Dawno nic nie pisałem, wiem. Przepraszam, ale po prostu jestem zabiegany. Strasznie. Tak, tak – przez te wszystkie społeczne działania. Wczoraj/dzisiaj siedziałem do 2 w nocy, żeby zamknąć gazetę i wysłać do druku. A i tak jestem niezadowolony. Ma za mało stron. I jest błąd jeden w autorstwie tekstu. Nic na to nie poradzę. Deadline był w sobotę, a że do wczoraj redakcja nie zaszczyciła mnie tekstami, to nie moja wina.

Dzisiaj mam korki – chociaż tyle dobrze, że coś zarobię. Zwróci mi się za weekendowe zakupy spożywcze. Mniej więcej. Z tą kasą to w ogóle jest problem. Złożyłem wczoraj wniosek o kredyt studencki. A się okazało na miejscu – a to ostatni dzień zgłaszania! – że brakuje mi zaświadczenia z Urzędu Skarbowego mojego brata… Pan – za zgodą „kierowniczki” przyjął. Mam do 20 XI dostarczyć. A że 20 XI to poniedziałek, to dobrze byłoby wcześniej. A że ten oddział w sobotę i niedzielę nieczynny… Mam czas do jutra. Naciskałem na brata, żeby dzisiaj załatwił i koło południa wysłał. Jeśli tak zrobił i wydał te kilka złotych na priorytet – to dojdzie na czas. I będzie cacy. Nie sądzę, żeby mi odmówili, skoro na głowę musi być 1600 zł, żeby móc dostać… Ja tyle nie mam.

We wtorek byłem na Radzie Naukowej wydziału. Nie to, żeby było to porywające spotkanie. Ale jednak coś tam się dzieje. W przyszłym roku muszę powalczyć o dostęp do Rady Instytutu. Tam jest ciekawiej i konkretniej. Już napisałem oczywiście pismo do przewodniczącego z pytaniem dlaczego i na jakich zasadach nie dopuszczono przedstawicieli studenckich do pewnych głosowań. Zbieram podpisy pozostałych członków studenckich i dostarczę. Nie będzie mi chuj mały odbierał prawa do głosu, jeśli mi się należy. A że nie wiem czy mi się należy, niech mi to powie :)

Jeszcze mi się redakcja burzy, że w sobotę nie da rady spotkania zrobić. Nie da rady?! Osz kurwa, to im we wtorek o 18 robię. Niech mnie nie denerwują lepiej. Kazałem przyjść wszystkim (co robię zawsze, ale spotyka się to raczej ze średnim odzewem…), bo będziemy robić fotki do legitymacji. O. I mam nadzieję, że ten wabik podziała. Musi. Bo pozabijam. Zresztą o planowanym zabijaniu redakcji napisałem we wstępniaku. Niech wiedzą wszyscy wkoło. O!

Floor-Sitting Party się robi. Powoli, bo jeszcze trochę czasu do drugiego, ale jednak… To będzie jedno z najbardziej pracochłonnych F-SP w historii. Tym bardziej, że tego dnia będę właściwie wyłączony. Bo najpierw powinienem mieć korki, które odwołam z powodu Dnia UW, na którym nasz Instytut też się będzie wystawiał i prezentował. Nie to, żeby mi jakoś zależało… ale przyjdą licealiści. I wszystko jasne?
A potem mam niby imprezę wydziałową, ale się z niej wywinąć muszę. No sorry, ale Floor-Sitting Party jest ważniejsze. Tym bardziej, że tyle niespodzianek w związku z piątą edycją imprezy. Och, ach, och. I wciąż nie wiem do końca jakie ciasto zrobię.

Ostatnio na jednych zajęciach mnie nie było. Monika mnie wpisała. A tu prowadzący zauważył mój brak… Bo temat był o masturbacji. Wiadomo, nie. Skojarzenie ja-masturbacja wydaje się oczywiste ;) No tak, czy owak – zauważył i nazwał mnie podczas swoich zajęć „czołowym wyznawcą Freuda”. Nie wiem czy to komplement. Uznajmy, że tak. Ale jedno mnie cieszy. Że mnie pamięta. I kojarzy. I nawet wie, że lubię Freuda. I Baumana oczywiście także. A to już coś, prawda? Jestem fejmem? Oh, yeah, oczywiście, że jestem!

Może zaraz jakiś obiad zjem? Pomyślimy, pomyślimy. Muszę wyjść jakoś z tego natłoku zajęć, jaki mi się zrobił. Muszę muszę. Nawet nie mam czasu zająć się swoją kartą dźwiękową. Czy ktoś mi może pomóc? :) Będę wdzięczny za informacje, co mogło się zepsuć? Zaczynam się zastanawiać czy to oby na pewno nie mikrofon. Któż wie?

Wpadł wczoraj Kuba Duży. Z koleżanką. Ona zaprosiła na jakieś swoje przedstawienie. Pójdę, bo będą licealiści. No co? Jestem płytki, wiem.
A Kuba poznawać ma nowych młodych chłopców, żeby ciocia mogła ich sobie do listy znajomych na gronie dodać.

I kiedy ja do optyka pójdę?
Kurde.

Refleksja z wczoraj: wciąż aktualna. Czasem żałuję, że nie jestem ładny. Ale tylko czasem. Naprawdę. Tak mnie najdzie czasem myśl na to, że nie jestem ładny i żałuję. Ponieważ to płytkie także, to się zbyt często do tego nie przyznaję… Poza tym coraz rzadziej mnie to nachodzi. Kiedyś średnio kilka razy w miesiącu, dziś – raz na jakieś pół roku.
Bo tak się zastanawiam… Jakby wyglądało moje życie, gdybym był ładny? Może byłbym dziś modelem w jakiejś agencji? Albo kurwą w agencji? Albo jedno i drugie w agencjach? Może miałbym panów, którzy by mnie utrzymywali? Może nie studiowałbym socjologii? Na pewno bym nie studiował. Ale dziennikarstwo, owszem. To w końcu taki rekreacyjny kierunek…
Może miałbym dziś chłopaka i byłbym w jakimś „czystym związku”? Pewno tak. Ciekawe. Czasem żałuję, że nie jestem ładny.

Wypowiedz się! Skomentuj!