Oczywiście wiele się dzieje. Wiadomo – Rewal. A tutaj nie ma ani chwili spokoju. Jutro wybory miss, potem wizyta telewizji, w międzyczasie konferencja prasowa z kabaretem Ani Mru-Mru… No a do tego oczywiście cały czas gazeta i radio… Dzieje się, ale za wiele, żeby wszystko streścić.

Tak w ogóle to dopiero co wróciłem. Bo byłem w Warszawie. Wczoraj wieczorem wyjechałem z Rewala do domku. (okazało się, że autobus, który miał jechać bezpośrednio do mnie, podwiózł mnie tylko do Dąbia…) Dziś o 5:51 ruszyłem z tegoż Dąbia do Warszawy. Chrobry dojechał na czas – o 10:55 byłem na Centralnym. Potem szybki spacer do Instytutu Socjologii, żeby Pani wystawiła mi zaświadczenie, że jest u nich oryginał mojego świadectwa dojrzałości. Tylko po to jechałem. Bo resztę dokumentów można było dostarczyć pocztą. Ale pocztą mi nikt nie wystawi takowego zaświadczenia. I musiałem jechać. Z tymże zaświadczeniem udałem się do pobliskiego punktu foto, gdzie niemiły pan wykonał mi w trybie ekspresowym 4 zdjęcia legitymacyjne. Z kompletem dokumentów (4 zdjęcia + podanie + xero dowodu osobistego + rzeczone zaświadczenie + odpis świadectwa dojrzałości) trafiłem do Instytutu Dziennikarstwa, gdzie po krótkich przepychankach udało mi się złożyć szczęśliwie dokumenty.

Wyszedłem z budynku i zdałem sobie sprawę z tego, że… właśnie realizuje się moje marzenie! Przecież ja od lat chciałem być studentem dziennikarstwa na UW! Uśmiechnąłem się sam do siebie. Poczułem po raz drugi od momentu dostania się na owe studia wielką radość. Jakoś musiałem się tą radością z kimś podzielić. Nikt inny nie przyszedł mi do głowy – zadzwoniłem do mamy :) Boże! Przecież mi się w końcu udało!

Najgorsze w tym wyjeździe były koszta… Najpierw dojazd z Rewala do Dąbia (10 zł), potem z Dąbia do domu (10 zł). Dwie gazety na drogę dziś rano (9 zł), przewód do Dąbia rano (20 zł) pociąg IC Chrobry do Wawy (75 zł), zdjęcia legitymacyjne ekspresowe (25 zł), xero dowodu osobistego (36 gorszy), kawa i ciasto w Tchibo (17 zł), dwie słodkie bułki na obiad plus woda (4 zł), gazety na drogę powrotną (6,50 zł), pociąg powrotny (59 zł), przejazd do Rewala (35 zł).
DO tego doszło 119 zł, bo… udałem się na zakupy. No i kupiłem sobie marynarkę. Oj co?! Ja lubię! W ten sposób wydałem prawie 400 zł w ciągu 26 godzin… Przejechałem 1200 km, spędziłem w podróży dobre 13 godzin… Jestem zmęczony.

Sama Warszawa, jak Warszawa. Nie miałem się z kim spotkać. Tzn. właściwie mogłem z kimś, ale nie za bardzo wiedziałem jak z czasem będę stał. I dlatego nawet do domu w Warszawie nie wpadłem. I dowiedziałem się, że Iwona z Anką wyjeżdżają właśnie w tym samym momencie, w którym ja przyjechałem do Niemiec… Niechaj i tak będzie :)

Posiedziałem więc w Tchibo Cafe i delektowałem się samotnością, jaka mnie ogarnęła w tym tłumie. Jak zwykle w takich momentach, tak i wtedy, myślałem o Pawle. Wolno mi.
Gdy już wracałem pociągiem do Szczecina – czytałem wiersze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewkiej, które przywiozła mi Gosia W. z Łodzi. No i mam takie dwa…

„Atlas”

Nie odchodź, piękny Atlasie!
Moje niebo na tobie spoczywa!
Niech choć chwilę śpiewa wieczność szczęśliwa
w Twoich ramion atletycznym atłasie.

„Zawód”

Wieczność woła daremnie
o jeden twój pocałunek!
Nieśmiertelnie płacze we mnie
zawiedziony, nieśmiertelny gatunek…

Potem przypomniałem sobie, że jakiś czas temu na lekcji polskiego w liceum recytowałem jej „Zanurzcie mnie w niego”. Nawet startowałem w castingu na reprezentanta szkoły w konkursie recytatorskim z tym utworem. Na pewno już kiedyś był na blogu.

„Zanurzcie mnie w niego”

Zanurzcie mnie w Niego
jakby różę w dzbanek
po oczy,
po czoło,
po snop włosa jasnego –
niech mnie opłynie wkoło,
niech się przeze mnie toczy
jak woda całująca
Oceanu Wielkiego.
Niech zginie noc, poranek,
blask księżyca czy słońca,
lecz niech on we mnie wnika
jak skrzypcowa muzyka –
gdy mi do serca dotrze,
będę tym, co najsłodsze
Nim.

Ładne to. Nim. Wynurzam się tutaj w taki szczery sposób, a potem on mówi, że się boi ze mną spotkać, żebym sobie czegoś nie pomyślał. Nie pomyślę. Bez obaw. Potrafię oddzielić swoje marzenia od rzeczywistości :)

Siedzę teraz w pracowni, wypiliśmy po szklance jakiegoś Ginu (fuuuu) i powinienem już spać. Obok mnie siedzi Gosia W. i czyta moje starsze blotki. Dziwne to uczucie. Ale tak to już tymi uczuciami jest.

Powinienem częściej pisać bloga, wiem… Ale kiedy nie mam czasu! Naprawdę! Tutaj jest cały czas zapiernicz. Od 7:20, kiedy to wstaję aż do 2:00, kiedy to kładziemy się spać. Ot, takie miejsce. Miałem w tzw. 'międzyczasie’ wiele myśli dotyczących tego, co powinienem napisać. Ale nie napisałem i mi uciekło. A po to miał być blog, żeby nie uciekało.

Refleksja na koniec… Tak, wiem że Pawlikowska jest patetyczna. Czasem mi to u niej przeszkadza. Czasem bywa też zgorzkniała. I to mnie też denerwuje. Bo ja tak nie chcę.
Mamroczę coś… czas spać.
Tęsknię za Wami, ciotki!

Wypowiedz się! Skomentuj!