Nie lubię pisać o tej porze. To znaczy z jednej strony lubię, bo jestem zmęczony i moje myśli swobodnie wędrują od wydarzenia do wydarzenia, pomijając czasem rozpraszające szczegóły, ale z drugiej strony – zmęczenie daje się we znaki także tym, że robię błędy. A że piszę w EditPadzie, to nie podkreśla mi ich jak Wszechwiedzący Microsoft Word.

Pierwszy tydzień drugiego semestru minął mi głównie na ustalaniu planu. Zajęć właściwych było oczywiście niewiele, ale jakoś nie płakałem z tego powodu. Mam spory zapiernicz. Naprawdę. A najgorsza jest środa. Zaczynam o 8 a wracam do domu koło 21:30… STRA-SZNE!
No, ale sam tego chciałem.

Czasem tylko martwi mnie to, że muszę tak – za przeproszeniem – zapierdalać za kasą. Wolałbym ją mieć bez pracy.
Już miałem zrezygnować z dalszego pisania, ale Piotrek prosił, żebym zamieścił a ja obiecałem, że się postaram. Więc wypada się postarać.

Niestety, ta część blotki pisana jest już rano :) Nie dałem rady… Odpadłem :)

No więc… z tym tygodniem to było tak… Właściwie wiele się nie działo. W poniedziałki nie bywam na ISie już, więc dziennikarstwo mnie nie zaskoczyło. W znaczeniu, że nie zajmowałem się tam niczym konkretnym. Nudy, nudy, nudy. Bywa. Myślę, że to jakoś przeżyję. Dopiero we wtorek spoktałem moją Il kochaną :) Się stęskniłem! Bo się okazuje, że w tym semestrze z moją „paczką” (nigdy nie lubiłem tego słowa) mam tylko 2 wykłady w tygodniu wspólnie. A poza tym uciekłem od nich niestety, żeby dostosować mój plan… Oczywiście od wtorku korki. No i się okazało, że moja maturzystka, która miała 2 tygodnie na napisania wypracowania, analizy wiersza i czegoś tam jeszcze – chamsko ściągnęła je z internetu. Odnalezienie oryginałów zajęło mi dokładnie 55 sekund. Czy oni naprawdę myślą, że jestem taki naiwny? I czy naprawdę nie rozumieją, że prywatne lekcje są już tylko i wyłącznie dla ich dobra? Nie każę jej przecież robić wszystkich tych setek bzdur, które się robi w szkole… Jej strata. Ja mam za to 20 zł za godzinę.

Z Moni zobaczyłem się dopiero w środę jakoś… No straszne! Naprawdę nie wiem, jak ona mogła mi to zrobić! Bo mieliśmy się widzieć we wtorek, ale siedziała na komputerach i nie zeszła do mnie na czas, a potem miałem zajęcia na dziennikarstwie…
Ech, kobiety…

W czwartek uzupełniłem wpis z Języka jako narzędzia komunikacji… Bzdury. Ale najbardziej zaskakujący okazał się piątek.
Wtedy bowiem rozpoczęliśmy zajęcia z „Informacji dziennikarskiej”. No i pomijając fakt, że pani jest łał i wspaniała – przynajmniej we własnym mniemaniu – stało się coś, czego się nie spodziewałem. Bowiem otóż… Pani wymyśliła zabawę, która miała polegać na poszukiwaniu bohatera do filmu z gatunku human story. No i 5 osób z naszej grupy miało udawać zainteresowanych wystartowaniem w tym castingu. Mieli minutę na mówienie o sobie a potem przez 6 minut grupa miała zadawać pytania, żeby potem zagłosować na tego, kto stanie się bohaterem owego filmu.

Zostałem zgłoszony. Jako czwarty. Nie koniecznie byłem tym zainteresowany, ale cóż… nie będę robił scen „nie… ja nie… wolałbym mnie…” Poszedłem. Usiadłem. Powiedziałem kilka zdań. Także na temat bloga, mojego dążenia do bycia Chodzącą Perfekcją i w ogóle. No i potem pierwsze pytania dotyczyły tego, jaki jest adres bloga… I w ten oto sposób – teoretycznie przynajmniej – moja grupa ma pełny dostęp do mnie. No cóż, witajcie. Potem oczywiście zadawali pytania te, co zwykle słyszę na początku znajomości, a które nazwać można „zadam ci to pytanie, ty zrozumiesz błąd swojego rozumowania i zmienisz się”. Jestem na to gotów. I jestem na to odporny. Za długo myślałem nad moim SDSem i nie tylko, żeby teraz jedno pytanie, czy nawet seria pytań przez 6 minut mogła mnie zmienić.
A, no i wygrałem w tym castingu.

Piszę tyle o studiach – wyjątkowo dużo – bo tak na dobrą sprawę, dzięki mojemu planowi, zajmują mi dużo czasu. Bardzo dużo. Razem z korepetycjami ograniczają mnie niemal całkowicie czasowo. To dobrze. O to chodziło.

Dziś organizuję Tłusty Czwartek! Bo kto mi zabroni? Chciałem, więc robię. Wczoraj wieczorem przygotowałem Ciasto Czekoladowe z Bananami i Polewą Czekoladową Cioci Duży eF. And behold! Dziś za to mam zamiar zrobić jeszcze faworki i owoce w cieście. Będzie mnóstwo roboty i nie wiem czy wszystko mi wyjdzie i czy ze wszystkim zdążę, ale… dam jakoś radę. Zaprosiłem kilka(naście?) osób. Nie wiem, kto wpadnie, ale od 17 mogę spodziewać się wszystkiego. Czyli pustek albo dzikich tłumów ;) To znaczy na pewno liczę na Moni, Napalonych, Kacpra, Borysa. Ale kto poza nimi? Rasmus? Sebastian ze swoim Michałem? Egde z Łukaszem? Paweł z Damianem? Piotrek? Nie wiem, zobaczymy. Tak, czy owak – wyżerka będzie czekać ;)

A! I wczoraj kupiłem sobie nowy paseczek! Znajomi wiedzą, że mam bzika na ich punkcie… Więc kupiłem. Czarny, skórzany, z ładną metalową prostokątną klamrą. 5 zł, lumpeks na Nowolipkach.

No a jeśli idzie o wczorajszą imprezę… Byliśmy w końcu w Barbie! Miała być Moni też, ale się wykruszyła, czego jej nie wybaczę jeszcze przez najbliższe 2 godziny, a co objawiać się będzie tym, że będę o tym wiedział…
Spotkałem się o 23 w centrum z Kacprem, jego Czarkiem i Przemkiem Michała Rasmusa. Muszę podkreślić, że przybyłem 2 minuty po czasie (co jest dopuszczalnym nawet dla mnie spóźnieniem!), natomiast Przemek się spóźnił więcej! Marzliśmy czekając na niego…
Szybko dotarliśmy do Barbie, a tam właśnie chłopcy się rozkładali. Napaleni znaczy się. Taką bowiem oto… męską ekipą trafiliśmy do tego przybytku uciech wzrokowych. Było oczywiście jak zwykle super :) Znaczy, że mogłem się napatrzeć do woli na ładnych chłopców. A jeden na barze był cudny :) Och, ach, jak mnie tam dawno nie było. Estetyka zaspokojona.

Pobawiliśmy się tam do 1. Bo nie ma co za długo siedzieć. No a potem marsz do Utopii. Po drodze spotkaliśmy Andrzeja i jego Radka. Dawno się nie widzieliśmy, więc oczywiście „och, ach”, „hej hej” i w ogóle. No a w samej Utopii oczywiście Daniel nas wycmokał i szybko odesłał, bo Babcia Madonna leciała.

W Ciotopii spotkaliśmy Pawła Novego i Serafina oraz – co było zaskoczeniem – Piotrka. „Dlaczego nie piszesz bloga?!” Oj, bo nie mam czasu :) Zabiegany jestem od rana do wieczora… I w ogóle jakoś tak… Poza tym, co widać, nie działo się nic ważnego. Ot, żyję. Z dnia na dzień, jakoś. Chodzę (lub nie) na wykłady i ćwiczenia. Zaliczam to, co muszę zaliczać. Od wtorku zaczynam Moją Sesję Poprawkową. I oczywiście w ogóle się tym nie stresuję, co jest już lekką przesadą. Bo MUSZĘ zaliczyć ćwiczenia jedne i conajmniej jeden a może i dwa egzaminy.

Ale wracając… W Utopii bawiliśmy się sympatycznie. Co prawda, poczułem tam, że jestem ciut zmęczony po całym tygodniu i w pewnym momencie rozbolały mnie nogi, ale dałem radę. Koło 5 byłem w domku. Przemek i Michał ciut wypili. Michał był zmęczony, więc szybko to na niego podziałało… Obaj zachowywali się momentami niegrzecznie wobec mnie. Próbowali mnie dotykać i w ogóle… Ale we wszystkich podręcznikach bon ton piszą, że jeśli Dama narażona jest na tego typu zaczepki, powinna czem prędzej oddalić się z tego miejsca (o ile to możliwe). Więc się oddaliłem. Poszedłem tańczyć. A tam był chłopiec z baru w Barbie :) Tańczyłem koło niego. Zbliżył się do mnie, chciał chyba, żebym ja zbliżył się do niego… Nic z tego. Nie mogę sobie pozwalać na takie kuszenie samego siebie. Muszę być stanowczy w swoich postanowieniach.

Dziś mam jeszcze kolegium redakcyjne. Musimy omówić dlaczego jeszcze nie mam wszystkich tekstów i zająć się 3cim numerem. Potem szybko wracam i muszę szykować faworki i owoce w cieście… Duuuużo roboty. A tak w ogóle, to faworki będę robił pierwszy raz w życiu :) Hehe :)

Jeśli chodzi o moje postanowienia życiowe, to zamierzam zacząć walkę z kolejną niedoskonałością. Idzie Wielki Post, więc to mi pomoże w mobilizacji. Po pierwsze – podczas Wielkiego Postu nie będę się bawił w piątki. A także mam zamiar spróbować wygrać ze swoim libido. Nie będę się masturbował. Myślę, że to nie będzie takie trudne. Zauważam bowiem od pewnego czasu, że i tak spada mi ilość potrzeb seksualnych. Teraz mam zamiar całkowicie zapanować nad swoim ciałem. Nie twierdzę, że będzie łatwo i nie wiem, czy dam radę… Ale tak czy owak – będę bardzo się starał.
Moje poprzednie postanowienie – o codziennych regularnych ćwiczeniach jest wciąż realizowane. Wytrwale ćwiczę zgodnie ze wskazówkami Glamour i swoimi własnymi. Muszę co prawda przez to wstawać o 6:20, ale jak trzeba – to trzeba!

Na pewno jest jeszcze setka albo i więcej spraw, które chciałem spisać. W ciągu tygodnia wielokrotnie pojawiała mi się myśl, że zapiszę to, jak tylko będę pisał bloga. Teraz tego nie pamiętam… No, ale trudno.

Wypowiedz się! Skomentuj!