I znów zaniedbałem bloga. A jeszcze wczoraj rozmawiałem z Mateuszem Wrocław o tym, że czas nadrobić zaległości. Stwierdziłem, że zrobię to rano, ale i wczoraj i dziś rano serwer blog.pl siadł. Eh, ważne, że już mogę to robić. Więc od początku co się działo…

We wtorek odpoczywałem oczywiście po świętach, a dokładniej rzecz biorąc – po imprezie wielkanocnej. Ale nie za długo oczywiście, bo pierwszy materiał musiałem już do tygodnika miejskiego robić. No kiedyś trzeba zacząć pracę. Dobrze, że to dzień wolny od szkoły, to nie musiałem o tym przynajmniej myśleć. Byłem więc na obradach komisji z konkursu plastycznego pod patronatem UNESCO. Mieli podesłać mi wyniki mailem do redakcji, zrobiłem więc tylko fotki. Oczywiście z redakcji nie dostałem potem tego maila. Bez sensu, bo prosiłem o to wydawcę w SMSie i w mailu! Ale dziś dzwonił i rozmawialiśmy – powiedział, że zapomniał i że pójdzie za tydzień. Fakt, że niewiele to zmieni.

Wziąłem się za pracę z historii. „Działania militarne na froncie zachodnim, południowym i afrykańskim w latach 1940-1945”. Tak, wiem że głupota nikomu nie potrzebna, ale historyk określił, że muszą być conajmniej 3 strony czcionką Times New Roman 12 pkt, przerwy między wierszami pojedyncze, a marginesy – standardowe. Żebyśmy nie starali się sztucznie zwiększać objętość. Większość pracy była z internetu, ja dopisałem tylko początek, którego tam nie było. I praca gotowa na 4 strony.

Cały dzień znów oczywiście SMSujemy z Przemkiem. I chyba ten okres jest najfajniejszy – kiedy mocno teśknimy, chcemy piasć, chcemy być ze sobą i cały czas o sobie myślimy. Takie pierwsze zauroczenie. Jego czar polega między innymi na tym, że… ono minie.

No i w końcu wyjechała też Iwona. O 16 z minutami była już w stolicy. Eh, ja też tak będę miał za jakiś czas. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy. Nie ukrywam, że moja szkoła już mnie strasznie męczy. Wychodzę mimo wszystko z założenia, że na studiach będzie więcej przedmiotów mnie interesowało niż tutaj. A poza tym atmosfera w tej szkole jest straszna i chcę w końcu być wśród ludzi choć ciut bardziej inteligentnych. Dodatkowym plusem będzie to, że będę mógł być z Iwoną, a my się świetnie dogadujemy i świetnie się ze sobą bawimy. Będę się przy niej przeginał i na bieżąco będziemy opowiadać sobie szczegóły z naszego nieistniejącego prawie życia seksualnego. Że o klubach dla gejów nie wspomnę.
Tak, kocham Warszawę.

Środa zaczęła się o tyle ciekawie, że… w sądzie rejonowym, który okazał się być grodzkim. Poszliśmy tam całą grupą z WOSu, co by przypatrzeć się działalności polskiego wymiaru sprawiedliwości. Byliśmy świadkami dwóch spraw. W jednej jakiś dziany lekarz chce odszkodowanie od biednego chłopa za wypadek, który ten spowodował a w drugiej – jakaś kobieta oskarża konkubina o pobicie. Świadkowie twierdzą, że to ona go biła, znęcała się nad nim i nawet odgryzła mu palec… Nie ma to jak sprzeczności zeznań.

Zaraz po sądzie udałem się do szkoły na… dwie historie. A tu oczywiście rzeź – nawet połowa grupy nie była obecna. Tak się wystraszyli. Ja też powinienem, bo poszedłem z nikłym przygotowaniem, ledwo przeczytawszy referat z którego może mnie pytać i nie nauczywszy się zaległego tematu. Ale jakoś przetrwałem i to raczej bezboleśnie. Mam nadzieję, że teraz będą mieli gorzej ci, co nie przyszli :)

Wieczorem miałem długą rozmowę z Sebastianem Łódź o moim pedalstwie. Tzn. nie tylko, ale w głównej mierze. Czy ja się nie egzaltuję swoją seksualnością i odmiennością? Być może. Nie wiem. Ale mi to odpowiada. Wiem jak wielki wpływ na moje życie ma moja alternatywność i to, że jestem gejem. Wiem o tym i nie muszę innych o tym uświadamiać. Prawda jest taka, że nieomal w każdym momencie mojego życia muszę na to baczyć i uważać. Tym, którzy nie są homo nie da się tego wytłumaczyć, ale ci z was, którzy są innoseksualni doskonale mnie zrozumieją.

W środę późnym wieczorem złożyłem wniosek o założenie eKonta w mBanku. Czas zacząć myśleć o studiach. Bo w końcu ta forma przekazywania pieniędzy będzie najwygodniejsza. Poza tym chcę mieć wtedy kartę debetową, a konto w mBanku jest tanie i pewne. Założenie darmowe, prowadzenie darmowe, nie ma wymaganych wplywów i w ogóle… Wygodne, bo przez telefon i internet. No i już koniec reklamy :)

Wieczorem też spotkałem się z Danielem J – tym reżyserem, którego o pedalstwo podejrzewam. Rozmowa służbowa, ale jak zwykle przerodziła się w prywatną. Muszę powiedzieć, że tym razem jestem pełen podziwu dla jego realizacji planów dalekosiężnych. Jakiś czas temu mówił mi o swoich zamierzeniach a teraz widzę jak je z uporem i determinacją realizuje. Lubię to u niego.

Temat numer 1 tego dnia: czy mama pozwoli mi spać po dyskotece w piątek w Szczecinie. Oficjalnie spać będę u Michała J – mojego kuzyna, u którego spałem już raz na stancji. Tak naprawdę Michała J nie będzie na imprezie a spać będę u męża. Tylko czy mama się zgodzi? Pomysł już rzuciłem i powiedziała „nie”. Ale zawsze mówi nie. Teraz trzeba trochę pomęczyć mamę :)

W czwartek rano postanowiłem, że nie idę na pierwszą lekcję. Za to pójdę na ostatni wuef. Bo mam tak głupio plan, że mam pp (podstawy przedsiębiorczości), godzinę wolną, pp, godzinę wolną i wuef. Więc poszedłem na drugie PP i na wuef. Na przedsiębiorczości pisałem sprawdzian, który polegał na wypełnianiu PITów. Chyba mi dobrze poszło. Za to na wuefie wyjątkowo nie grałem w ping-ponga tylko w kosza! Co więcej – rzucałem do kosza w tym czasie. A dlaczego?

Po pierwsze dlatego, że wystawianie ocen idzie. A po drugie dlatego, że przytyłem! I to dość sporo. Fakt, że ostatnia notatka u pielęgniarki pochodzi z 2001 roku, ale moja waga zbytnio się zwiększyła. A więc postanowienie i to poważne – zrzucić do końca czerwca 10 kilo. A potem jeszcze z 5. To bardzo ważne i poważne! Nigdy nie będę szczuplutki, bo taką mam wadę genetyczną ;) Ale nie mogę ważyć tyle, ile teraz ważę! Aha i uprzedzając pytania – nie powiem ile ważę!

Dziś też byłem u niejakiego Pana Z, który organizuje wyjazd do Holandii, w którym już dwukrotnie z Iwoną uczestniczyłem. W przyszłym tygodniu do mojego miasta przyjeżdża delegacja, która dyskutować ma na temat tegoż spotkania, więc mam się nimi opiekować. Nic prostszego! Zajmę się nimi, a dzięki temu wiem, że mam zapewniony wjazd do Holandii w sierpniu na tydzień. Jest dobrze.

Dzwonił wydawca – chce się ze mną spotkać jutro o 18:00. Pójdę, to może mi wypłaci kasę za teksty, którą jest mi winien (ponad 300 zł),a się przyda, bo wkońcu urodziny jutro robię w Arcadiu$$ie… A propos – już wiem, że mogę spać! Warunki są trzy: 1. będę się więcej uczył (banał), 2. będę wychodził z psem bez gadania (trudne będzie), 3. nie pojadę na żadną dyskotekę aż do zakończenia matury (boże daj jak najszybciej maturę z angielskiego!). Warto chyba?

Tomek O miga się od przyjazdu na urodziny. Nie chce. Mówi to wprost. Ale ja chciałbym, żeby się pojawił choć na chwilkę, zobaczył tych wszystkich ludzi… Chcę tego. On nie. I pewno nie przyjedzie. A szkoda – i to wielka.

Dziś zastanawiałem się jeszcze z Kaśką K dlaczego ja się tłumaczę na blogu. Bo ja się tłumaczę. A przecież nie muszę prawda? Po co mam się Wam tłumaczyć ze swojego życia? To bez sensu. Tłumaczę się dlaczego robię tak a nie inaczej, dlaczego kłamię a dlaczego nie, dlaczego jestem z Przemkiem a dlaczego nie…
Kaśka stwierdziła, że tłumaczę się sam przed sobą a nie przed Wami. Chyba sam przed swoim katolickim sumieniem…
Odchudzanie czas zacząć!

Wypowiedz się! Skomentuj!