I don’t belive you know me
wtorek
Tak sobie słucham Kylie Minogue w Esce w ten wtorkowy wieczór… I myślę sobie. Mam dobry humor. W przeciwieństwie do dziewczyn, które znów się pokłóciły o jakąś drobnostkę. Patrzę na to dwojako. Po pierwsze – z perspektywy lokalowej. Że to beznadziejnie mieszkać z kimś i nie mieć własnego pokoju, gdy się człowiek pokłóci… Nie ma wtedy co ze sobą zrobić. Iwonka niby mieszka ze mną, ale przecież sypia z Anką. Druga perspektywa zaś… to takie sympatyczne, że się kłócą. To oznacza, że im na sobie zależy i że ich związek powinien trwać mimo wszystko. Wierzę w to, choć one chyba tego nie wiedzą…
No a propos mojej samotności – znalazłem wiersz Twardowskiego idealny na ten dzień i ten stan mojego ducha, który mam teraz…
„***” ks. J. Twardowski
Nie krzyw się
więcej znoś
jesteś samoty
bo jest Ktoś
Refleksja późniejsza – ciekawe czy Twardowski miał na myśli miłość człowieka do człowieka, czy też – jako ksiądz – coś zupełnie innego, duchowego i w ogóle niezwiązanego ze mną. Nie wiem. Ale od tego jest poezja, żebym mógł ją interpretować i odbierać na swój sposób, prawda?
środa
Wczorajsza blotka jest jakaś krótka i urwana. Iwona wyszła z domu i zaczęliśmy z Anką rozmawiać. Śmialiśmy się do rozpuku. Anka wypiła piwo (czy też może 3…) ja napoiłem się Karmi (100% kobiecości!) i tak siedzieliśmy i gadaliśmy do pierwszej. Wcześniej wróciła Iwonka, ale one nadal pokłócone. Dziś co prawda jakąś godzinę temu się pogodziły, więc jest okej.
Ja za to wczoraj zaliczyłem także w końcu drugą kartkówkę ze statystyki. To było moje trzecie podejście. Rzeczywiście tak na żywo i face-to-face facet jest całkiem miły i bezproblemowo poszło. Oby tylko nie za często – wolę zaliczyć przy pierwszym podejściu i mieć z głowy. Zresztą… nie o szkole przecież mam pisać! Jakoś ten element mojego życia w stolicy – choć w jakiś sposób priorytetowy – to jednak nie jest najważniejszy.
Dziś za to – skoro już o szkole mowa – byłem w końcu na lektoracie. Ominąłem poprzednie jakieś 3 zajęcia. Nie chciało mi się. Ale nie żałuję. Dobrze się bawię przez te półtorej godziny. Przede wszystkim ze względu na ludzi. To mieszanka z tak różnych środowisk, że nie może być nudno.
Wczoraj Anka stwierdziła, że gdyby była na moim miejscu – tzn. byłaby wolna, to na pewno nie zachowywałaby celibatu. No może i ma rację. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebym miał co jakiś czas przypadkowe kontakty seksualne z różnymi mężczyznami… Nic poza mną samym. Owszem, jedna moja część z wielką przyjemnością oddałaby się takim hedonistycznym zabawom, ale… nie potrafię. Domyślam się, że nie miałbym większych problemów ze znalezieniem chętnych. I nie chodzi o moją wielką pewność siebie, tylko o fakt, że desperatów jest mnóstwo i na pewno ktoś by się mną zainteresował. Ale nie do końca mnie to zadowala.
Co nie zmienia faktu, że jakieś dwa dni temu, po raz kolejny wracając wspomnieniami do dawnych wydarzeń, doszedłem do wniosku, że źle zrobiłem. Mam na myśli wieczór z Piotrem. Nie reagowałem. A powienienem był w pewnym momencie powiedzieć „nie”. Nic nie powiedziałem. Jestem słaby…
Jutro mam się spotkać z Maćkiem Frodo. No w końcu nasze spotkanie dojdzie do skutku, bo jakoś nie możemy się zgrać. Kiedy ja jestem, to go nie ma i na odwrót. No i wciąż nie poznałem jego Janusza. A czekam na to z niecierpliwością.
I refleksja na koniec – mam dziś ochotę na imprezę. W środy w Utopii jest „Fuck me, I’m famous”… czy ktoś ze mną pójdzie?
Ano… Masz suszność w tym, że straszne to uczucie, kiedy nie ma się gdzie podziać… Łazilam po ścianach normalnie… Ale co tam, czlowiek nie jest taki. Damy rade.
A Iga wlaśnie zaprasza na wesele;) Czyli, że w czerwcu bal?
„Niech żyje bal!!!!!!!!!!”
Tak. Będzie mój i … ślub w czerwcu 2005 r.!
Zaproszenia dostarczone zostaną osobiście, przeze mnie!
Mariusz,ja bym poszła!
Czemu tak pozno?
„desperatow jest mnostwo…”:DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
hehehehe…. nie cen sie tak nisko bo inni tez cie beda nisko cenic…
ale dobry text;DDDDDDDD
oooch, jak ja bym hcetnie sie przeszedl do utopii… buuuu….
a co do sexu,… heeeh… oj oj oj.. ja tam sie puszczalem bez opamietania w wawce, i moja dewiza bylo „jestem znany z tego ze znaja mnie wsyzscy…”;D nie no zartuje sobie ale jest w tym troche rpawdy, tylko nie mow arkowi;DDDDD
ej, no ja w wawce sobie zdalem sprawe z jednego – lepiej grzeszyc i zalowac niz zalowac ze sie nie rgzeszylo!
taaaa…
badz otwarty na nowe prozpocyje – tzn… badz otwarty na wszytskie propozycje!!!;DDDDDDDD
mlodosc, piekno – wsyztsko pod twoimi stopami!!! no kochany! bez falszywej kreapcji – TO JEST WARSZAWA!!!!!!!!!!!!!
Przyjadą takie ze wsi do miasta…. Panie, takie to najgorsze.
Warszawiak, to warszawiak!
Wieśniak, to wieśniak!
Sumerolog,wszyscy cię znają,bo wszyscy cie mieli…
-> Iwo
Rozumiem już jak się czują kobiety podczas cioty… Współczuję!
-> Iga
Czekam więc na zaproszenie – najpóźniej do końca tego roku. Wiesz, muszę zaplanować czas i w ogóle. No a poza tym muszę wiedzieć wcześniej.
I nie obrażaj moich znajomych… Nalegam.
-> Jakub Wawa (sumerolog)
Tak, wiem że mógłbym. I czasem myślę o tym. Ale to nie byłbym ja. Ja tak chyba nie potrafię… Nie twierdzę przez to, że nigdy tak nie będzie, ale na pewno w tym momencie mojego życia nie o to mi chodzi.
Wyżywam się seksualnie ręką…
Bosz…
Tak sie skalda, ze wlasnie taka byla ta autoironiczna wymowa tego ze mnie wsyzscy znaja… to ze wsyzscy mieli, to cos czego sie nie mwoi glosno, bo to wynika samo rpzez sie… i na tym polega ta ironia, ze wiem to, ale zachowuje dystans… ale jesli sie jest osoba tak pozbawiona klasy, ze az trzeba to podkrteslic, tak jak Iga… no coz… moze nie ejstem warszawiak, ale tez nie wiesniak… w przeciwienstwie do niektorych….
PS> Mam nadzieje ze wytluamczylem az nadto dobitnie Igo, na czym polegal dowcip – szkoda tylko ze musze az do tak zenujacego stopnia sie znizac, zeby tluaczyc co to takeigo ironia….