Miałem nigdzie nie iść w piątek. Bo ani umówiony, ani nic…
I zły humor, o którym pisałem zaczął na dobre panować w moim sercu, to sobie pomyślałem: o, nie! Co to, to nie. I powziąłem decyzję o wyjściu do Utopii. W celu poprawienia humoru oczywiście. Zaplanowałem wszystko, łącznie z czasem potrzebnym na kąpiel, przygotowania, etc etc i wyszło mi, że chcę o 2 być na Jasnej.

Oczywiście plan zrealizowany. Prawie miałbym opóźnienie, bo autobus nocny się spóźnił jakieś 8 minut (nie przypuszczałem, że w nocy ZTM też ma przesunięcia). Na miejscu moja Sis, Piotrek… Potem jeszcze Marcin Edge i Łukasz (czytaj: ta przegięta ciota – obiecałem, napisałem). Impreza udana. Naprawdę. Nie było dzikich tłumów, muzyczka jak Cię mogę, raczej ferżi.
Oczywiście już widziałem początki ciotoromansów a zarazem ciotodram. Zobaczymy, co życie przyniesie.

Nie, no było fajnie. Naprawdę fajnie.
Zrelaksowałem się, odmóżdżyłem. I odkryłem, że nie, nie chcę. Mam nadzieję, że ostatecznie :)
I nie ważne, że nie wiecie o co chodzi – ja wiem.

Tradycyjnie, zgodnie z moją zasadą – z kim przyszedłem, z tym wyszedłem. Czyli sam. Jak to dobrze, że z centrum jedzie 118.

Sobota minęła mi na korkowaniu. I to takim słabym, bo jedne odwołane.
Po drodze do Piotrka wpadłem w Galerii. Bo umówiłem się z Napalonym. Pogadaliśmy chwilę, umówiliśmy się na wieczór, zjedliśmy w McDonald’sie. Czyli takie nic-nie-robienie i plotkowanie. A do Piotrka przy okazji.

Potem w domku szykowanie, pierdu pierdu. I wieczorem zaplanowaliśmy klabing jak się patrzy.
Najpierw Barbie Bar, bo tam wstęp płatny a do 22:00 w cenie wstępu jest 10 zł do wykorzystania przy barze. Więc wiadomo. Potem Faberge, bo to nowe miejsce i trzeba sprawdzać jak się rozwinie. Potem Utopia, bo to Utopia. A na końcu Tomba Tomba, bo może uda się jej zatrzeć złe wrażenie, jakie wywarła.

Oczywiście nie wszystko poszło zgodnie z planem. Barbie – bez problemu, słodko, fajnie, różowo, glamour, wow, ferżi. Muzyka niezła. Naprawdę niezła. Ludzi sporo, ale bywało więcej – i to oczywiście plus, bo ciężko się oddychało, ale jednak się dało. No i ci śliczni chłopcy… Och, ach, och. I „Niebieski”, i „Duży Chudy”, i „W Kratkę” no i „Ten Męski W Szarym”… Och, ach, och. Oby tak częściej i więcej.
A „Niebieski” był naprawdę śliczniutki.
Pozdrawiam Cię, „Niebieski”!

Poszliśmy do Faberge. Powoli, spokojnie. A na miejscu Robert nam mówi, że nie, że nie ma sensu, żebyśmy nie wchodzili. No to pogadaliśmy z nim chwilę, no ale przecież szkoda nocy. I ruszyliśmy na Jasną. Witaj o Utopio, witaj o Danielu! Witajcie o ludzie!
Bauns lans, czyli udany wieczór się zapowiadał. Oczywiście w dwie minuty po wejściu zająłem się swataniem Tomka. I w sumie nieźle mi poszło :) Ten Arek to był już dzień wcześniej i sam zauważyłem jak bosko wygląda gdy się uśmiecha. Naprawdę. I nawet wiedziałem, że już jest pełnoletni i takie się myśli w mojej głowie pojawiły! :) A to osiągnięcie.

W U był tym razem Borys, Grzegorz (dowodem na to, że był nietrzeźwy jest fakt, że pocałował mnie w rękę a nigdy nie chce tego robić), Łukasz (ta przegięta ciota), oczywiście moja Sis ze swoim mężem i kilka innych znajomych osób. W tym takie, które mi przestały mówić „cześć” i takie, które po latach zaczęły.

Impreza niezła, udana raczej :) Wyszalałem się. Długo dość siedzieliśmy, bo potem Tomek z barmanem rozmawiał. To znaczy ów barman go wyrywał. Próbował przynajmniej. No, starał się…
Tak, czy owak – ja sobie patrzyłem, obserwowałem. I widziałem. Coś tam widziałem. Może za dużo czasami. Ale nic nie wiem. To nie moje życie, to nie moje sprawy.

Rano zaliczyliśmy znów McDonald’sa. Za dużo ostatnio tam wydaję.
No a dzisiaj skoczyłem do Galerii Mokotów i ostatecznie stało się. Kupiłem spodnie. Po miesiącach oczekiwań, poszukiwań, przeszukiwań – mam. Niezłe. Do tego oczywiście zaszalałem w postaci dwu koszulek. Oraz majtek.

Jutro May One Day, czyli impreza, na którą idę. Jednak odwiedzę Tomba Tomba. Ale postawiłem warunek. Muszę być na liście. I muszę być jako Ciocia Duży eF. Ponoć jestem.

Jestem też do dyspozycji. Właściwie dla każdego.
Zacząłem pisać pracę licencjacką w końcu. Nie będzie trudna. Ale dzisiaj mi się nie chce. Obiecuję, że jutro.

Udany weekend. Cioty mają wyraźnie przesilenie wiosenne. Bo im się coś myli, kręci i nudzi. Kombinują za dużo. Chcą koniecznie coś zmienić, zakręcić, pogrzebać, zamącić. To nie wyjdzie na dobre. Im, nie mi.
Ale to wasze życie :) W razie czego – pomogę.

Oczywiście w blotce sporo pominąłem, ale jakoś nie mam dziś ochoty na superszczegółową relację.

DODANE PÓŹNIEJ

No dobra, to jeszcze dopiszę.
Że w sobotę w Utopii byłem po raz pierwszy od jakiś ponad dwu lat podrywany! „Cześć.” „No, cześć.” „Wiesz, wyglądasz jak Niemiec.” „Ale nie jestem.” I tyle. Pan wyglądał na około 35 lat, ale to ciężko powiedzieć jak są pijani. Niemniej jednak, liczy się.

Zapomniałbym też napisać, że miałem w sobotę do Gdańska pojechać. Bo ja mam takiego e-znajomego Mateusza. Ma 17 lat i boskie usta na fotkach. I żebym przyjechał do Trójmiasta. Już miałem się zgodzić, już namówiłem Napalonego, już wszystko zaplanowałem. Ale podczas mycia zębów przed korkami przypomniałem sobie, że przecież musze pisać licencjat. A wiadomo, że jak wrócę w niedzielę, to będzie późno, ja padnięty i nic nie napiszę. I zrezygnowałem.
Namawiam go, żeby wpadł w piątek. Chyba może się zgodzić.

Wypowiedz się! Skomentuj!