Film porusza tematykę „opresyjnej bieli i wrodzonego klasizmu” miejsca słynącego z najlepszych na świecie gejkacji.

Pokoje na Fire Island mogą być w tym roku mniej popularne na Airbnb, bo pandemiczne obostrzenia i obawy nadal tkwią w Amerykanach głęboko, ale dwóch twórców – Bowen Yang i Joel Kim Booster – przenoszą nas tam w swojej romantycznej komedii pod tytułem… po prostu „Fire Island”.

Platforma Hulu wypuściła pierwszy zwiastun długo-oczekiwanego filmu, którego scenariusz napisał Booster a wyreżyserował Andrew Ahn. Dwuminutowa zapowiedź zabiera nas w podróż, rozpoczynającą się od widoku Noah (postać Boostera), pędzącego na prom kierujący się do tytułowego miejsca, oraz Howiego (w tej roli Yang) krzyczącego: „Wsiadaj na łódź!”

Następnie otrzymujemy porcję szerokich ujęć naturalnego piękna tej okolicy, by ostatecznie nasza grupa gejowskich przyjaciół, którzy odbywają coroczną „pielgrzymkę” na Fire Island dotarła do wspaniale urządzonego domu ich przyjaciółki Erin, granej przez absolutnie cudowną Margaret Cho.

Noah wyjaśnia w narracji, że ta „prowizoryczna mała rodzina” spotkała się dziesięć lat temu „pracując w tym samym przeklętym miejscu brunchowym”. „Przeklęty” wydaje się być odpowiednim słowem na określenie miejsca, w którym byli zatrudnieni; widzimy przebłyski z przeszłości, gdy biały klient zwraca się do Howiego „Jackie Chan”, prosząc o dolewkę mimozy. Howie wypija cały dzbanek płynu, a Noah podchodzi do sytuacji subtelniej – plując do dzbanka, który miał serwować innej grupie.

Widzimy już więc, że film poruszy temat „opresyjnej bieli” i „inherentnej klasowości” Fire Island, jak określił je niedawno Booster w wywiadzie dla „Entertainment Weekly”. Choć polskiemu widzowi kontekst może wydać się niezrozumiały na początku – szybko odkrywamy, że rzeczywistość gejowskiego wakacyjnego raju jest bardzo, bardzo niepokojąca. Fire Island to miejsce, które chętnie przyjmie gejów – pod warunkiem, że są biali, pełnosprawni, bogaci i szczupli. Skąd my to znamy?

Fire Island okazuje się być po prostu szczytowym wykwitem światowego trendu w kulturze gejowskiej. Rasistowskiej, klasistowskiej, seksistowskiej, abelistycznej, fatfobicznej, slutshamingowej itd. itd.

W trailerze widzimy dalej bardzo klasyczny trop filmowy, w którym jedna osoba potyka się, poznając przy okazji kogoś, w kim ma szansę się zakochać. Tym razem to Howie i lekarz, który oferuje mu na zadrapane kolano wypicie szklanki whisky. (Alkohol leczy wszystkie rany!). Bohaterowie otrzymują zaproszenie na imprezę, jak się okazuje – do domu wypełnionego bogatymi gejami. Powitani są przez jednego z nich stwierdzeniem, że mogli pomylić imprezy. Grupę oskarża się później także o to, że przybyła tam tylko z powodu chęci wypicia dużych ilości darmowego alkoholu…

Historia, w której główne role ogrywają niebiali geje, nie zdarza się w mainstreamowym kinie zbyt często. Azjaci w tej roli pojawiają się jeszcze rzadziej. I to jeden z powodów, dla których na pewno warto obejrzeć ten film. Nawet jeśli okazuje się, że nie wszystkie te tematy są tak wyraźnie widoczne w polskich warunkach, to warto – choćby poprzez rozrywkę – uwrażliwiać się na nasze wewnętrze wykluczenia środowiskowe.

No a poza tym jest to jednak film o… rodzinie z wyboru. O tym, jak ważnym wsparciem, podstawą i fundamentem w życiu gejowskim często są.

„Fire Island” będzie dostępne na Hulu od 3 czerwca.

Wypowiedz się! Skomentuj!