Środową noc spędziłem także u Arka. Był co prawda Ciocia Michał, ale wyniósł się. Twierdził, że zachowujemy się jakby nam przeszkadzał, bo siedzimy spokojnie. No nie powiem, żebym czuł się przy nim wybitnie komfrtowo, ale nie zmienia to faktu, że nie daliśmy tego po sobie poznać i zachowywaliśmy się normalnie. Prawda jest chyba taka, że Michał chciał po prostu wyjść, a my byliśmy wymówką. Jak dla mnie – może być.

Miniona noc była pierwszą w tym tygodniu i jedną z ostatnich, jeśli nie ostatnią spędzoną w miejscu, w którym teraz mieszkam. Odebraliśmy wczoraj klucze od nowego mieszkania, podpisaliśmy umowę, ustaliliśmy szczegóły. Mówiąc krótko – mamy nowe miejsce, w którym będziemy teraz mieszkać. I chciałbym je oficjalnie, może nieco na wyrost, nazwać je swoim warszawskim domem.

Obok biurka z komputerem stoi już 5 kartonów z naszymi rzeczami. Wciąż jednak niespakowane są ubrania. Pozostała także część „dupereli” do upchnięcia w jakieś papierowe pudełka. Problem w tym, że pudełek takich już nie mamy :) Kombinujemy i próbujemy je zdobyć ze sklepów, ale większość z nich nie jest duża, a takie właśnie są nam potrzebne. Jutro od rana przeprowadzka. Anka wyjeżdża po południu do Zakopanego, bo ma tam tygodniowy plener ze szkoły. Więc zostaniemy z Iwonką sami. Będziemy mieli czas na wszystko. Żeby ułożyć sobie w jakiś sposób życie na nowo.

Tak, bo zaczynam je sobie znów układać. I pomyśleć, że nieco ponad miesiąc temu tak bardzo cieszyłem się z wyjazdu do stolicy. Teraz mam czasem kryzys – że znów trzeba się będzie przenosić. Nie, nie obawiam się samej przeprowadzki. W końcu człowiek nie jest taki, coby sobie rady nie dał. Chodzi mi bardziej o sam fakt zmiany pewnych przyzwyczajeń, które – chcąc tego, czy nie – musiały się pojawić w ciągu minionych tygodnii.
Dziś mamy też jechać do Ikei, bo Anka planuje zakup biurka i być może łóżka. Poza tym chcemy kupić promocyjną pościel. I coś czuję, że dodatkowa kasa od mamusi rozejdzie się w oka mgnieniu. Tym bardziej, że Arek mówił coś o wyjściu w sobotę do jakiegoś klubu.

No a tak poza tym to od wczoraj milczy. Napisał coś przed pierwszą w nocy (jak zwykle sms był przemiły) i od tamtej pory milczy. Nie lubię tego. No bo nie ukrywajmy, że do momentu, kiedy nie jesteśmy oficjalnie razem, to nie mam prawa wymagać od niego niczego – także wierności czy szczerości. Nie twierdzę oczywiście, że spotyka się teraz z kim innym, czy że mnie okłamuje, ale… no nie wiem… Nie chciałbym, żeby teraz nagle rozpadło się to, co od kilku dni tak fajnie się buduje. Ba! Od tygodnia!
Cały czas rozmawiamy na temat „zaręczyn”. Ale wciąż do nich nie doszło i nie wiem czy i jak miałoby się to stać. Niby głupia formalność, ale jednak ważna. Od tego momentu bylibyśmy oficjalnie parą. Nie wiem czy dziś się z nim spotkam. Dziewczyny wrócą około 16 a w planach mamy wypad do Ikei i Arkadii. Tak, nie idę na zajęcia. Co więcej – rano tak się zaaferowałem innymi rzeczami, że nie poszedłem na lektorat. Ale nie jest źle. Raz mogę sobie zrobić wolny piątek.

A w ogóle to rano obudziłem się z jakąś wysypką. W kilku miejscach pojawiły mi się jakieś małe jasnczerwone kropki. Tak, to alergia. d pewnego czasu odpuszczałem sobie zażywanie Zyrtecu i teraz mam za swoje. Postanowiłem, że wezmę go dzisiaj, co też skutkowało sennością, jaka dopadła mnie w 3 godziny później.

No i dziś oficjalnie kończę ankietę, jaką dodałem w poprzedniej blotce. Okazało się, że owszem, jestem głupim chujem. Dziękuję wszystkim, którzy zagłosowali i oddali w ten sposób swoje zdanie na mój temat. Przewaga odpowiedzi „Oczywiście!” nad „Nie” była ponadtrzykrotna, co jednak świadczy o tym, że jest to trend dość stały. Tylko dlaczego? Jak napisała Iwonka w jednym z komentarzy – nie ma to znaczenia. Dopóki jest mi z tym dobrze. A jest.

No i czemu Arek nie daje znaku życia?

Wypowiedz się! Skomentuj!