Przesadziłem. Tym razem zaszalałem.
Zmęczony po ostatniej imprezie w piątek udałem się na spotkanie z Damianem. Spałem dość sporo i zmęczenia nie czułem, jedynie ból nóg przypominał o tym, co robiłem wcześniej.
Samo spotkanie było, co najśmieszniejsze, naszym pierwszym. A wiemy o sobie coś-niecoś, znamy się ze słyszenia i z widzenia. No i łączy nas Paweł. Właśnie mi się nasunęło skojarzenie ze Zmową Byłych Żon :)

Posiedzieliśmy we W Biegu Cafe, wypiliśmy kawę, ja oczywiście zjadłem pyszny zestaw śniadaniowy. I ze dwie godziny w ten sposób minęły. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że miałem zapytać go o takie rzeczy, które dają nam złudne wrażenie, że znamy drugiego człowieka. Czy ma rodzeństwo? Skąd w ogóle jest? Czy mieszka z rodzicami? No takie bzdurki, które pozwalają nam usprawiedliwiać się przed innymi, gdy odpowiadamy „tak” na pytanie „znasz go?”
Jakoś nie było okazji o to spytać.

Potem wróciłem do domku. Zacząłem się szykować. Napaleni wycięli mi numer, bo powiedzieli, że nigdzie nie idą. Ja oczywiście naiwnie sądziłem, że jednak ruszą dupy, ale oni powiedzieli nie i koniec. No to się zmartwiłem trochę, bo dzień wcześniej ja im się dałem namówić.

Ale poradziłem sobie. Przed 22 byłem w Barbie, dostałem pieczątkę i bilecik za 10 zł. I poszedłem na pl. Konstytucji. Byłem przed czasem, a umówiłem się, że wpadnę do Marcina Edge i jego Łukasza (tej przegiętej cioty). Jakoś udało mi się pokonać zakamarki kamienic i trafiłem do nich.

Muszę tutaj wyrazić oficjalne zakłopotanie i naganę. Chłopcy bowiem biegali po mieszkaniu odziani tylko ręcznikami. A to nieładnie. I niegrzecznie, bo Dama nie powinna oglądać nagich męskich torsów nieznajomych osób. Po prostu nie.

U chłopców popełniłem kolejny błąd. Po dwu kawach w ciągu dnia wypiłem u nich dwa napoje Russsh. A to jest coś mocnego. Łukasz (ta przegięta ciota) jest ich przedstawicielem chyba i dał mi dwie puszeczki. Kopie nieźle. Tauryna i kofeina chyba głównie. Ale nie napisali nawet ile. Sporo. Więcej niż w Red Bullu.
Potrzebowałem tego chyba w sumie, bo odczuwałem zmęczenie. Ale chyba za szybko i za dużo.

W końcu chłopcy zdecydowali, że pójdą ze mną do Barbie. I chwała im za to. Oczywiście było bardzo sympatycznie.
Młodzi chłopcy, może nie tacy ładni jak Ten Piękny Z Piątku Nazwany Michałem, ale byli. Sporo nawet. Tacy dwaj w czarnych koszulkach. I jeden w szarej. I w ogóle było sympatycznie. Muzycznie średnio. Jakiś DJ z Poznania. Średnio, średnio. Wypiłem Red Bulla.

Koło 1:30 przenieśliśmy się do Utopii. Razem z nami był już mój znajomy Maciek Ł z rodzinnych okolic, z którym w sumie się w Barbie umówiłem. Tutaj muszę podkreślić coś, w co wszyscy wątpią. Maciek Ł jest hetero. Naprawdę.

W Utopii ludzi już ciut było, ale impreza się rozkręcała. Była Sis, był Piotrek, jacyś mniej znani znajomi też.
Baunsowaliśmy sobie spokojnie i fajnie. To Outsider, więc mogło być różnie. Było nieźle. Zdecydowanie bez rewelacji, ale znośnie. Wypiłem Red Bulla.

Oczywiście nie obyło się bez nieobyczajnych zachowa i takich tam. Marcin Edge z Łukaszem (tą przegiętą ciotą) zachowywali się momentami wyzywająco w stosunku do siebie, więc musiałem im wzracać uwagę. Poza tym Marcin chciał upić małżonka. Nie powiem po co, choć wiem.

Nikt nie wierzył, że Maciek Ł jest hetero.

Piotrek pytał mnie o seks. I w ogóle jakieś było dziwne oburzenie na wieść o tym, że jestem pasywny. No proszę was. Przecież wszyscy od zawsze to wiedzą. Chyba nikogo ta wiadomość nie powinna szokować? Poza tym przecież wyglądam i zachowuję się jak stereotypowa ciota pasywna. Powtarzam więc raz jeszcze: w czasach, gdy jeszcze uprawiałem seks byłem pasywny. Tak, dawałem dupy.
Piotrek pytał też o to, czy za kasę się zgodzę. Uprzedzając, że nie pyta, aby mnie obrazić. Wyjaśniłem mu dlaczego ani za kasę ani za darmo z nim do niczego dojść nie może. Pomijając SDSy i tym podobne. Są inne powody.

Wypiłem Colę.
Imprezowaliśmy do… 5? Jakoś tak. Po piątek wyszedłem właśnie z Maćkiem i do McDonald’sa trafiliśmy. Wypiłem Colę. Krótkie śniadanie a potem podróż na centralny. I tam się pożegnaliśmy.

Ja po prostu przedawkowałem kofeinę, taurynę i guaraninę. Za dużo. Zdecydowanie. Nie mam pojęcia ile w sumie tego było, ale naprawdę sporo. I przez to, owszem, jakoś przetrwałem noc, ale przesadziłem. A przesada zawsze jest zła i niekorzystna.

Obudziłem się dzisiaj dość późno. Wcześniej słyszałem przez sen jak Iwonka odkurzała.
Kąpiel pomogła mi dojść do siebie. Odżyłem. Jadłem. Jestem już gruby. Ważę 71 kg. I chuj, nie mogę nic z tego zrzucić. Tak jak nie mogę pozbyć się skóry na brzuchu.

W nocy dostałem SMSa od Pawła. Przypomniał sobie i mi o naszej zabawie dawnej – ja-na-tobing :)
To był taki wynalazek wykorzystujący sprężyny w moim łóżku. Zabawa sprzed roku. A więc jak w ciągu dnia „miałem zwiechę” i siedziałem bezmyślnie na łóżku, to zacząłem sobie przypominać. I się uśmiechałem sam do siebie. Lubię te wspomnienia. Są bardzo dobre. Wszyscy chyba wiedzą, że niezwykle ciepło wspominam ten czas. I… No, już, starczy.

Wpadli dzisiaj Napaleni, mimo moich próśb, żeby jednak nie przyjeżdżali. Wyciągnęli mnie do Arkadii. Do Lerłaj Merloj a potem na kawę do Tchibo. Tak, znowu kofeina. Ale niewiele. Zdroworozsądkowo.
Potem w domku odpoczynek.

Cały dzień odpoczywam w sumie. A wieczorem zdałem sobie sprawę z tego, że mam ciężki tydzień w perspektywie. A nawet dwa. I jestem zły, bo zaplanowanie mam słabe.

A w sobotę Second Florr-Sitting Party „Bye bye, Halyna 2006”. Zproszenia już wysłane. Jest też strona www.FloorSittingParty.prv.pl. Ale jest na hasło, więc nie podam tutaj publicznie :>

I w sumie mam dzisiaj jakąś huśtawkę nastrojów. Już północ, a ja nie śpię. Jutro o 6:20 pobudka. Kurwa, kiedy ja się wyśpię?!

Wypowiedz się! Skomentuj!