No to teraz już nikt nie może narzekać, że Lady Gaga poszła w nietaneczną stronę i robi albumy „nie takie jak dawniej”.

„Chromatica” zapowiadana była od jakiegoś czasu, jako powrót wokalistki do jej muzycznych początków. Do tanecznych, skocznych utworów, które miały być odbiciem się od tego, co nagrywała m.in. z Tonym Bennettem czy od albumów takich jak „Joanne”. No i to akurat się Lady Gadze udało.

Cały album jest bardzo elektroniczny, synth-popowy, momentami dance’owy ale przede wszystkim: popowy. To jest kawał dobrej roboty. Piosenki rzadko są dłuższe niż 3 minuty. Wszystkie są taneczne, podrygujące. Cały album tworzy wrażenie pulsowania, jednostajnego rytmu.

Czy piosenki są do siebie bardzo podobne? Tak. Czy są przez to nudne? Może trochę. Czy to komuś przeszkadza? Oczywiście, że nie. Krytycy powiedzą, że album jest jednostajny. Fani powiedzą zaś, że jest spójny.

Najmocniejszą stroną „Chromatica” są oczywiście duety. Lady Gaga potrafi wykorzystać to, co dają jej inni artyści. Ariana Grande,  BlackPink i oczywiście Elton John są świetnym wsparciem albumu. Pasują do niego idealnie, balansują Gagę i brzmią świetnie. Chyba zwłaszcza najbardziej ten ostatni artysta wie, jak nagrać coś, co zestawi jego głos z wysokimi tonami Gagi.

Najlepsze piosenki albumu? Poza singlami („Stupid Love”, „Rain On Me”), które wybrano nie bez powodu oraz świetnymi duetami, uwagę zwracać może jeszcze „Alice”, „Plastic Doll” i „Enigma”.

Tak, oczywiście, że znam całą historię, którą do „Chromatica” stworzyła sobie wokalistka. Że to jest podróż do jej wnętrza, że to jest lot na inną planetę, że jest to ucieczka z Ziemi. Że dystopijna wizja świata po upadku obecnego porządku, że zabiera nas ze sobą… Tak, tak, wszystko to wiem. Powiedzmy, że jest to interesujące. Za kilka lat nikt nie będzie tego jednak pamiętać. Obronić się będzie musiała sama muzyka. Czy jej się to uda? Tak, raczej tak.

I dlatego polecam.

Wypowiedz się! Skomentuj!