Dziś będę się chwalił. A co? Wolno mi, bo to mój blog. A tych wrażliwych na przechwalanie ostrzegam, żeby nie czytali dalej.

Wczoraj miałem to zakończenie szkoły. Oczywiście zanim na nie poszedłem, latałem po redakcjach, z którymi współpracowalem. Mam dwa zaświadczenia o współpracy. Chcę i potrzebuję jeszcze dwa. Myślę, że zdążę załatwić. Wiem już, że z Angory nie będę miał na czas. Szkoda, no ale trudno. Mam nadzieję, że i bez tego jakoś mi pójdzie. Bo powiem szczerze, że im częściej słyszę „No coś ty! Oczywiście, że się dostaniesz” to tracę pewność siebie. Wolałem słuchać jak moja mama wątpi. Jakoś to mnie uspokaja. Jak ludzie oczekują, że się dostanę, to czuję większą presję i trudniej mi pewno będzie.
No, w ostateczności mogę dostać się z odwołania.

A samo zakończenie szkoły przebiegało tak jak zwykle. Dobrze, że z roku na rok skracają tę uroczystość. Ileż można tam siedzieć?! I tak ponad 2 godziny musieliśmy wytrzymać. Dostałem nagrodę Najwszechstronniejszego Absolwenta Roku, Nagrodę za pracę w Samorządzie Uczniowskim, Nagrodę za tworzenie gazety, Nagrodę za wzorowe wypełnianie obowiązków chórzysty (plus kwiatek), Nagrodę za pracę w Polskim Czerwonym Krzyżu. Poza tym moja młoda część redakcji dała mi dużego misia, który potrafi powtórzyć co się mu nagra. Stwierdzili, że to będzie mój dyktafon. :)
Tak, wiem że mam sporo nagród. Wróciłem do domu z 8 nowymi książkami, misiem no i różą. Tak, mam też świadectwo dojrzałości. Mówiąc krótko – skończyłem tę szkołę.

Rano wyszła też gazeta z artykułem mówiącym o nauczycielach (konkretniej – o mojej anglistce), którzy uczą po lekcjach prywatnie swoich uczniów zawyżając im oceny. Zamieniłem jej nazwisko na „Pani X”, a że najpierw chciałem napisać „Pani Mastewska” (również przekształcona wersja jej nazwiska) i dopiero potem poprawiałem, to… przeoczyłem jedno. A to już niedobrze. Źle, że korekta nie wyłapała! No, ale trudno. Coś czuję, że mnie już nie będą w mojej byłej szkole lubić. Artykuł nosi tytuł „Maturalna łapówka na raty”.

Na uroczystości wygłosiłem też przemówienie. Nie z pompą i wzniosłością. Tego i tak jest za dużo. Raczej z jajem. Tak, jak rok temu przytoczyłem, tak zrobię to i tym razem.
700 razy odwiedziliśmy tę szkołę. Dostaliśmy 300 ocen. Opuściliśmy 120 godzin lekcyjnych. Poznaliśmy 60 nowych osób. No, około oczywiście. To bilans naszej edukacji w szkole średniej. Byliśmy i jesteśmy wyjątkowi od samego początku. Pierwszy rok rozpoczęliśmy nauką dopiero 4 września. Do tego jesteśmy ostatnią klasą czwartą, ostatnim rocznikiem zdającym egzamin dojrzałości a nie egzamin maturalny. Wyjątkowość z nas bije.
My też nie raz biliśmy na głowę poprzednie roczniki. Nie wspominając o tym, że biliśmy się nawzajem. I co roku odbijało nam, gdy we wrześniu zaczynaliśmy naszą mantrę: „Byle do lata”. I co teraz? Jest prawie lato 2004 a my żegnamy I Liceum Ogólnokształ… o, przepraszam – Zespół Szkół Ogólnokształcących raz na zawsze. No, chyba że ktoś ma ochotę tutaj wrócić, żeby za lat 5 czy 6 uczyć kolejne pokolenia tego, że matrix mitochondrialna nie ma nic wspólnego z filmem braci Wachowskich, a Krasicki to nie to samo co Krasiński. Tak, jak uczyli nas nasi nauczyciele. I przyznać trzeba im jedno – nauczyli… się przede wszystkim z nami wytrzymywać. Bo łatwo nie było, prawda panie dyrektorze? To nie odrabialiśmy zadań domowych, to uciekaliśmy z lekcji, to znów chodziliśmy do pielęgniarki czy też ukrywaliśmy się w sklepiku. Taka jest proza życia szkolnego. Życia, które – chcecie tego czy nie – odchodzi w przeszłość. Już nigdy nie pójdziecie na lekcję. Teraz czekają nas wykłady, ćwiczenia, egzaminy, kolokwia i sesje. Podziękujmy więc tym, którzy przez te lata byli z nami. Nauczycielom, dyrekcji, pionowi administracyjno-gospodarczemu szkoły, wszystkim pedagogom, psychologom i tym, którzy w jakikolwiek sposób wspomagali nas w trudach bycia licealistą. A ja skorzystam z okazji i chciałbym w imieniu wszystkich klas IV wręczyć jako wyraz naszego uznania skromny bukiet kwiatów dla całego Grona Pedagogicznego. A że kwiatów, nawet jeśli bukiet podzielę, nie starczy dla każdego z osobna, to pozwolę sobie wręczyć je pani dyrektor. [kwiaty] Wielkie podziękowania należą się rodzicom. Nasłuchali się na zebraniach i nadenerwowali widząc na karteczkach od wychowawcy jedynki, o których nie wiedzieli. Za to podziękujmy im brawami.
Podziękowania kieruję do kilku osób, które nie musiały, ale chciały. Do całej redakcji, do mojej Rady Samorządu Uczniowskiego, do członków Szkolnego Koła PCK, do chórzystów. Wiedzcie wszyscy, że dzięki Wam spędziłem w tej szkole piękne cztery lata pełne wrażeń, dobroci, rozwoju i dobrej zabawy. Nie tylko ja zresztą. Bo wy tworzyliście obraz tej szkoły dla wszystkich tutaj siedzących uczniów. W imieniu swoim i całego rocznika 1985 dziękuję Wam.
Już za chwilę wszystko się skończy. W klasach po raz ostatni spotkacie się z wychowawcami, odbierzecie świadectwa i pójdziecie każdy w swoją stronę. A że z polskiego mam na koniec piątkę, to należy się fragment wiersza. Uwaga, bo recytuję po raz ostatni w życiu! „Choćbyśmy byli uczniami najtępszymi w szkole świata, nie będziemy repetować żadnej zimy ani lata”.
Życzę Wam więc miłego życia i do zobaczenia gdzieś i kiedyś.
Aha… jakby ktoś jeszcze nie zauważył, to mamy już wakacje.

Nie będę tęsknił za tą szkołą.

Po przyjściu do domu tylko chwilę posiedziałem i poszedłem na obchody 55.lecia mojej podstawówki. najpierw kilka fotek w kościele, potem długie godziny w szkole na imprezowaniu. Skończyło się na tym, że poszedłem po wódkę dla nauczycielek tam zgromadzonych. Eh, degrengolada! :)
Ale przyznam szczerze, że było bardzo miło. Tak rodzinnie. Bez pompy i nadęcia, mimo tego, że goście byli VIPami (najważniejszy – biskup), to wyszło wszystko tak jak powinno.
Wieczorem klasa organizowała spotkanie w pubie. Nie chciałem iść. Byłem zmęczony, chciałem posiedzieć jeszcze chwilę w szkole i pobawić się z nauczycielami (nawet wypiłem lampkę koniaku!) i w ogóle. No, ale namówili mnie. Z tym, że nie miałem kasy.
Na szczęście (lub nieszczęście) była tam Pani W, która kiedyś tam uczyła w tej szkole. No i mi pożyczyła 50 zł. Więc nie jest źle.
Poszedłem. Oczywiście była tylko część klasy, ale to normalne. Ucieszyli się jak mnie zobaczyli. Zaraz zaczęły się rozmowy o rzeczach wybitnie prywatnych. Oczywiście część z nich domyśla się, że jestem pedałem. Opowiadałem im co to jest rimming i fisting. Oba im się nie spodobały. Ale ja naprawdę rimming uwielbiam! Nie wiedzą co tracą! Opowiadałem im o swoim życiu seksualnym z Iwoną… Które jest fikcją oczywiście, a oni opowiadali mi o autentycznych wydarzeniach od siebie z łóżka. Ciekawe to i pouczające.

Potem postanowili iść do dyskoteki. Kilka dni temu mówiłem nawet mamie, że mam ochotę iść do którejś z naszych miejscowych „tupajbud”, żeby nie było, że nie wspieram rodzimej produkcji. Nadażała się okazja. Oni chcieli iść najpierw coś wypić na wieżym powietrzu, a ja chciałem iść się przebrać (od 13 do 22 byłem cały czs lekko ubrany i czułem się źle w tym). Mieliśmy się o 23 spotkać przed dyskoteką. Ale chwilę wcześniej Tomek O zadzwonił i powiedział, że oni już są nie w stanie. A raczej w stanie za bardzo wskazującym. Więc zrezygonowałem z pójścia.
A szkoda.

Dzisiejszy dzień rozpoczął się dość późno, bo po wrażeniach poprzedniego dnia i wieczora byłem bardzo zmęczony. Co nie zmienia faktu, że dokończyłem rozpoczęte wczoraj wieczorem dzieło zniszczenia :) Po prostu zająłem się swoimi półkami. Zrobiłem w nich generalny pożądek. Wyrzuciłem bite 3 reklamówki wypchane papierami, materiałami które już mi się nie przydadzą (chyba?). Wyrzuciłem też kilka starych książek. Kiedyś trzeba zrobić miejsce dla tych nowych. Miałem dwie wersje tablic matematycznych odziedziczonych po mamie. Fakt, że w tablicach się nic nie zmienia, ale ja już jakiś czas temu wygrałem nowszą i ładniejszą wersję takowych, więc stare leżały niepotrzebie. Więc wyrzuciłem. Nie tylko zresztą je.

Potem robiłem gazetę. W końcu chcę jeszcze wydać jeden numer gazety szkolnej, prawda? No więc przygotowałem część materiałów i jako tako coś już zrobiłem. Nie jest źle. Kilka fajnych materiałów się znajdzie. W tym wywiad ze mną. Tym wywiadem chcę pożegnać się ze szkołą. Raz na zawsze. Wygarniam im pewne rzeczy, mówię otwarcie o tym, o czym wszyscy wiedzą i po cichu szepczą. Starczy tego. Teraz już mogę.

W ciągu dnia zadzwonił telefon. To pan z biura Grand-Tour. Mówi, że miałem w ubiegłym roku obiecane jechać w te wakacje jako pół-kadra na obóz dziennikarski i czy jestem zainteresowany. No oczywiście, że jestem! Jadę na pierwszy turnus do Rewala! To oznacza, że dzień po przyjeździe ze stolicy będę już w Rewalu.
Kurcze, a już się smuciłem, że więcej tam nie pojadę! A jednak znów się uda. Fajnie. Wybrałem pierwszy turnus, bo będzie tam Gosia, czyli opiekunka, z którą od dwóch lat już się znamy i u której nocowałem będąc w Łodzi.
Rewal – oto znów Eryk nadchodzi :)

Wieczorem spotkałem się z Tomkiem O i Ewą. Poszliśmy na… pizzę. Wiem, że się odchudzam! Niewiele zjadłem. No… mniej niż zwykle.
Potem przyszliśmy na kilka chwil do mnie do domu a potem dalsza część spotkania, czyli spacer po mieście (z psem!). Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, pożartowaliśmy. Cieszę się, że mogę przy nich czuć się dość swobodnie, bo przecież oboje wiedzą. Było dość sympatycznie. W pizzeri przyszli tacy trzej faceci, wśród których jeden mi się bardzo spodobał. Zresztą Ewce też. No i twierdzili z Tomkiem O, że jak stałem przy kasie, to się specjalnie po to odwrócił, żeby mnie obserwować. I w ogóle, że się na mnie cały czas gapił. No nie wiem…
Mam nadzieję :)

Problem polega teraz na tym, że nie wiem kiedy się z Przemkiem zobaczę. No bo najpierw Warszawa, potem Rewal… a kiedy się z nim spotkam? Nawet nie wiem czy teraz jest w Szczecinie, bo przecież ma urlop i miał jechać do domu. Ale z tego, co zrozumiałem, to był i już wrócił do Szczecina. W poniedziałek jadę na zakupy z Ewką i Tomkiem O właśnie do Szczecina, więc może jakoś uda nam się zobaczyć? Zobaczymy…

Póki co idę spać, bo jutro muszę gazetę skończyć.

Wypowiedz się! Skomentuj!