(fot. masterdesigner)
(fot. masterdesigner)

Zamiast biegania i kupowania, wolelibyśmy wreszcie odpocząć. A zamiast męczyć się przy stole z dawno niewidzianą ciocią, spotkać z przyjaciółmi.

Wokół Świąt Bożego Narodzenia narosła cała świecka mitologia. Bo religijną, powiedzmy sobie szczerze, większość ludzi ma w dupie. Nikogo już nie obchodzi to, że 25-26 grudnia powinny być czasem świętowania kolejnych urodzin pewnego Żyda w Betlejem. I tego, że ten Żyd potem pociągnął za sobą miliardy ludzi – stąd jego narodziny wydają się jednak dość istotnym wydarzeniem. Nikogo to nie obchodzi. Okres świąteczny dawno zdominowały inne przekazy-słowa klucze. Prezenty, Mikołaj, choinka, rodzina, jedzenie. Istotniejsze od cudu narodzin Jezusa Chrystusa jest to, że spędzimy ten czas w spokojnej, specyficznej atmosferze. Forma zwyciężyła nad treścią. Pewno tak samo cieszylibyśmy się na ten spokojniejszy okres, gdyby formalnie jego powodem były narodziny Mahometa a nie Jezusa. Bo w sumie: kogo to obchodzi?

Problemem jest już bieganie za prezentami. Skąd mamy wiedzieć, z czego ucieszy się ciocia? Albo nasz chrześniak? Co będzie najlepszym prezentem dla mamy, jeśli nie chcemy dawać jej znów książek albo masy niepotrzebnych rzeczy? Biegamy więc po sklepach w poszukiwaniu inspiracji czy natchnienia. Może zobaczymy coś, co w naszym odczuciu „się nada”. Oczywiście, że nie tak chcemy spędzać ten czas – na telefonowaniu do znajomych i bliskich osoby, której nie wiemy, co kupić. Łatwiej nam najpewniej trafić w gust znajomych. Wiemy, co robią na co dzień, co mają a czego im ciągle brak. O czym marzą a czego nie znoszą. No i czy widzieli już ten spektakl w teatrze czy też nie i jednak bilet może być dobrym upominkiem.

Wigilia, która powinna tradycyjnie być czasem spotkania z rodziną, najbliższymi krewnymi w atmosferze wybaczenia, miłości i szacunku jest dla sporej części z nas obowiązkiem, który trzeba spełnić. Po prostu idziemy na nią, bo wypada, bo jest dobre jedzenie, bo dzięki temu mamy wolny czas przez kilka dni później. Przy stole ludzie, których widujemy raz czy dwa razy do roku składają sobie życzenia dzieląc się mąką. Oczywiście, robimy to, mówiąc to samo „wszystkiego najlepszego i dużo zdrowia” każdej kolejnej osobie. Może babcia się wzruszy, może jakaś ciocia uściska nas mocniej niż byśmy chcieli. Na pewno nie obędzie się bez poprzedzających kolację krzyków i kłótni. O to, że ktoś spróbował już kutii, ktoś nie zagotował barszczu na czas a ktoś inny stłukł bombkę z choinki. Czyli o nic nie znaczące duperele.

Tak naprawdę czekamy na ten moment po kolacji wigilijnej. Ten czas, gdy naprawdę możemy zrobić to, co chcemy – spotkać się z ludźmi, którzy w naszym dorosłym życiu są dla nas ważniejsi niż rodzina. Ludzi, którzy są z nami na co dzień, znają nas tak naprawdę, nie musimy się obawiać mówienia całej prawdy o swoich problemach i dylematach. Wreszcie: ludzi, których wybraliśmy sami a nie tych, których narzucił nam los. Przyjaciele i znajomi są tymi, z którymi naprawdę spędzać powinniśmy świąteczne dni. Przy nich nie musimy się dodatkowo starać, udawać niczego, zmuszać się do zjedzenia przesolonej zupy grzybowej czy też ruszać ustami w rytm kolęd, które ktoś zaczął śpiewać.

Taka już kolej rzeczy, że rodzina – z czasem – będzie dla nas coraz bardziej oddalonym i symbolicznym elementem naszego życia. W miarę, jak usamodzielniamy się, mamy swoje problemy, swoje niezależne życia – zwłaszcza jeśli wyjechaliśmy poza rodzinne miasto – nie będziemy już o członkach rodziny myśleć tak samo. Mamie nie opowiemy o problemach w pracy, żeby się nie martwiła. Babci nie będziemy tłumaczyć, że byliśmy na podwójnej randce z parą jednopłciową. Dziadek nie zrozumie dlaczego przyjęliśmy pracę na umowę o dzieło a nie na umowę o pracę. Cioci, która nas ledwo zna, wystarczy odpowiedź, że u nas „wszystko dobrze” i że „zdrowie dopisuje” – bo co więcej możemy jej powiedzieć? Ci ludzie nie uczestniczą w naszym codziennym życiu tak, jak przyjaciele i znajomi. W miarę upływu czasu dzwonimy do nich coraz rzadziej z prośbą o pożyczkę w razie kłopotów czy też z pytaniem o odpowiedź na trapiące nas pytanie. Oddalają się od nas.

Dlatego zachęcam Was, żebyście nie zapominali o sobie nawzajem w czasie Świąt. Ja wiem, że miło jest się oderwać raz na jakiś czas od codzienności – a więc i od znajomych i przyjaciół – ale nie warto nigdy o nich zapominać. Jeśli możecie, spotkajcie się razem w tych dniach. Albo zadzwońcie do siebie, pogadajcie na Skype’ie. Bo to są tak naprawdę najbliżsi ludzie w naszych życiach.

Co ciekawe, coraz częściej zaczynamy działać tak, jak naprawdę chcemy. W 2013 roku w badaniu CBOS (BS/175/2013) 73% osób powiedziało, że spędzi Wigilię w domu. To spadek w porównaniu z odpowiedziami sprzed 20 lat o 10 punktów procentowych. Może nie za dużo ale jednak.

* * *

PS. Tak po napisaniu tego wszystkiego zdałam sobie sprawę, że to jednak perspektywa słoicza. Że jednak może zupełnie inaczej byłoby, gdybym została z mamą w domu i nigdy się nie wyprowadziła. No ale zakładam, że jednak większość ludzi opuszcza kiedyś dom rodzinny.

Wypowiedz się! Skomentuj!