Tu nawet nie chodzi o wypieki, które NIGDY się nie udają i nie mają prawa się udać. Chodzi o zabawę w kuchni i zabawę w kuchnię. No a do tego Nicole Byer!

Nie jestem fanką programów kulinarnych. Jasne, jak w telewizji w domu rodzinnym leci „MasterChef” czy inne „Kuchenne rewolucje” to zobaczę. Obejrzałam zresztą chyba wszystkie odcinki „Kitchen Nightmares”, bo uważam, że oryginał jest zdecydowanie lepszy od polskiej wersji. Ale jakąś wielką fanką nie jestem, nie czekam, nie subskrybuje, nie oglądam bez powodu.

Inaczej jest z „Nailed It”.

Bo to jest program kulinarny (a w zasadzie: cukierniczy), w którym chodzi o coś innego. Uczestniczki i uczestnicy dostają zadania: przygotować w określonym czasie replikę pięknych wypieków, które przygotowali dla programu profesjonaliści. Czasem jest to tort w kształcie muzeum. Czasem – po prostu babeczki w kształcie bohaterów seriali animowanych. Kombinacji jest wiele ale łączy je jedno: są to zawsze w zasadzie nie-do-wykonania dla amatora cukiernicze (arcy)dzieła. Osoby startujące, choć mówią przed kamerami, że dadzą radę, to w gruncie rzeczy wiedzą, że skazani są na niepowodzenie. Dostają nawet spisane, dokłane instrukcje przygotowania wypieków. Ale efekt jest… no, wiadomo jaki. I dobrze, o to w tym chodzi.

Miarą zwycięstwa jest w sumie nie bycie ostatnim. Choć i nie o zwycięstwo tu chodzi. Osoby uczestniczące wygrywają bowiem 10.000 USD i dodatkowe nagrody w postaci np. kompletu noży albo… starego boom-boxa (tak, takiego do słuchania muzyki.) Nagrody więc, jak na współczesne telewizyjne show, są dość symboliczne.

Całość prowadzi duet: Nicole Byer i Jacques Torres. Pierwsza z nich jest jedną z moich ulubionych stand-uperek. Duża, czarna, głośna kobieta sukcesu, która ćwiczy taniec na rurze. Yaaas! Jacques Torres to już inna bajka. Stonowany, starszy facet, mistrz cukiernictwa i król czekoladowych słodkości. Do tego w każdym odcinku gościnnie pojawia się trzeci juror, którego udział jest – prawdę mówiąc – naprawdę symboliczny. To Nicole króluje w „Nailed It”.

Ale show ma w sobie jakieś takie pozytywne przesłanie – żeby nie bać się eksperymentów w kuchni i próbować mimo wszystko – a do tego jest tak kolorowy i zabawny, że naprawdę nie da się od niego oderwać. Odcinki nie są za długie, więc łatwo złapać się na tym, że gdy chcemy obejrzeć tylko jeden, kończymy wieczór znając już całą serię… To po prostu dobrze zrealizowana telewizja.
I dlatego polecam!

Wypowiedz się! Skomentuj!