rozjaśniać na parkiecie i mogłem zaszaleć. Do wczesnego rana.

Na niedzielę zaprosili mnie na grilla Marcin ze swoim Adamem… Ale jak się obudziłem i zobaczyłem co się dzieje za oknem – wysłałem SMSa z informacją, że chyba nic z tego. Zasnąłem potem. Oni chyba nadal mieli nadzieję, że jednak, bo nawet potem zadzwonili… Ale nie było szans. Co prawda koło 14:30 się rozjaśniło, ale tylko chwilowo. Choć przyznać muszę, że strasznie doceniam ten miły gest i chęć spotkania.

Niedzielę spędziłem więc dość wegetatywnie, co nie zmienia faktu, że wieczorem usiadłem i stronę F-SP skończyłem. Rozesłałem do wszystkich informację i się w ten sposób wyrobiłem już z tym, co pilne. Muszę jeszcze zadecydować jakie ciasto zrobię. I zrobić je. I nie wiem w co się ubiorę. Naprawdę powinienem wymyślać dress-code wiedząc co mogę do niego wykorzystać. Zdecydowanie.

Dzisiaj miałem kilka spraw do załatwienia rano na uczelni. I do BUWu się nawet wybrałem, ku mojej radości, dzięki czemu uda mi się ostatecznie zakończyć pracę nad moją pracą naukową. Muszę i chcę do końca września. A nawet szybciej. Bo muszę też jeszcze jakieś 3 teksty napisać do tego czasu. Dam radę, bo do jednego już się przygotowałem. Najlepsze dzisiaj było to, że znajomy (wcale nie jakiś tam szczególnie bliski) ze studiów powiózł mnie pod sam dom. Słodko i miło.

Obiecałem, że o Karolu Seksmaszynie napiszę… Michał znalazł go na fellow.pl, który to portal randowy ogląda codziennie przez conajmniej kilka godzin, wybierając i otwierając losowo pojawiające się profile (kilkaset dziennie czasem nawet). I trafił na Karola, którego w pierwszym momencie nie poznałem, bo fotka niewyraźna. Ale wszedłem na grono i się upewniłem. To on. Michał się z nim umówił na spotkanie, na którym nawet dzisiaj był.
Z tym Karolem to jest tak, że on jest tak, że on jest moją jakby nigdy nie spełnioną fantazją. Młody, osiemnastoletni, szczupły, ciotodres, aktywny i z pseudonimem Seksmaszyna. Więc wiadomo, ze jak go pierwszy raz zobaczyłem, to mi się nogi ugięły. Bardzo. Wczoraj wieczorem nawet tak sobie pofantazjowałem chwilkę o nim. Ale mi szybko przeszło, bo mi się humor zepsuł. Bycie gejem jest łatwe. Bycie transem – nie. A do tego aseksualnym. Nie mam problemów z zachowaniem swojego celibatu, bo od lat (faktycznie: nigdy) nie zdarzyła mi się sytuacja, by ktoś próbował mi ów celibat przerwać. Takie trwanie w celibacie nie wymaga nawet tak wiele poświęcenia, jak twierdzą niektórzy. To trochę tak, jakby ślepy ogłosił, że od dziś będzie miał cały czas zamknięty oczy. I co w tym trudnego, skoro otwarcie oczu niczego nie zmienia w jego położeniu?
Myśl ta wczoraj mnie znów przytłoczyła. Bo nawet jak sobie w dzikiej fantazji wyobraziłem Karola, który współżyje ze mną, to dotrało do mnie, że musiałbym się przed nim rozebrać. A więc i tak nic z tego.
I tak zakończyło się krótkim podłamaniem nastroju moje fantazjowanie.
Ale sami pomyślcie… Seksmaszyna, brzmi nieźle, nie?

Wypowiedz się! Skomentuj!