Boże, umrę. Naprawdę umrę. Śpię za mało. To już nie te czasy, że mogę tydzień wytrzymać śpiąc po 3 godziny dziennie. Zdecydownie nie te czasy. Ale jak tu żyć inaczej, skoro codziennie tyle się dzieje. A Bauman mówi, że dzisiaj nikt z nas nie żyje „po prostu”, tylko „naprawdę”. I ja oczywiście też. Chcę żyć „naprawdę” i nie chcę pozwolić, by jakakolwiek okazja do tego mi uciekła. Za nic w świecie. Takie są te nasze zgryzoty później nowoczesności. Łorewa.

Tak czy owak, po męczącym czwartku nadeszła krótka noc, którą zwieńczyła poranna pobudka w piątek. Zakończona o 4 rano. Bo na 6 musiałem być w tvn24. Oczywiście dałem radę. I odkryłem, że nawet tak rano autobusy i tramwaje mają kilkuminutowe opóźnienia. Skandal. No, ale chcąc nie chcąc – dałem radę.
Siedziałem w studio do… 9. Prosto stamtąd udałem się na zajęcia. Potem wyszedłem przed ich końcem, żeby zdążyć na kolejne. A potem wyszedłem przed końcem, żeby na posiedzenie Zarządu Samorządu Studentów zdążyć… A potem znów zajęcia… Bez przerwy, bez przerwy. W międzyczasie spotkanie z dyrektor instytutu. I załatwianie „papierków” w sekretariacie… Zajęcia zaś, jak zajęcia w piątek, nawet nie takie nudne, ale chyba w takiej wyczekująco-weekendowej atmosferze. Jak zwykle. Ja też tak czułem. Przedweekendowo.

Oczywiście nie samą telewizją i studiami człowiek żyje. Imprezy. W końcu to piątek. W domku przysnąłem na kilka chwilek. Ale kilka. Bo Kuba zapowiedział, że wpadnie do mnie z niejakim Norbertem. Bo nie ma co z nim zrobić, w związku z odwołaniem imprezy na Okrąg – bo ukradli Danielowi auto w Zielonej Górze. Oczywiście, Ciocia nie odmawia. I wpadli. Najpierw drętwa gadka – głównie z Kubą. Żeby się Norbert oswoił. Tym bardziej, że byłem w obcisłych spodniach a la leginsy od Moniki i w pomarańczowym golfie należącym do niej, który jest na tyle długi, że zachowuje się trochę jak sukienka. No, wyglądałem conajmniej androgenicznie. Mam taką przynajmniej nadzieję.

Potem było wesoło. Teledyski oglądaliśmy, słuchaliśmy muzyki, bawiliśmy się w fanów Legii… No, ogólnie, miła posiadóweczka. Aż się zebraliśmy jakoś po północy, i do Ciotopii marsz. W sensie, że taksówką. To był pierwszy raz Norberta w Uto. Rozdziewiczyłem go. Chociaż tyle mi zostało z czasów, gdy uprawiałem seks. Kiedyś uwielbiałem przecież z prawiczkami. Teraz wprowadzam do Utopii, uczęstniczę więc w nieco innym rytuale przejścia. Ale też się z niego cieszę.

W Cioto – mnóstwo znajomych. Asie, Marciny, Kamile, May One’y i mnóstwo jakiś ludzi. Wpadli potem też Napaleni, którzy spędzili najpierw trochę czasu u Damianka a potem z nim i jego siostrą bawili w Toro. Bo, jakby ktoś nie zauważył, ten weekend spędziliśmy dość osobno. Wpadli potem do Uto, z Damiankiem właśnie, jego siostrą, Piotrkiem i jego Darkiem (to osoby nowe na blogu w sumie…) – cała śmietanka.
Ja bawiłem się wyśmienicie. Choć widziałem nietolerancyjne spojrzenia, drwiące uśmiechy i ludzi rozmawiających o mnie w sposób nienajkulturalniejszy. Łorewa. Nie twierdzę, że to przyjemne, ale są wokół mnie znajomi, którzy mnie akceptują. Już o tym kiedyś pisałem, ale to naprawdę ważne. To oni utwierdzają mnie w mojej tożsamości i to oni dają mi poczucie bezpieczeństwa. Nawet gdy jestem w leginsach i pomarańczowym golfie. Danielkowi się podobałem. Podniecał się moim paskiem. I ogólnie był przemiły.

Wróciłem do domku jakoś koło 5. Wracałem z Napalonymi. Choć tyle wspólnego czasu mieliśmy z tego wszystkiego.
Miałem wstać rano o 7, żeby iść do tvn na 9… Ale bez przesady. Tak sobie pomyślałem. Bez przesady. I olałem. Na 13 byłem co prawda na korkach u ślicznego, acz głupiutkiego jeszcze Barteczka, ale olałem tvn. W sensie, że tego dnia olałem.

Potem zakupy. Poszedłem do Carrefoura w Reducie. I zaszedłem do Vision Express. W końcu stwierdziłem, że czas wymienić szkła. Dałem okularki – i za godzinę mają być. Zrobiłem na ślepo zakupy, zjadłem loda i wpadam tam. „Wie pan, zdarzył się wypadek”. Że coś tam, oprawki były suche i coś tam, coś tam… Tak czy owak: pękła oprawka. Pan mówi, że sklei idealnie w ciągu 2 godzin. Wkurwiłem się. Zapłaciłem ponad 200 zł za głupie szkła, a on mi mówi, że coś popsuł. Nie mówiąc o czasie. Chciałem je mieć od razu. No, ale niech będzie. Wróciłem do domku i po 2 godzinach (zdrzemnąłem się znów w międzyczasie) wróciłem do Reduty. Pan dał sklejone. Dziś już wiem, że to nieakceptowalne i wiem, że na pewno pójdę z reklamacją. Bo to, co zrobił – nie nadaje się do użytku. Przynajmniej dla mnie. I chuj, niech robi, co chce. Ja chcę okulary takie, jak miałem. W pełni sprawne.

Tak, czy owak – sobota to także dzień imprez. No i lekk wkurwiony z powodu okularów się dowiedziałem, że: a) Napaleni nigdzie nie idą; b) zaprosili do siebie na film Damianka. Nic mi nie mówiąc wcześniej i mnie nie zapraszając. Ja rozumiem, że mogą mnie nie zapraszać, bo w końcu nie jestem ich mężem. Ale powiedzieć? W końcu jesteśmy Formacją Różowe Saneczki…
O ile jeszcze jesteśmy.

Miałem zaproszenie do Daniela i do Marcina Edge. Wybrałem to pierwsze, choć powiem szczerze, że jak jechałem w tramwaju do Centrum, to jeszcze nie wiedziałem gdzie wyląduję. Jakoś jednak wydedukowałem sobie, że na Okrąg. I chyba źle nie wybrałem. Kameralnie, ale miło. Aż dziw :) W sensie, że się nie spodziewałem. Koło 2 udaliśmy się do Ciotopii.
Znów ludzie. Tłumy. Ktoś zażartował, że jak Dzień Otwarty Utopii. A to po prostu Outsider był. Całkiem fajny nawet. Dr. Kucho grał i to tak bardzo sympatycznie. Szybko co prawda musiałem wyjść – bo już koło 4 – ale jednak udany wieczór.

Rano byłem na nogach – by od 10 stawić się w tvn24. Eh, 5 godzin tam spędziłem. I mam swoją pierwszą wpadkę. Tak, tak. Mimo, że oficjalnie jeszcze nie pracuję, to dzisiaj trochę już porobiłem, ucząc się praktycznie. No i poszedł podpis pod materiałem o najwyższej choince gdzieś tam na czerwonym tle zamiast na niebieskim… Łorewa. Kiedyś musiało się to stać. Stało się dziś.

W trakcie programu dzwoni do mnie jakiś chłopak, że on znalazł ogłoszenie. Że korki z historii… Jasne, że aktualne. Bo on ma „nietypową sprawę”. Zawsze tak mówią, jak chcą coś nielegalnego. Że on ma 30 stron testów do zrobienia na dzisiaj. Czy wezmę? Jasne :>
Umówiłem się na 16:40 w centrum.
Tam zaś spotkałem Jakuba z koleżanką. I ten chłopiec też był. Swoim samochodem. Swoim vanem… Nadziany bogaty gówniarz, który w prywatnym liceum ma historię z Roszkowskim… Skubany. Na wieczór się umówiliśmy, że mu dam zrobione. Okazało się w drodze do domu, że poza jednym testem spoza książki – wszystkie pozostałe mają rozwiązania opublikowane z tyłu… Więc nie musiałem robić. Test zrobił Michał (dałem zarobić, a co mi tam) i potem… wpadli Napaleni.

Obejrzeliśmy „Easting out” – nawet niezłe. I zaraz czas spać. W końcu będę mógł się wyspać. Jutro nie idę do tvn. Pójdę we wtorek. Na szczęście jeszcze tam nie pracuję i nie mam oficjalnych dyżurów. Bogu dzięki, bo nie wysiedziałbym tam. Muszę zarabiać w tym czasie przecież, prawda?

A odpowiadając na pytanie „ale co się stało?”, które zadało mi kilka osób w związku z moim opisem na gg i tlenie (cytuję: „stało się.”) – wyjaśniam, że nie stało się nic. W sensie, że stało się wszystko. Historia cała się dzieje. Przeszłość się stala. I się nie od-stanie. I nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko czas iść dalej.
Jak śpiewali Pet Shop Boys – go west! Albo east… Łorewa.

Wypowiedz się! Skomentuj!