Za mało ostatnio śpię. Od poniedziałku właściwie. O ile poszedłem jeszcze jako-tako na zajęcia, to potem urwałem się z jednego seminarium i wybraliśmy się z Moni na zakupy. Do Arkadii, jak zwykle. Padało niemiłosiernie. Ale po dordze wyłuszczyłem Moni różnicę między „naturalnym” a „autentycznym” zjawiskiem. No i wyjaśniłem dlaczego jeśli oczekuje się ode mnie, że będę się określał w kategoriach płci, to jest to opresja i przemoc symboliczna. Bo ja się z żadną płcią nie utożsamiam. Nie chcę.

W Arkadii postanowiłem, że kupię buty. Tu i teraz. Oczywiście w Springfieldzie. Jak często mi się zdarza ostatnio. Poza tym buty, które miałem na sobie – przemokły mi całkiem. Kupiłem nowe. I skarpetki jakieś, żeby móc zmienić to, co miałem na nogach. Zamknąłem się w toalecie i dokonałem tego czynu. Stare buty wysuszyłem w nocy w domu i rano odkryłem, że nie nadają się do użytku już w ogóle. Wyrzuciłem je więc. W Arkadii spędziliśmy jeszcze jakiś czas, szlajając się, wydając pieniądze i takie tam. Było miło oczywiście. Tym bardziej, że Moni ma w zwyczaju traktować mnie jak innych ponowoczesnych znajomych. W sensie, że nie odzywa się, gdy się nie widzimy – zapomina o mnie. To nie jest przytyk. To raczej wyraz tendencji, która jest teraz czymś normalnym.

Wieczorem spotkałem się z Jędrkiem. Poszliśmy do W Biegu Cafe, bo gdzieżby indziej. Mam nadzieję, że miejsce mu się spodobało. Pojawił się pomysł nowej sesji. Na wiosnę. Bez szczegółów na razie powiem tylko, że to byłaby najtrudniejsza i najodważniejsza chyba sesja w moim życiu. Ale, kto wie, może się uda? Jestem dobrej myśli.
Tak, czy owak – miło spędziłem czas w kawiarni. Pogadaliśmy, poznałem Jędrka ciut lepiej. Oczywiście symbolizmu z mojej strony musiało stać się zadość i przyjąłem potem jego zaproszenie do znajomości na gronie. Jakie to grono stało się ważne… To naprawdę niezły temat badawczy byłby.

W sumie to cały czas nie wyzdrowiałem. Mam katar, ale już prawie w ogóle nie kaszlę. Fervex brany raz dziennie nie jest skuteczny. Powinienem poświęcić ze dwa dni na leżenie w łóżku pod wpływem fervexu. Ale czasu na to brak.

Jak poszedłem spać we wtorek o 2 nad ranem po wypiciu fervexu, obudziłem się dopiero po 12… Byłem w szoku, że potrafię tak długo spać. Tym bardziej, że wstać chciałem trochę wczesniej. Jakoś o 8. Zorganizowałem szybko dzień odpowiednio. Po jedynym wykładzie na jakim byłem tego dnia – połaziłem trochę, załatwiłem kilka spraw w bibliotekach i takich tam… No a potem nadeszła pora najważniejszego, czyli Komisji Rewizyjnej, która rozpatrywała mój protest.

Co tam się działo… Ponad półtorej godziny spędzili na debatowaniu o zasadności protestu. Zastanawiali się nad tym, czy moje argumenty uprawdopodabniają znaczący wpływ na wynik wyborów. Debata trwała, momentami była zamykana, potem wzywano mnie znów, bo się jakieś pytania pojawiły… Szopka mała się z tego zrobiła. Nie chcieliśmy z jedynym widzem opuścić sali podczas ich debaty. Musieli podjąć uchwałę. Potem wypomnieliśmy im, że działają bez regulaminu, że nie wypełniają do końca swoich obowiązków…
No tak czy owak – protest odrzucono. Jako jedyny w tym roku niejednomyślnie. Dwa głosy za odrzuceniem, jeden wstrzymujący się. W uzasadnieniu powiedzieli, że conajmniej część argumentów jest słuszna, ale nie wiadomo jak wpłynęła na wynik wyborów. Więc protest trzeba było odrzucić. Wygłosiłem potem mowę. Na temat tego, po co robiłem całe to zamieszanie. Że nic nie mam do samorządu wybranego 23 października i że powodem całego zamieszania jest przede wszystkim chęć zwrócenia uwagi na nieprawidłowości i niedociągnięcia. Że coś z tym trzeba zrobić. Wszystko co powiedziałem powinno zaleźć się w protokole. Który udostępnię na stronie protestu już w piątek. Obiecali, że do tego dnia mi wyślą.

Wróciłem do domu po 22. Poszedłem spać koło 1. Przynajmniej tak się położyłem. Ale miałem tyle spraw na głowie, że nie mogłem usnąć do 2:30. Naprawdę. Czasem, rzadko ale jednak, zdarza mi się taki stan. No i właśnie tego dnia mi się zdarzył. A w środę wstawałem o 6. I najlepsze jest to, że dałem radę. Potem spokojnie cały dzień spędziłem na uczelni… Wszystko cacy. Nie byłem na wszystkich zajęciach, ale dałem radę.

Poza tym jeszcze miałem napisać o tym, jak mnie pan w banku podrywał. Bo byłem jakoś we wtorek w Banku Zachodnim WBK. W sprawie kredytu studenckiego. Poszedłem i pan, który mnie obsługiwał po prostu zabił mnie. Swoją uprzejmością, wciskaniem mi wizytówki i zwrotami, jakich wobec mnie używał. Chyba pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się, żeby mnie ktoś podrywał w takiej sytuacji. Ale nie poderwał. No cóż, życie.

W piątek będę miał posiedzenie Zarządu Samorzadu socjologii. Moje pierwsze oficjalnie. Jestem już na liście uprawnionych do odbierania kluczy od pewnych pomieszczeń. Do jednego mam swój własny kluczyk. Rządzę. Śmieszne to i oczywiście się nabijam cały czas. Jak to mam w zwyczaju. Ale oczywiście nie uciekam od ciężkiej pracy. A tej nie brak. Siedzę i stukam w klawiaturę jak głupi od kilku dni cały czas. Każdą chwilę po tym, jak wracam do domu po 22 spędzam na przygotowywaniu jakiś rzeczy. A to regulamin, a to strona, a to podsumowanie, a to protokół. Takie tam cały czas. Dzisiaj skończyłem spisywanie historii, którą opowiedział mi Mateusz. Teraz musze dać sobie kilka godzin odpoczynku od niej. Poprawię i wyślę jako zaliczenie na jedne zajęcia. A potem zamieszczę w gazecie. Historia jest poruszająca. Michał potwierdził swoją reakcją po przeczytaniu. Ale zwrócił też uwagę na to, gdzie są jakieś błędy. Ale nie jest w stanie poprawiać. A szkoda, bo to niedobrze swoje poprawiać.

Napaleni wczoraj wpadli. Wkońcu. Posiedzieli, pobili się, poprzytulali, poplotkowaliśmy. No czyli jak zwykle, jak dawniej, jak zazwyczaj. Tylko teraz oni są na etapie rozwijania właściwie trzech znajomości. I poświęcają im wiele czasu. I got used to it. W piątek zaczynamy weekend. Coś o fryzjerze wspominali. Myślę o tym poważnie. No i mam zaproszenia na bifory w piątek. Nie wiem na który iść. Nie mam jeszcze listy gości ani z jednego, ani z drugiego – więc decyzji nie podejmę. Jak nie dostanę owej listy – nie pójdę na żaden.

W piątek w Utopii – Lola! Napisała na forum swojego grona, że ma nadzieję, że „Her Majesty” zjawi się „undercover”. Boże, jaka ona jest kochana :) Napisałem oczywiście, że nie mogę, bo to ona jest gwiazdą i w ogóle. I że mam problem z butami :) W sobotę ma występ w Paprotce. Będę też. Muszę zapytać czy nie będzie jakiegoś problemu z wejściem. Wszystkich znajomych zresztą namawiam na ten wypad. Wielki powrót Loli do Paprotki. Bosko będzie.

Dziś mam jeden wykład. Za godzinę i strasznie nie chce mi się iść. Potem mam korki. A tu iść muszę. Dwie godziny, więc 80 zł. Czas najwyższy. Ja mam takie parcie, że kasy potrzebuję jak tlenu. Taki imperatyw. Mam czas do 15. żeby złożyć dokumenty o kredyt studencki. Będę też się starał o stypendium Jana Pawła II. Bo Michał dostał jakieś kosmiczne pieniądze :) I ja też chcę.
Kolejne wnioski do pisania, kolejne papiery. Ale dam radę. Powoli, wszystko zrobię. W połowie grudnia mam nadzieję być już „na czysto” ze wszystkimi dodatkowymi zadaniami moimi. Będę.

A! I UWIELBIAM wracać z uczelni w środę. Boże, tak! Wracam wtedy około 15:00 i jest cudownie. W tramwajach tłoczą się licealiści i gimnazjaliści wszelkiej maści. Czuję się wtedy jak w niebie. Cudownie. Więcej. O tak.

Wypowiedz się! Skomentuj!