Banalnym jest stwierdzenie, że ludzie wszędzie bawią się inaczej. I o tyle mało wnoszącym, że nie wyjaśniającą istoty różnicy ale i jej przyczyn. A te mnie interesują o niebo bardziej. Zwłaszcza, jeśli idzie o imprezę w klubie LGBT, jej dynamikę i zmienność.
Nie mam wystarczająco dużo materiału badawczego, by móc z całą pewnością konstruować wnioski, dotyczące tego, jak wygląda scena i scenariusz imprezy w HaH Poznań. Ale mam pewne pierwsze, niewielkie „rzuty okiem”, by móc stwierdzić kilka rzeczy z całą pewnością. Zwłaszcza, jeśli porównam te imprezy z jedynymi, które mogą być zestawione z racji swojego – jako tako – zbliżonego charakteru, czyli imprezami w Glamie (zwanym Glamikiem).
Najważniejszą i pierwszą różnicą, jaka rzuca się w oczy jest większa „kolorowość” ludzi w HaH. „Kolorowość”, czyli stopień ich prze/ubrania, stylizacji i makijażu. Tutaj ludzie, na zwykłą, sobotnią imprezę, szykują się dłużej. Mają na sobie więcej przysłowiowych „piór”. Chętniej też grają przerysowane gesty – są jak barwne ptaki spuszczone ze smyczy (wiem, że ptaków się na smyczy nie trzyma!).
Cała sytuacja przypomniała mi, tak naprawdę, stare dobre czasy, gdy takie same sceny oglądać mogliśmy w Utopii przy Jasnej 1. Ludzie starali się wyglądać zjawiskowo, inaczej, barwniej. Oczywiście, że NIE wszyscy. Ale był grupa takich ludzi, którzy lubili świecić, błyszczeć. Ale i „przegiąć się” widowiskowo. To właśnie te osoby sprawiały, że impreza w Utopii była inna od tych, w klubach zdominowanych przez osoby heteroseksualne, gdzie takich scen nie dało rady zobaczyć. Na tym, między innymi oczywiście, polegała wyjątkowość tego miejsca.
Wszyscy się tą konwencją świetnie bawili. A dokładniej: wszyscy, którzy byli tam nie-pierwszy-raz. Bo, wiadomo, często ci dopiero przybywający z oburzeniem i obrzydzeniem patrzyli na te „stereotypowe cioty”. Nie mogli pogodzić się z tym, że „coś takiego” dzieje się w klubie i „podtrzymuje stereotypy”. Dobrze jednak, że z czasem wszyscy dojrzewają do tego, by zrozumieć znaczenie takiego performance’u.
A wracając do Poznania: tutaj obserwujemy takie zjawisko, podczas gdy w przysłowiowym Glamiku raczej nie. Co ciekawe – dawniej w Glamie zdarzały się takowe. Dziś należą do ekstremalnej rzadkości (Dżagi nie będę uwzględniać, bo jednak pracuje w klubie i występuje tam często także w ramach swoich „obowiązków służbowych”).
Pytania są więc dwa. Dlaczego w Poznaniu jest taki klimat a w Warszawie nie? Oraz dlaczego dawniej w Glamie takie sceny się zdarzały a dziś są rzadkością?
Odpowiedź, jaka mi się nasunęła, dotyczy w zasadzie obu pytań. Bo Glam jest ciemny.
Glam, jako miejsce klubowe, ma niewiele przestrzeni na tyle dużych i jasnych, by taki występ miał sens. Bo jednak performance „przegiętości” i kampowości ma sens tylko, jeśli jest publiczność. HaH w Poznaniu jest miejscem jasnym (mam na myśli oświetlenie – przede wszystkim przy Czyśccu). I do tego daje przestrzeń do występów. Idealnie nadają się do tego schody do Nieba. Ale nie tylko one. Nawet przestrzeń korytarzowa w drodze do Piekła sprawdza się w tej roli. Podobym korytarzem jest ten w Glamiku – łączący pierwszy bar z parkietem. Ale tam jest ciemno. A zdecydowanie ciemniej, niż bywało dawniej. Może nie pamiętacie już tego, ale na samym początku tego miejsca korytarz był okryty plexi, za którą świeciło się światło, które – zaplając się i gasnąc – tworzyło tunel wskazujący drogę na parkiet. Było więc jaśniej.
Zmiana, która zaszła na przestrzeni lat w Glamiku to zmiana oświeleniowa. Jest ciemniej, niż bywało. Poza tym na samym początku ludzie przychodzili jeszcze z pewnymi przyzwyczajeniami z Utopii czy innych miejsc. I chcieli te performance powtarzać i tutaj. Z czasem jednak idea ta umarła.
A w HaH trzyma się, bo ma miejsce, oświetlenie i publiczność.
Mnie osobiście nic nie sprawia większej radości, niż widok – trzeźwego czy pijanego – młodzieńca, który w klubie wymalowany fantazyjnie, w najbardziej imprezowym stroju możliwym, sięga po drinka gestem divy. I choć ci młodzi chłopcy czasem nie zdają sobie sprawy ze znaczenia tych gestów dla środowisk LGBT czy dla heternormatywnego matrixu, to ja wiem, że są one superważne.
I dlatego szkoda, że tak rzadko jestem w Poznaniu.
Poranny piękny chłopiec na dzień dobry codziennie tylko na JejPerfekcyjnosc.pl!
Poranny piękny chłopiec na dzień dobry codziennie tylko na JejPerfekcyjnosc.pl!
Galantalala, czyli Urszula Chowaniec była gościnią w programie "Jej Perfekcyjność zaprasza na drinka". Grubancypantka, która…
Poranny piękny chłopiec na dzień dobry codziennie tylko na JejPerfekcyjnosc.pl!
Poranny piękny chłopiec na dzień dobry codziennie tylko na JejPerfekcyjnosc.pl!
Poranny piękny chłopiec na dzień dobry codziennie tylko na JejPerfekcyjnosc.pl!