No, no… to był weekend. Dopiero co pozbyłem się ostatnich gości. A mam ich ostatnio cały czas. Imprezowanie było ostre i długie. Zaczęło się w piątek. Wpadli Napaleni i przynieśli wino litrowe. Wypiliśmy je w pośpiechu trochę, przy atmosferze lekkiego podniecenia z powodu tego, co się będzie działo. Plan na wieczór był prosty. Ja chciałem megabauns, ale się nie dało. Bo to już chyba nie te lata. A może dlatego, że to nie to lato? Jak jest cieplej, to się inaczej imprezuje. Poza tym Napaleni ciągle mają te swoje ciotodramki i w ogóle, więc…

Pojechaliśmy do The Palace na oficjalne otwarcie. Było słabo. W sensie, że średnio, ale słabo. Miejsce jest eftiwi jeśli idzie o samo miejsce, ale ludzie nie a muzyka średnio. Nie, no w sumie muzyki czepiać się nie będę, coby nie było. No i Damianek pracuje na całego, więc mu współczuję, bo zapierdalać musi tam poważnie. My bawiliśmy się niedługo, bo nudno. Ludzi nie za wiele – w sensie, że jak na taką powierzchnię. Kuby przyszły potem. No i się ciekawiej zrobiło, ale nadal nie-tak. Więc postanowiliśmy się do Toro przenieść. No i, niestety, muszę to powiedzieć – tam było lepiej niż w The Palace. W sensie, że i ludzi dużo i jakoś tak śmieszniej, ale i po prostu lepiej. Minęliśmy się w wejściu z Damiankiem Madoxem, który nas nie zauważył, co potem Maciek mu w ciotodramatycznych SMSach wypominał pół wieczoru. Siedzieliśmy tam jakiś czas – dołączył do nas Marcinek Edge. Mocno dość już pijany, co sprawiło radość zwłaszcza Tomeczkowi. Nie będę mówił z jakiego powodu. Żeby nie było. Bo po tylu latach wciąż mi się zdarza, że ludzie mi mówią: „powiem ci coś, ale nie pisz o tym na blogu…”. Jeśli dotyczy to mnie, to pisać będę. A jeśli nie, to łorewa. W sensie, że kogo to interesuje? ;)

Wyszliśmy z Toro i pieszo postanowiliśmy z Napalonymi i Kubami iść do Utopii. Mimo zwątpienia niektórych w drodze, udało się nam dojść, zahaczając po drodze o WC w podziemiach centrum i zjadając jakieś megapyszne przekąski z przypalonymi bułkami z Oskara. Doszliśmy do Utopii. I tu najciekawsze, czyli wejście. Stoi selekcjoner nowy. Szczupły, dość wysoki, ubrany haendemowo i tak całkiem okej. Ale nic nie robi. O wpuszczaniu decydują ochroniarze, manager i Gladi. W sensie, że on się uczy. Śmiesznie tak. Niektórzy nawet go nie zauważyli, jak potem rozmawiałem. Asia miała problem z wejściem wcześniej, ale tupnęła nogą powiedzawszy „ale jak to?!” i weszła. Łorewa więc. Ja już chyba za dżo różowych złotówek tam zostawiłem, żeby mi odmówili. Zwłaszcza jak mam samą Królową Matkę wśród znajomych.
W Utopii było zaś… Tłoczno. Jak na zwykły piątek, to nawet bardzo. Aż dziw. Impreza nad wyraz udana. Na całego. Taka po maksie. No i miałem okazję zobaczyć lokal po remoncie. Doświetlenie korytarzy i zamiana ścian na to plexi były dobrym pomysłem. Za to światła migające wewnątrz klubu wielobarwnie po ścianach utrudnią mi jeszcze bardziej robienie zdjęć aparatem w telefonie. No cóż, trudno.
Kuba oczarowany Kamilem, którego kiedyś nazywaliśmy Emilem, a który pracuje teraz jako barman w U… Więc słodko. Nawet pił z Maćkiem Nowakiem. W sensie, że i Kuba i Kamilek. Chcę Kamilka poznać. I powiedziałem już Kubie, że nie prześpi się z nim. Rzekłam!

Siedzieliśmy w U dość długo, ale bez przesady. W sensie, że Tomeczek przespał nawet chwilkę – gdy dołączył do nas Mateuszek. I impreza trwała dalej. Do jakiejś 5 czy coś. Potem mieliśmy zamieszanie. Odwieźliśmy Jarka całe 200 m do Metra Świętokrzyska i potem do Tomka jechaliśmy. Ale na miejscu się okazało, że on nie ma klucza, bo zostawił u mnie i od razu mówił, że bez sensu jechać do niego. No i jechaliśmy do mnie. Tylko po to, żeby Tomek wziął klucz i poszedł na autobus do domu… Taka krejzi najt. Nawet filmik powstał z owej nocy i jest na YouTube.

W sobotę mogłem pospać. Bo nie miałem korków! Nie ma się z czego cieszyć, bo nie zarobię. No, ale sen miałem za to udany. Jak tak teraz myślę, co ja wczoraj robiłem, to nie pamiętam. Czyli pewno nic. Komputer pewno dopieszczałem, znając mnie. Już chyba wszystko działa jak należy. Tylko czekam na dysk teraz, żeby skopiować lub odtworzyć to, co tam było. A to czas goni, bo trzeba się nowym numerem gazety instytutowej zająć a poza tym ósme Floor-Sitting Party idzie… Wiadomo, nie? Wymaga przygotowań bardzo bardzo wielu.
Zająłem się wyszukiwaniem książek do licencjatu. Bo mam napisać. To łatwe nie będzie póki co, bo w BUWie mam książkę przetrzymaną.

Wieczorem wpadli Napaleni. Mieli być szybciej, ale byli później. I wybieraliśmy się na urodziny do Jarka do domu. Takiego tam Jarka. Dość nowy znajomy. Maćka coś w nodze złapało i też ledwo chodził dodatkowo. Więc jechaliśmy taksówką lekko spóźnieni. Pan był szalonym kierowcą i nie dość, że zapierdalał jak głupi, to jeszcze wyklinał i prawie zabił dresa na drodze. A potem przyjebał sobie podwoziem w ulicę. Długa historia. No, zapłaciliśmy i byliśmy na miejscu.

Impreza-spotkanie-domówka dość udana. Naprawdę. Dużo ludzi znajomych z widzenia… którzy pozostali znajomymi z widzenia. W sensie, że żałuję, że nikt nie pomyślał o przedstawieniu. Szkoda, szkoda. No, ale może i za dużo było tych ludzi. To miłe, że Jarek tak dbał o to, żebym dobrze się czuł u niego. Nie wiem czy wobec wszystkich był taki, czy tylko wobec nas po tym, co się działo w piątek… A co się działo? Jarek był dość bardzo pijany i pod koniec naszego pobytu w Utopii… bawił się… dość specyficznie… z Napalonymi. O, i tak zostawię.
Siedzieliśmy u Jarka jakoś do 1. Potem oddzieliliśmy się od grupy i poszliśmy coś zjeść w podziemiu Centrum. W sensie, że znów Oskar. Łorewa.

Potem do Utopii. Znów to samo przy wejściu. A w klubie – zabawa udana. Sporo ludzi, dużo znajomych. I zjawił się też sam Danielek. Z jakimś mężczyzną jako partnerem chyba. Dobrze, że przyszedł. Pokazał, że ma to wszystko łorewa. Dobrze. Ja natomiast zostałem pobłogosławiony, bo Królowa Matka podała mi dłoń podczas przywitania. I w ogóle wymieniam z nim wiadomości na gronie. Właściwie codziennie.
Po sobocie też, bo Kamilek był bez koszulki… I to było coś. O kurwa, bardzo coś. Bardzo. Kuba był w Utopii tylko ze względu na niego. Jasne, przejdzie mu, ale tak czy owak. A Jurek też był i tańczył na barze. No i był Maciuś z Mercersa. Wyglądał ślicznie. Pokazałem mu jego fotkę w moim telefonie. Skomentował krótko: wariatka. Ale z uśmiechem.

Bawiliśmy krótko. Kuba dołączył z Michałem dość szybko, choć Michał ma ostatnio naprawdę jakiś syndrom niedojebania. Nie wiem czemu. Wspominam zaś o Kubie dlatego, że wrócił do nas po imprezie. I spał znów u mnie. Dość długo, bo jednak korki z gimnazjalistką nie wypaliły. W sensie, że zadzwoniła i powiedziała, że jednak z powodów finansowych nie chcą. Łorewa. Wiem, że nie jestem tani (od nich brać miałem 80 zł za dwugodzinne spotkanie), ale to chyba od razu było wiadomo, nie?

Zdanie sezonu. Za co jedna z moich znajomych lubi gejów? „Bo są przewrotni, zamiast uprawiać seks po bożemu tak żeby nie bolało, to się posuwają w odbyty”. Śliczne, prawda?

Spaliśmy dość długo, bo co nam tam, prawda? Ale jak wstaliśmy, to ostatecznie poszliśmy do Carrefoura. Gdzie zjadłem śniadanie w postaci dwóch gałek loda. Pyszne. Potem jakoś ogarnęliśmy mieszkanie. I przyszedł Grzegorz. Bo miał wpaść. Zjedliśmy pizze jakieś i posiedzieliśmy chwilę i dopiero teraz jestem sam w pokoju. Odpocząć mogę chwilkę na luzie całkiem. Ciocia może na chwilkę wyłączyć bycie ciocią. Ale to zaraz, bo jeszcze na GG mam jakieś ciotokonsultacje.

Z Asią Gąską postanowiliśmy iść na połowinki Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych i robić performance. Będziemy rozdawać ulotki „zakaz pedałowania”. I świetnie się bawić. Laptop się doskonale sprawdza. Dodaję nowe fotki na fotobloga. Życie toczy się dalej. Jutro zajęcia a potem idę do Galerii Mokotów – poszukam pudru, na który Grzegorz obiecał załatwić mi rabacik 40 proc. A mi się kończy bardzo puder. Bardzo.

Miałem pewno napisać setki innych rzeczy, ale zapomniałem. Jak zwykle. Łorewa.

Wypowiedz się! Skomentuj!