Powodów do wizyty było kilka. Po pierwsze: urodziny Szymona, czyli
b.s.p.s. Gacka. A przy okazji urodziny LoveKrove oraz w sobotę na
dokładkę urodziny Janusza, właściciela Coconu. Wybraliśmy się tam
we czwórkę: z Gackiem, z Tomkiem Amy i Kocykową. Taki skład
gwarantował, że będzie krejzi i że będzie poza kontrolą. Tak więc
zaczęło się już w pociągu. A potem było tylko gorzej. Czy lepiej.

Gacek nie lubi mnie za to zdjęcie, bo grubo wyszedł

W pociągu nie wolno palić, ale nasza Amy ma to gdzieś

Najpierw się zebraliśmy u Szymona w mieszkaniu. Dużo czasu
jednak nie było, bo Kraków bawi się wcześniej niż stolica.
Tak więc zaraz się zebraliśmy i ruszyliśmy… do salonu
fryzjerskiego :) Tam bowiem zaplanowano party.
Ola piękna, co nie?

Szymona jeszcze zmusili do pracy. Amy powiedziała,
że musi się obciąć zanim zacznie się impreza

Moja przyjaciółka Gacek

Te kanapki nie były tymi najsmaczniejszymi.
Ale chciałam pokazać, że wszystko przygotowane na cacy
Jako że Szymon jest stylistą fryzur, to w salonie, gdzie

na co dzień pracuje, udało się przygotować imprezę.
Ludzi sporo, fajna atmosfera, muzyczka w tle,
wódka się leje, jedzenie pyszne… A na to
wszystko: tort we fryzjerskiej stylizacji :)
Był na nim fartuszek, grzebień, nożyczki
i obcięte ucho ;) No i smacznie też!

To już tańce. Ola i Mateusz

Selfie. A co mi tam

Tańce na poważnie

Kocykowa, jak zawsze, niezadowolona

W LoveKrove nie podobało się nam aż tak bardzo. W sensie,

że dup nam nie urwało. Więc po jednym czy dwóch szotach
się zmyliśmy stamtąd. Do Coconu, ma się rozumieć. Bo
wszystkie pedalskie drogi tam prowadzą w Krakowie.

LoveKrove i ich urodziny

To zabawne, jak się czasem na imprezach drogi nasze

rozchodzą. Ale ostatecznie wszyscy trafiają tam,
gdzie trzeba. After rozpoczął się, gdy ja już
spałam. Ale obudzili mnie i Kocykową i
nam podali coś do picia. Przez sen też
jakieś pierogi zjadłam i zaraz byliśmy
gotowi na kolejne imprezy…

Obudzili mnie i Kocykową jakoś rano,
podając nam do picia szampana. Piłyśmy więc

Już pomalowana. I jak zwykle, z jedzeniem

Sobota to urodziny Janusza, właściciela Coconu. Wpadłam,

ma się rozumieć, bo okazja zacna. Ale, co się potem tam
działo. Młodzi chłopcy półnago, przepiękny, ale to na
maksa przepiękny barman Dawidek, bardzo mili 2
chłopcy ze mną rozmawiający, w tym jeden na
mych kolanach siedzący… Działo się, działo.
Ale każda dobra impreza kiedyś się musi
skończyć. Udało mi się z Philippem
Lemotem pogadać chwilkę, ale
większość czasu zajęli mi ci
ładni młodzi :) Super!

W Coconie ekipa Ż+K+M

Philippe Lemot

Słodko, prawda?

Dawidek przepiękny!

:))))

Dawidek <3

A tu dowód na to, że wyszłam jako jedna z ostatnich…

No i czas powrotu. Oczywiście podczas pakowania się
nie wzięłam od Szymona butów i ręcznika. Ale jednak
zaliczam wszystko to, co się działo, do bardzo, ale to
bardzo udanych wyjazdów. Oby więcej! Częściej!

Wypowiedz się! Skomentuj!