Weekendy są dlatego tak istotnym elementem naszego życia, bo: mamy czas na nieskrępowane spotkanie się ze znajomymi – nie obawiając się, że następnego dnia mamy mnóstwo do zrobienia (nie dotyczy, niestety, pracujących); dlatego że wtedy wszyscy zbierają się w jednym czasie w jednym miejscu; dlatego też, że pijemy wtedy dużo i dzieją się przez to rzeczy nieprzewidziane (nie dotyczy nas, abstynentów). I dlatego napiszę, że – przede wszystkim – Rebeka Brown była świetna. Naprawdę naprawdę naprawdę. Dawno nie było, moim skromnym zdaniem, tak udanego występu w Ciotopii. Zazwyczaj jest tak, że koncerty gwiazd są średnio udane a impreza zaczyna się dopiero po nich. Wczoraj było inaczej. Ale zanim o tym…

W ciągu dnia oczywiście byłem na korkach u Ślicznego Bartka :) He is sooo cute :) Lubię mieć z nim zajęcia. Jest takim troszkę jeszcze dzieciaczkiem. Notuje wszystkie definicje ładnie, dopytuje. Prosi o powtórzenie „trudnych” słów. Słodkie to jest. Aż się rozpływam jak patrzę na niego, pochylonego nad zeszytem i notującego co to jest konflikt społeczny… No bo jak tu się nie rozpłynąć?!
I uczę go też tych „dziennikarskich” rzeczy. Więc poprosiłem o zaznaczenie informacji w „Rzeczpospolitej”. Zaznaczył dobrze… poza jednym komentarzem od redakcji… Jest jeszcze taki młodziutki :)

Prosto po zajęciach z nim, poleciałem do drukarni – odebrać gazetę. Bo to przecież czas najwyższy. Tak więc mam. Wyszło jakoś tanio. Taniej, niż ostatnio. No cóż – bez znaczenia, ja nie płacę. Z tym gazetami pojechałem od razu na UW. Żeby je zostawić, a nie wozić do domu i z powrotem. No bo po co? Oczywiście spotkałem znajomych, którzy odwiedzali czytelnię… Boże, jacy ci studenci są pilni! Aż szok!

Wracając – zaszedłem do Carrefour Reduta. Zakupki. Ludzi – od groma! Jak zwykle w weekendy o tej porze. Na szczęście wszyscy kręcili się „na sklepie” i nie było kolejek jakiś wielkich przy kasach. Chociaż tyle tego dobrego.
No, ale koniec końców – wyszedłem z domu o 12, a wróciłem po 17. I trzeba było powoli zacząć się szykować, czy coś. W końcu weekend.

Napaleni pisali, żebym wpadł do Jego Faceta przed wyjściem na imprezę, bo oni siedzą, coś tam oglądają, szaleją przy komputerze i mogę też być. No to poszedłem. Posiedzieliśmy, pooglądałem stare fotki chłopców (Napalony ma nowy komputer i wszystkie swoje archiwa płytowe pozgrywał na dysk). No i o 22:40 wyjechaliśmy taxi do Galerii. Tam umówiłem się z Damianem.
Damian to nowa postać. Kilka razy się pojawił gdzieś tam, jako ślicznooki chłopiec z Utopii, obok którego kręciliśmy się z Tomkiem, gdy tylko się pojawiał. Albo i bez Tomka, jeśli akurat byłem sam w Ciotopii. A że rzadko się Damian w Uto pojawiał, to inna sprawa. No tak czy owak – razem weszliśmy do Galerii. Żeby dostał pieczątkę, musieliśmy sytuacyjnie zadziałać na Piotrka i powiedzieć mu, że Damian to mój nowy chłopak. Oczywiście poskutkowało.

W Galerii pobawiliśmy się dłuższą chwilę. Swoją drogą, to też ciekawe miejsce na badanie socjologiczne. Nadchodzi bowiem taki fajny moment kulminacyjny w klubie, gdy na niższym parkiecie zaczynają się – jak zwykłem je nazywać – występy gwiazd. Czyli wszystkie wylansowane i przelansowane cioteczki rzucają się na rurkę i zaczynają pokazywać wszystkim wkoło co potrafią. Czasem wychodzi to baaardzo bardzo fatalnie, bo są już pijane. Ale ów występ jest bardzo ważnym elementem skupiania na sobie uwagi gapiów. Nie muszę chyba dodawać, że nigdy przy owej rurce nie tańczyłem. I coś mi się wydaje, że raczej nie będę. Ja mam inne metody zwracania na siebie uwagi. Poza tym – powiedzmy sobie szczerze – chyba na tyle ją przyciągam, że nie muszę się dalej o to starać. Whatever.

Z Galerii wyszliśmy jakoś po 1. Po drodze zaliczyliśmy sklep a potem prosto do Ciotopii. A nie! Jeszcze bankomat był. I jak zwykle pokazywaliśmy seksulotki do kamerki bankomatowej. Jak zwykle.

Z wejściem do Uto nie było problemów. Poza tym, że ochroniarz postanowił sprawdzić dowód Damiana. I teraz stało się jasne, dlaczego Damian w moim odczuciu jest niezwykle atrakcyjnym młodzieńcem, prawda? Oczywiście, że ma dowód. I to nawet już jakiś czas. Ale jednak wygląda młodo. Bardzo czasem nawet.
Weszliśmy. Daniela nie było w drzwiach, ale po wejściu już się spotkaliśmy. Jak zwykle jakaś scena szczęśliwej miłości. Co ja mu zaśpiewałem? No tak! „I wanna be daylight In your eyes” :) Mam już kolejny utwór z mojego repertuaru dla niego. Jestem twoją Afryką. To będzie po prostu ef-żi!

W samej Ciotopii – tłumy ludzi! Ale znajomych jak na lekarstwo. Nie było w sumie nikogo. Poza Pawłem Novym i jego Serafinem. Potem doszli jeszcze May One i Marcin Edge (których spotkaliśmy wychodząc z Galerii zresztą). No i Kuba Duży. I właściwie tyle. Reszta ciot, padnięta po piątku, nie zjawiła się „na mieście”.
Koncert Rebeki – boski! Naprawdę była dobra. Aż się zdziwiłem. Od pewnego bowiem czasu takie występy jak jej, spędzam ze znajomymi przy wyjściu. Po prostu tłumy ludzi krzyczących coś w kierunku gwiazd, tłok, ścisk, a do tego nie koniecznie w moim stylu występy, sprawiają, że nie mam ochoty się tam pchać. Wczoraj tłok też był, ale jakoś mniej doskwierał. Było duszno, ale wytrzymałem. No i naprawdę dobrze śpiewająca Rebeka. Ma świetny patent na śpiewanie znanych – czasem starych – przebojów do niezłego bitu. Fajnie to wychodzi. Jestem na tak.

Bawiłem się – i tu znów – przyciągając uwagę. Obcy ludzie podchodzą i chwalą moje korale lub ogólnie, że dobrze wyglądam. Nie mogę zrozumieć jednego – naprawdę już setki razy byłem w nich gdzieś. I chyba wszyscy stali bywalcy widzieli mnie w nich. Więc dlaczego nadal chwalą i zwracają na to uwagę? Gdy je zakładam, mam wręcz wrażenie, że to już zostanie źle odebrane, że znów w nich przychodzę. A tu – takie dziwne reakcje. Nie dziwią mnie wpuszczone po raz pierwszy do Utopii dziewczyny, które mijając mnie gapią się, wymieniają na ucho uwagi i się śmieją. To rozumiem. Ale czemu reszta?
Whatever. Będę nosił. Plastikowe korale z targowiska Banacha za 12 zł.

Napaleni bawili się z Damianem. Bardzo dobrze się chyba bawili. Bardzo… zaawansowanie się bawili. Że tak powiem tylko. Potem Damian się źle poczuł. Nawet bardzo źle. Dobrze, że był na tyle przytomny, żeby wyjść poza Utopię. I tam dopiero… No, tak czy owak, chłopcy odprowadzili go do domu. Ja zostałem w Ciotopii. Z kilku powodów.
Wrócili po jakimś czasie. Nie zostali u niego, bo koleżanka jakaś spała u niego, czy coś tam. Whatever.

Marcin Edg i May One mieli małą ciotodramę. A Kuba Duży przeżywał, że to nie on całował się z przyjezdnym Arkiem. Bla bla bla.

Bawiliśmy się do… 5? Nie wiem. Nie zwracam uwagi na takie rzeczy. Ale chyba do piątej. A potem wróciliśmy grzecznie do domku. Jak przystało na porządne cioty. W szatni zgubili mój szaliczek. Nie chciało mi się pchać tam w kolejkę i zdobywać go. Napisałem na gronie do Rafała-barmana. Mam nadzieję, że on coś na to poradzi. Mam nadzieję. Nie to, żeby szalik był jakoś szczególnie cenny, ale jednak.

Oczywiście cały czas w drodze powrotnej Napaleni próbowali wymusić ode mnie numer telefonu Damiana. I oczywiście go nie dałem. Bo po pierwsze – nie mam upoważnienia do tego, a po drugie – to byłoby niegrzeczne z mojej strony. Jasne, że Damian pewno da im ten numer. Ale niech to zrobi sam. Mi nie wypada.

Uśmiechaj się, mimo wszystko – niech wszyscy żyją w przekonaniu, że nie jesteś smutny.

Wypowiedz się! Skomentuj!