Czteroodcinkowy miniserial Netflix swoją premierę będzie miał już 23 czerwca – dokładnie w Dzień Ojca. A to dlatego, że jest to m.in. opowieść o ojcostwie, rodzinie i wspólnocie.

Od samego początku serialu widać jedno – że to bajkowa, piękna opowieść, która poza tym, że pokaże nam najbrzydsze polskie osiedla, będzie zawierała dużo niemalże magicznych momentów. To zresztą także zasługa świetnie dobranej głównej trzyosobowej obsady serialu. I od samego początku czuć, że całość musi zakończyć się happy-endem. To po prostu ten typ narracji, który ma przynieść widzom chwilę wytchnienia i odpoczynku.

Silvestre’a Borka (Andrzej Seweryn) poznajemy w ważnym momencie jego życia. Znany w całym Paryżu projektant i właściciel zakładu krawieckiego właśnie szykuje się do przejścia na zasłużoną emeryturę. Choć wiele osób próbuje go od tego odżegnać, on wie, że to ten czas w jego życiu. Wraz z nim na emeryturę odejdzie jego alter ego – drag queen Loretta, w którą wciela się nocami. Odnoszący sukcesy w życiu „męskim” jak i „dragowym” Silvestre jest szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. Całość burzy list, który otrzymuje prosto z górniczego serca Polski.

Nadawczynią listu jest wnuczka mężczyzny – Iza (doskonała Julia Chętnicka!), która informuje go o chorobie córki, z którą zerwał przed laty kontakt. Poruszony sytuacją wraca do miasta, w którym staje się znów Sylwesterem Borkowskim i w którym zmierzyć się musi z cierpiącą m.in. z powodu porzucenia przez ojca córką – Wiolettą (Maria Peszek). Tak zaczyna się cała historia.

Andrzej Seweryn stworzył absolutnie fantastyczną rolę. Gdy wybiera podczas poranka garnitur i buty, które dziś założy, gdy szykuje się do wyjścia, zapina spinki w mankietach i wkłada kapelusz – jest uosobieniem męskiej elegancji i stylu, który nie boi się odwrócić od maczyzmu. Jest jednocześnie silny ale i jakiś taki cudownie lekki w tym wszystkim. Mogłabym godzinami patrzeć na te krótkie sekundowe ujęcia i zbliżenia. Ale podobnie jest, gdy zaczyna przybierać twarz Loretty. Gdy z gracją pudruje twarz, rysuje kreskę podkreślającą kość szczęki – to nadal ten sam Seweryn, choć w proporcjach zupełnie odwróconych. Choć wybornie kobiecy, to jednak pewien siebie, pełen doświadczenia i wspaniałej elegancji.

Peszek i Chętnicka świetnie wtórują Sewerynowi. Ich role są wyraziste, mocne i naturalne. Zaskakuje pozytywnie zwłaszcza Chętnicka, która potrafi bez żenady zagrać młodszą od siebie bohaterkę i nie wywołuje przy tym skrętu kiszek, gdy używa slangowych określeń. Obsada to w ogóle mocna strona tego miniserialu. Aktorzy zostali dobrani świetnie i sprawdzają się nawet w scenach tak trudnych jak spontaniczny pocałunek przy drzwiach. (Spontaniczne pocałunki bardzo rzadko wyglądają na spontaniczne…)

Ale. Choć jest to serial, którego głównym bohaterem jest drag queen, to chyba jednak jest to bardziej kino rodzinne niż LGBT-owskie. W pierwszej połowie serialu pojawiają się co prawda drag queens – ale tylko we francuskiej części opowieści. Polska jest biała, heteroseksualna i patriarchalna do cna. I owszem, Sylwester rozbija niejako niektóre elementy tej układanki, to dzieje się to niejako przy okazji. Wydaje się, że jednak głównym tematem serialu jest rodzina. Zresztą towarzyszące filmowi hasło „każda rodzina zszywa własną historię” na to właśnie ma wskazywać.

Jasne, w kraju takim, jak Polska, każdy promyk tęczowej tematyki jest na wagę złota. Zwłaszcza, gdy jest tak dobrze opakowany i dobrze sprzedany przez ekspertów od sprzedaży. Brawo za to! I jako historia o rodzinie, o wspólnocie, o błędach i ich  naprawianiu – tak, „Królowa” daje nadzieję, buduje i pociesza. Ale jednak szkoda, że wątek otwartości, inności, różnorodności i po prostu bycia sobą nie jest bardziej wyeksponowany. Scenariusz dorównałby wówczas absolutnemu mistrzostwu gry głównego bohatera.

Wypowiedz się! Skomentuj!