Nie to, że doła. Kryzysa. Oczywiście wszystko zaczęło się wczoraj…

Napisałem do Przemka rano, i wczesnym popołudniem i póxnym popołudniem… A SMSa od niego dostałem dopiero o 19:45… Ale nie to jest najgorsze. Napisał w nim: „przepraszam kochanie, że tak późno piszę, ale jestem bliski śmierci klinicznej. braliśmy wczoraj amfe i teraz mam zjazd. wiem – jestem straszny. a najgorsze że lubie takie życie”.

No właśnie. Ale ja nie lubię.
Bo alkohol mogę jeszcze tolerować, ale nie narkotyki. Pod jakąkolwiek postacią, w jakichkolwiek ilościach bez względu na częstotliwość. Zdecydowanie nie.

Dlaczego? No to teraz będzie chwila szczerości…
Problemy z narkotykami miał mój brat. Tak, mój młodszy brat dres. Jak był w gimnazjum to mu się przytrafiały różne rzeczy. Aż raz go złapano. Oczywiście konsekwencje były – obniżona ocena z zachowania, przymusowe wyjazdy na terapię do Szczecina. Dobrze, że nie siedział. Ma kuratora.
Pamiętam moją mamę wtedy… Zresztą do tej pory jakieś tam oddźwięki tego zostały. Do brata nie ma już zaufania. Kontrolue każdy pieniądz, jaki mu daje. Zna jego znajomych, wie gdzie chodzi. Ostatnio trochę poluzowała i chyba czuje, że traci chwilowo panowanie, ale nie może przecież cały czas go ściskać w garści. Nie wiem jak to dalej pójdzie, ale… no jest już zdecydowanie lepiej niż było.

No zresztą to nie do końca o to tylko chodzi. Bo ja sobie kiedyś postanowiłem, że będę starał się jak najmniej chemicznie stymulować swoją świadomość. Nie piję, nie palę, nie biorę. Ja nawet waham się przed zażyciem środka przeciwbólowego i zdarza mi się to wyjątkowo rzadko. Po prostu nie chcę. Nie uznaję.
I nigdy nie wyobrażałem sobie bycia z kimś, kto ma jakikolwiek kontakt z narkotykami.

Żeby nie było – Przemek ani nie ćpa, ani nie jest uzależniony, ale zdarzyło mu się. Fakt, że nie pierwszy raz, ale jak potem mi wyjaśnił w SMSie – to był pierwszy raz od ponad roku. No i wszystko fajnie, ale…
Ale dla mnie to i tak za często.

I powiem szczerze, że wczoraj poważnie zastanawiałem się co z tym wszystkim zrobić. Przechodziły mi przez głowę różne myśli. Nie jest uzależniony, więc nie będę robił scen „narkotyki albo ja”… Dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że… my jesteśmy w związku z wyznaczoną datą końcową. Obaj wiemy, że na 99,99% nic z tego dalej nie będzie i być nie może.
Ja nie dam się wciągnąć w kolejny związek na odległość, a przecież 1 października to data mojego zamieszkania w Warszawie. Więc tak naprawdę ani jemu, ani mi nie powinno tak do końca zależeć.
Ale jeśli nam nie do końca by zależało, to myślę, że nie bylibyśmy razem.

Nie ukrywajmy – Przemek nie jest ze mną dla seksu. Ile razy nam się to zdarzyło? Raz? Trzy razy? To nie o to chodzi.
Wczoraj o 19:45 zwątpilem w swoje uczucie do niego. Maciek Szczecin twierdzi, że jeśli choć przez chwilę ma się wątpliwości, to nie jest to prawdziwe uczucie. Wymieniłem wczoraj z Przemkiem jeszcze 2 SMSy i on od tamtej pory milczy.
Ja wysłałem jeszcze 2 wiadomości, a dzisiaj puściłem strzałkę. Z drugiej strony – milczenie.

Nie wiem co o ty myśleć. Nie napiszę na razie. Niech w końcu on wysili palce.
Tak w ogóle to dziś nasza pierwsza miesiączka… No nie mogło być milej…

Rozmawiałem wczoraj o tym z Iwoną i z Maćkiem Szczecin. Nawet zastanawiałem się czy do Niego nie zadzwonić. Ale był na pewno na imprezie, a więc nie do końca trzeźwy, a ja chcę z nim na trzeźwo pogadać.

Z innej beczki: za dwa dni mam maturę. Ale ja się tym NAPRAWDĘ nie przejmuję. Nie rozumiem ludzi, którzy mają stresa. Jeśli cokolwiek się uczyłem przez te 4 lata, a szczególnie teraz w IV klasie no to muszę po prostu zdać. Fakt, że mam komfort psychiczny, że na pewno polski zdam conajmniej na 5 (nie zrobiłaby mi takiego świństwa na maturze…), ale to nie zmienia faktu, że z historią wcale nie jest u mnie tak dobrze i tak łatwo. Tutaj może być 4 (satysfakcjonuje mnie), ale równie dobrze może mi gorzej pójść.
Nie uczę się. Dziś opracowałem tematy na dziennikarstwo (ze dwa może) i chyba tyle. Wieczorem mam zamiar przejrzeć zeszyty do historii z III i IV klasy. I tyle. Jutro – ZERO nauki z czegokolwiek.
Tak mnie już w podstawówce nauczono, że dzień przed ważnym egzaminem trzeba całkowicie się wyłączyć od książek i zeszytów i się relaksować. Więc najwcześniej temat z dziennikarstw zrobię w środę.

Mam oczywiście dylemat… Kiedy iść do fryzjera? Ostatnio byłem 5 kwietnia. I teraz wypadałoby znów iść. Ale nie wiem, czy w środę po maturze czy w poniedziałek następny? Bo myślę już o tym, jak w czerwcu iść, żeby na egzaminach dobrze wyglądać. A tak naprawdę nie na egzaminach, tylko po prostu będąc w Warszawie. :)
I tak sobie myślę, że jeśli pójdę w poniedziałek następny (broń boże jutro!) to minie jakieś 6 tygodni od mojej ostatniej wizyty u fryzjera i będę mógł kolejne 6 tygodni do końca czerwca wytrzymać. Ale jeśli pójdę w środę po maturze, to będę musiał iść znów zaraz przed wyjazdem, a więc interwał między tymi strzyżeniami wyniesie tylko 3 tygodnie… Krótko trochę…

Tak, to dylemat cioty. Ale dla mnie to naprawdę istotne. Bo od tego zależy moje samopoczucie. Oczywiście wizytę u fryzjera w obcym mieście – wykluczam! Nie znam tamtych ludzi, że już o cenach nie wspomnę.
Nie, nie, nie… Trzebaby jakoś chyba w środę, co?

I takie oto mam dylematy na dwa dni przed egzaminem dojrzałości…
Co więcej: nadal jestem przeziębiony, mam zaparcie, czuję że wczoraj za dużo zjadłem w ciągu dnia a poza tym – mama wciska mi właśnie zupę pomidorową z makaronem, której nienawidzę (ale i tak wolę milion razy bardziej od pomidorowej z ryżem!).

No czemu on nie pisze?

Wypowiedz się! Skomentuj!