Rozmowy Jej Perfekcyjności

To dziwny moment, gdy twój znajomy wyznaje ci, że ma HIV. Ja mojego znajomego namówiłam na bardzo szczerą rozmowę o tym, jak NAPRAWDĘ wygląda życie geja z wirusem w Warszawie.

Wszyscy myślimy, że HIV/AIDS to tematy, które są gdzieś daleko od nas – nie dotyczą nas ani naszych znajomych. Ja także tak myślałam. Jasne, wiem że jeden czy dwaj dalecy znajomi „chyba mają HIV” (bo tak gadają na mieście – sami nigdy mi tego nie wyznali) ale to nikt z mojego bliskiego otoczenia. Bo jakżeby to tak – nie wiedzą, jak się można zarazić? Wszystko zmieniło się, gdy wyoutował się przede mną jeden z bliższych znajomych.

Spędziliśmy kilka godzin na rozmowie, która otworzyła mi oczy. Uświadomiła, jak blisko jest wirus, jak niewiele trzeba, by się nim zarazić. Rozmową tą chcę się podzielić z Wami – mam nadzieję, że dla Was będzie tak samo otwierająca oczy, jak dla mnie.

Znajomy, z którym rozmawiam, nie miał nic przeciwko podpisaniu go imieniem i nazwiskiem, wyoutowaniu go. Moją decyzją była anonimizacja rozmowy – ważniejsze jest bowiem to, CO mówi niż to, KTO to mówi.

* * *

Jakiś czas temu powiedziałeś mi, że masz HIV. Nasza rozmowa sprawiła, że mam świadomość, jak wiele wiem w teorii na temat HIV/AIDS a jak małą mam wiedzę w praktyce.

Pamiętam, że w szkole (gdzieś tam w liceum) też uważałem, że dużo wiem. Były jakieś konkursy na ten temat, w których brałem udział… Dziś, gdy „bujam się” z tym tematem świadomie półtora roku, to zdaję sobie sprawę, jak mało wiedziałem o HIV. Od mojej przeprowadzki do Warszawy co najmniej dwa razy w roku badałem się na HIV, było to dla mnie oczywiste. I wiem, że ludzie też tak naprawdę gówno wiedzą o wirusie. Co więcej – dzisiaj mam świadomość, jak niska jest w tym zakresie wiedza profesjonalistów, którzy powinni wiedzieć dużo więcej.

lekarz

Masz na myśli lekarzy?

Lekarka, która mnie prowadzi – czyli tak zwany lekarz-zakaźnik – zawsze podkreśla, że nie muszę nikomu mówić nic na temat wirusa. Ani lekarzowi medycyny pracy, ani jak pytają mnie czy przyjmuje stale jakieś leki. No, poza partnerami seksualnymi, bo im mówić trzeba – ale to inna sprawa. Ostatnio trafiłem do szpitala dość nagle, w sprawie zupełnie niepowiązanej z wirusem. Ale że była szansa na nagłą operację związaną z wyrostkiem, to na pytanie lekarza, czy biorę na stałe jakieś leki, powiedziałem prawdę. To był młody chłopak, od kilku tygodni pracował w szpitalu. Informacja go przeraziła – to było widać na jego twarzy. Ale gorsze chyba były jego pytania potem. Zapytał mnie np. czy mam już jakieś choroby towarzyszące AIDS.

Lekarka, która mnie prowadzi – czyli tak zwany lekarz-zakaźnik – zawsze podkreśla, że nie muszę nikomu mówić nic na temat wirusa. Ani lekarzowi medycyny pracy, ani jak pytają mnie czy przyjmuje stale jakieś leki.

Ale przecież ty nie masz AIDS.

No właśnie. Jak podałem mu nazwę leku, który biorę, powiedział, że pierwsze słyszy. Przeliterowałem mu nazwę. Chwilę byłem w tym szpitalu, zostałem tam na noc. Robili mi różne badania, jakieś wymazy, standardowe rzeczy, gdy zostaje się dłużej. Takim trochę szeptem lekarze i pielęgniarki informowali się, że jestem pacjentem seropozytywnym. To z kolei powodowało, że wszystkie rzeczy, jakich używali w kontakcie ze mną, trafiały na jakąś osobną półkę i wszyscy upewniali się kilka razy, że na pewno już nikt tego nie dotknie.

Dla mnie to nie jest takie zaskoczenie. Jakoś z tyłu głowy mam to przekonanie, że personel medyczny jest w tym zakresie słabo przeszkolony w ogóle. Dobrze, że ta wiedza rośnie wśród samych osób zakażonych…

Żyjących z wirusem. Dziś mówi się: osoba żyjąca z wirusem HIV.

A, ok! Tego nie wiedziałam. Ale nie sądzisz, że osoby nie żyjące z wirusem bagatelizują trochę zagrożenie? Że HIV/AIDS straciły trochę siłę rażenia?

Trochę tak jest…

Ile bierzesz tabletek dziennie?

Jedną.

No właśnie! I ta jedna tabletka dziennie sprawia – tak przynajmniej mówi się w mediach zagranicznych, bo u nas temat przecież nie istnieje – że ludzie nie obawiają się wirusa HIV.

Tak, trochę tak. Patrząc na moje życie z boku: rzeczywiście, to co wygląda inaczej w sumie od samego początku, to ta jedna tabletka dziennie, którą muszę brać. Z fizycznego punktu widzenia – i wiem to, bo jestem pod ciągłą kontrolą różnych lekarzy – nic więcej się nie zmieniło. Jasne, miałem gorsze i lepsze momenty psychicznie po tym, jak się dowiedziałem ale jednak w praktyce różnica jest tylko w tej porannej tabletce.

tabletki

Skąd bierzesz leki?

To jest dość ważna sprawa. To nie są tabletki, które można kupić w aptece. Muszę mieć zawsze świadomość, ile ich teraz mam, żeby wiedzieć, kiedy muszę iść do lekarza. Muszę brać pod uwagę, że jest sezon urlopowy, że może być kolejka do mojej lekarki, wszystko to trzeba mieć cały czas z tyłu głowy. Moja pani doktor powtarza mi zawsze, żeby mieć na dwa tygodnie do przodu tabletki. Bo może zabraknąć w hurtowni, bo może złamię nogę i nie dam rady przyjść, bo może lekarka się rozchoruje i nie będzie miał kto wypisać recepty…

No dobrze ale mówimy już o lekach zamiast w sumie zacząć od samego początku historii. Od dnia, gdy się dowiadujesz. Albo jeszcze wcześniej: od dnia zakażenia. Wiesz, kiedy to było?

Tak prawdę mówiąc, to nie wiem.

Chciałbyś wiedzieć?

Nie, chyba nie. Dużo nad tym myślałem… Jeśli nie zaraziłeś się intencjonalnie, to nigdy nie będziesz w stanie dokładnie wiedzieć, który to był moment. Najważniejszy jest więc moment diagnozy. To była jesień. Chłopak, z którym się wówczas spotykałem, zachorował na zapalenie stawów. Najpierw grypa żołądkowa, potem kilka dni w łóżku, nie mógł się ruszać… Chodził do lekarzy, trwało to wszystko z dwa miesiące. Dramat. Ja się nim opiekowałem. Codziennie po pracy jeździłem do niego – wynieść śmieci, przywieźć jedzenie czy leki. Dopiero jakoś przed grudniem jeden z jego prywatnych lekarzy stwierdził, że zbada go też pod kątem HIV. Co ciekawe, to jedno z tych badań, których nie możesz sobie wyników sprawdzić on-line, tak jak innych.

Na marginesie: to niesamowite jak wiele magii i rytuałów jest wokół badań na HIV i AIDS.

No, to fakt. Tak samo tutaj. Po tym badaniu ktoś do niego zadzwonił z przychodni i poprosił o przyjście.

Jak w amerykańskim filmie…

Tak – i to już chyba jest ten moment, kiedy się wie. Trafił wówczas do szpitala. Do Tego Szpitala, czyli Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie. Zresztą panuje takie przekonanie, że jak jesteś gejem w Warszawie i trafiasz do Tego Szpitala (to trzeba pisać wielkimi literami), to w zasadzie na pewno masz jakąś chorobę weneryczną. No, chyba że trafi ci się coś tropikalnego…

Zresztą panuje takie przekonanie, że jak jesteś gejem w Warszawie i trafiasz do Tego Szpitala (to trzeba pisać wielkimi literami), to w zasadzie na pewno masz jakąś chorobę weneryczną.

No dobrze ale jak ty się dowiedziałeś?

Nie powiedział mi od razu. Napisał chyba jakiegoś SMSa w stylu: „no dobrze, to wiesz już, co się stało” i że „wszystko się zepsuło” no i „że to koniec”. Ja naprawdę nie wiedziałem, o co chodzi – nie wiedziałem, że badali go na wirusa HIV. Napisał potem, że leży w Tym Szpitalu i że „wiesz, co to znaczy”.

szpital

Wiedziałeś?

No, potrafię połączyć Ten Szpital z HIV/AIDS. Ale skąd mogłem wiedzieć? Tym bardziej, że dwa miesiące leczy się na stawy. Poszedłem go odwiedzić: i wtedy mi powiedział. Siedziałem z nim tego dnia. Psychicznie był w naprawdę złym stanie. Powiedział mi, że muszę szybko iść się zbadać. Dziś już wiem, że jego organizm tak właśnie zareagował na moment zapalny – bólem stawów i zapaleniem. U mnie objawów nie było żadnych. I tak czasem bywa, nigdy nie wiadomo, jak organizm zareaguje na wirusa. Poznałem potem ludzi, którzy mieli też problem ze stawami i musieli na wózku jeździć jakiś czas ale i takich, którzy brali przez tydzień ibuprofen i tyle.

No i wówczas się zbadałeś?

Następnego dnia poszedłem do przychodni przy Chmielnej. Na szczęście to był piątek. Tego dnia krócej przyjmują ale wyniki są już po południu – tak, żebyś nie musiał czekać przez weekend. Byłem chyba pierwszy w kolejce. Pani, która mnie przyjmowała, powiedziałem od razu, dlaczego tam jestem. W trakcie wywiadu dzięki temu pominęła całą serię pytań. Kasia, bo tak miała na imię, była superprofesjonalna. (W tej przychodni naprawdę ciężko nie czuć się miło – wszyscy są mili, przechodzą od razu „na ty”.) Potem poszliśmy na pobranie krwi.
Ktoś inny miał po południu oddać mi wyniki, ale Kasia spotkała mnie, gdy pojawiłem się, żeby zajrzeć do koperty. Poprosiła mnie, bo chciała zakończyć temat – była naprawdę zaangażowana i wydawała się autentycznie zainteresowana sprawą. Wynik wyszedł pozytywny.

Wówczas oficjalnie wiedziałeś?

Taki wynik potwierdza się z tej samej próbki krwi ale innym testem. W moim przypadku od razu zbadano ją tym drugim testem. Było już wiadomo, że jestem seropozytywny. Bez tego wyniku drugim testem nie przyjmą cię do przychodni w Tym Szpitalu. Widziałem też wskaźniki liczbowe antyciał w mojej krwi. Nie było mowy o błędzie czy pomyłce.

Płakałeś? Co myślałeś?

Spodziewałem się, że będę plusem. Nie płakałem, nie rozpaczałem. Pierwsze co, to zacząłem myśleć, kto kogo zaraził – czy ja mojego partnera, czy on mnie. Trochę pojawiły się u mnie wyrzuty sumienia, że to na pewno ja jego i teraz nie dość, że cierpiał dwa miesiące, to jeszcze całe jego życie potoczyć musi się inaczej. Kilka miesięcy później w rozmowie z moją lekarką, która wiedziała, że nadal się spotykamy z moim chłopakiem, wyjaśniła mi, że nigdy nie da się na 100 procent powiedzieć, w którą stronę doszło do zakażenia.

Spodziewałem się, że będę plusem. Nie płakałem, nie rozpaczałem. Pierwsze co, to zacząłem myśleć, kto kogo zaraził – czy ja mojego partnera, czy on mnie. Trochę pojawiły się u mnie wyrzuty sumienia, że to na pewno ja jego i teraz nie dość, że cierpiał dwa miesiące, to jeszcze całe jego życie potoczyć musi się inaczej.

Byłeś sam w przychodni podczas odbierania wyników?

Tak. Chciałem pójść sam. Kasia proponowała mi wsparcie i pytała, czy może coś dla mnie zrobić. Wyjaśniła mi, co się dzieje dalej. W tym momencie masz wybór: możesz oficjalnie podpisać kartkę, na której przyznajesz się, że pozytywny wynik badania jest z twojej próbki krwi – i wówczas dostajesz skierowanie do Tego Szpitala – albo i nie. Masz prawo po prostu powiedzieć „no i chuj”, wyjść i oficjalnie wynik pozostaje tylko twoją tajemnicą. Do statystyk taki wynik się liczy ale przecież nikt nie wie, kim jesteś i jak się nazywasz, więc pozostajesz anonimowy.

Masz skierowanie. I co teraz?

Kasia powiedziała, gdzie dokładnie mam iść z tym skierowaniem. Najtrudniejsza chyba jest właśnie ta pierwsza wizyta. Trudna jest psychicznie ale też technicznie – bo przychodnia znajduje się w tym samym kompleksie szpitalnym ale jednak w innym budynku. I nie jest tak łatwo tam trafić!
Pojechałem do mojego partnera. Przyjął mnie bardzo pozytywnie. Pół-żartem, pół-serio zaczęliśmy rozmawiać, że teraz jesteśmy już skazani na siebie, że z nikim innym sobie już przecież teraz życia nie ułożymy i że razem jakoś damy radę przejść przez ten najtrudniejszy okres.

szpital2

Dość pozytywna reakcja w takiej – no powiedzmy sobie szczerze – trudnej sytuacji życiowej.

W tym momencie nasze wyobrażenie było takie: „teraz wszystko się w moim życiu zmieni”. Wiesz, że nagle myślę: „muszę uważać na to, co jem; muszę zacząć chodzić na siłownię; muszę zacząć o siebie dbać; wszystko teraz będzie inaczej”. Część ludzi żyjących z HIV tak zresztą potem reaguje: zaczyna wpadać w taką hiperaktywność, ćwiczenia, poprawa kondycji… Mają gdzieś z tyłu głowy, że ich życie na pewno będzie teraz krótsze niż byłoby, gdyby byli minusem, więc muszą robić wszystko, co w ich mocy, żeby je przedłużać.

W tym momencie nasze wyobrażenie było takie: „teraz wszystko się w moim życiu zmieni”. Wiesz, że nagle myślę: „muszę uważać na to, co jem; muszę zacząć chodzić na siłownię; muszę zacząć o siebie dbać; wszystko teraz będzie inaczej”.

On leżał w szpitalu. A ty?

Nie, ja w ogóle nie. Nie było potrzeby, bo przecież nic mi nie dolegało. Nie za bardzo miałem też jak się wybrać do tej przychodni – z powodu pracy, oczywiście. Ale ostatecznie dostałem się tam, mimo problemów ze zlokalizowaniem wejścia. Budynek nowoczesny, czysty i bardzo ładny. Za pierwszym razem przyszedłem za późno ale dowiedziałem się od miłej pani, że muszę zarezerwować sobie cały dzień i od razu zapisała mnie na konkretny dzień i godzinę. Czekałem niecały tydzień.

Stresowałeś się przez ten czas?

Nie, w sumie nie. Nikomu jeszcze nie powiedziałem wówczas. Miałem chłopaka przecież, odwiedzałem go nadal i wspieraliśmy się, bo byliśmy mniej więcej na tym samym etapie. Gdy przyszedł dzień pierwszej wizyty w przychodni, to rzeczywiście spędziłem tam kilka dobrych godzin. W rejestracji zakładają ci kartę. I wtedy odkrywasz, że w tym miejscu jest super. Cała poradnia jest dedykowana dla nas. Są dla nas przygotowani lekarze przeróżnych specjalności – ginekolog, kardiolog, okulista, chirurg… Nawet dedykowani psycholog i stomatolog! Nie ma kolejek, nie ma problemów z umówieniem się – a opieka jest na naprawdę bardzo wysokim poziomie. To, co ważne, to że od tej pory stajesz się numerem.

Jak to?

Każda kolejna osoba dostaje trzycyfrowy numer, łamany przez rok. A więc pierwsza osoba w tym roku dostała numer 001/2016. Po moim numerze mogę oszacować, że rejestrują tam około 1 osoby dziennie. I idziesz przez ten korytarz do kolejnych gabinetów i cały czas się boisz. Raz, że nie wiesz, kogo tam spotkasz. Dwa, że zobaczy cię ktoś znajomy i zaraz plotka pójdzie w świat. Albo że spotkasz byłego kochanka i rzuci się na ciebie, oskarżając cię o to, że to ty go zaraziłeś. Bardzo głupie myśli.

Spotkałeś tam kogoś znajomego?

Nie pamiętam czy pierwszego dnia, ale potem – setki razy.

Więc co się dzieje pierwszego dnia?

Setki badań. Wzrost, zęby, włosy, waga, osłuchiwanie, węzły chłonne, skóra, EKG, klatka piersiowa… wszystko. Wszędzie jesteś już numerem – to ma chronić twoje dane osobowe. Po tych wszystkich badaniach trafiasz do swojego lekarza-zakaźnika. (Muszę to powiedzieć: wszyscy są tam najmilsi na świecie i jest to totalne zaprzeczenie tego, do czego przyzwyczaiła nas publiczna służba zdrowia!) Lekarka powiedziała mi, że tego dnia odpowiedzieć może na wszystkie pytania o wirusie, zaś dopiero za trzy tygodnie, gdy wrócą wszystkie wyniki, odpowie na wszystkie pytania o moim wirusie. Podpisałem oświadczenie, że będę informować swoich partnerów seksualnych o tym, że jestem seropozytywny. No i pierwsza rada mojej lekarki: nikomu innemu nie mówić. Przynajmniej dopóki nie będę wiedzieć dokładnie, co się ze mną dzieje.

O, to ciekawe!

Więc musiałem po prostu poczekać. Po trzech tygodniach doktor opowiedziała mi o populacji przeciwciał CD4, dowiedziałem się, co to wszystko oznacza i że mój organizm ma naturalnie niską odporność – stąd wirus rozwijał się u mnie nieco szybciej. Mój poziom wirusa był na tyle wysoki, że zgodnie z odpowiednim rozporządzeniem ministra, należało już włączyć leczenie. To znaczy, że dodatnie skutki leczenia przewyższały ewentualnie ujemne skutki. Pamiętaj, że jak się rozpocznie już raz leczenie, nie można go w zasadzie nigdy przerwać. A co ważniejsze: to trochę jak podpalony już raz lont. Wirus będzie szukać odpowiedzi na leczenie. Będzie mutować albo zarazisz się inną jego odmianą. Gdy wirus znajdzie odpowiedź na leki, musisz leki zmienić, żeby uderzyć w wirusa z innej strony. A że istnieje skończona liczba leków, które znamy – kiedyś w twoim życiu się one skończą. U jednych zajmie to rok, u innych 10 lat, u innych 50. Na tym polega nieuleczalność wirusa HIV – kiedyś znajdziesz się w sytuacji, gdy nie będzie już nowego rozwiązania, nowego sposobu zaatakowania wirusa. Oczywiście, wciąż powstają nowe eksperymentalne terapie.

Pamiętaj, że jak się rozpocznie już raz leczenie, nie można go w zasadzie nigdy przerwać. A co ważniejsze: to trochę jak podpalony już raz lont. Wirus będzie szukać odpowiedzi na leczenie. Będzie mutować albo zarazisz się inną jego odmianą.

Miałeś szczęście do tej jednej tabletki?

To była nowość, gdy zaczynałem leczenie. Mój ówczesny chłopak dostał trzy. Moja zakaźnik zapytała mnie czy też chcę trzy, żebyśmy razem mogli brać i sobie przypominać, czy jednak chcę jedną. Oczywiście, dla wygody wybrałem jedną.

tabletki2

Masz jakieś skutki uboczne?

W zasadzie nie. Wiem, że muszę uważać na leczenie antybiotykami. Ale co gorsza: nie mogę jeść grejpfrutów. Sok z grejpfruta reaguje z czymś-tam no i niestety nie mogę. A to odczułem bardzo, bo strasznie je lubię. Czosnek. Muszę wyłączyć też czosnek ale za tym aż tak nie tęsknię.

A teraz jak często bywasz w tej przychodni?

Raz w miesiącu. Zazwyczaj tak na dosłownie trzy minuty. I zazwyczaj chodzi się dwa razy rzadziej ale ja akurat muszę teraz częściej, bo chorowałem trochę przy okazji. Wpadam głównie po receptę i tyle.

Wracamy do momentu, w którym mówisz, że leków nie można kupić w aptece…

Tak, to prawda. Na leki dostaje się specjalną, wewnętrzną receptę tej przychodni. Na niej, poza moim numerem i informacją o leku i ilości, jaka ma być mi wydana, jest też mój numer apteczny. Bo w aptece mam inny, dodatkowy numer. W aptece jest pani Grażynka, która na podstawie recepty wydaje ci leki a ty podpisujesz na specjalnym protokole, że tego-to-a-tego dnia odebrałeś tyle-to-a-tyle-leków.

Leki są nieodpłatne?

Tak. I to mnie trochę dziwiło. Bo jednak ja zaraziłem się jakby swoim działaniem. A np. osoby chore na raka za swoje leczenie muszą często płacić. Wydawało mi się to jakieś nie fair. Zwłaszcza jak słyszałem plotki, że leczenie wirusa HIV kosztuje ok. 5 tys. zł miesięcznie. No ale tak jest, że państwo przeciwdziałać ma epidemiom chorób zakaźnych.

Jak reagują ludzie, bliscy czy znajomi, gdy mówisz im o zakażeniu?

Bardzo wziąłem sobie do serca to, co powiedziała mi moja lekarka na samym początku: nikomu nic nie mówić. Żeby nie ujawniać się z tym przed znajomymi czy coś. Tak jednak jest lepiej.

Nie była też zaskoczona tym, że nie przeżywałem jakoś całej sytuacji, nie płakałem czy coś. Powiedziała, że prędzej czy później – może za tydzień, może za pół roku – dotrze to do mnie i wówczas to poczuję. Że jednak pewne rzeczy w moim życiu się zmieniają od tej pory już na zawsze. Głupi przykład: jeszcze nie tak dawno temu koleżanki w poprzedniej pracy namawiały mnie na to, żebym szukał pracy za granicą, bo mam kompetencje, które mi na to pozwalają.

No i nie szukasz?

No nie. Nie wyobrażam sobie tego. Tutaj przecież mam lekarkę, muszę tutaj być co miesiąc czy dwa… Niby jesteśmy w Unii i pewno jakoś dałoby się to ogarnąć ale znam ludzi, którzy wyjechali do innych miast w Polsce a nadal leczą się tutaj w Warszawie. To drobnostka ale jednak jesteś jakoś tam uwiązany. Nie mówiąc o tym, że do USA czy Australii nie pojadę, bo wizy z HIV nie dostanę.

Więc jak teraz wygląda Twoje życie uczuciowe?

Po kilku miesiącach rozstaliśmy się z tamtym chłopakiem – nie z powodu wirusa. Odkąd wiem, że jestem plusem – moje życie towarzyskie i seksualne jest tym faktem naznaczone. Albo od razu mówię komuś, że żyję z wirusem, albo podczas rozmowy mam cały czas z tyłu głowy, że prędzej czy później muszę to powiedzieć. Wiesz, jest fajnie, gadka idzie do przodu – rozmawiamy o kinie czy coś – ale w końcu mu to powiem i albo powie „spierdalaj”, albo powie, że „wszystko ok” ale gadka się urwie po kilku wiadomościach. W ten sposób moje życie jest naznaczone.

Odkąd wiem, że jestem plusem – moje życie towarzyskie i seksualne jest tym faktem naznaczone. Albo od razu mówię komuś, że żyję z wirusem, albo podczas rozmowy mam cały czas z tyłu głowy, że prędzej czy później muszę to powiedzieć. Wiesz, jest fajnie, gadka idzie do przodu – rozmawiamy o kinie czy coś – ale w końcu mu to powiem i albo powie „spierdalaj”, albo powie, że „wszystko ok” ale gadka się urwie po kilku wiadomościach.

Pierwszy sposób na poznanie osób HIV+ to oczywiście wizyta „na Wolskiej”, gdzie mijasz ich po prostu na korytarzu. Innym sposobem jest przyznanie się w rozmowie w aplikacji randkowej do tego, że jest się plusem: nagle okazuje się, że chłopak, z którym rozmawiasz, też wyznaje, że żyje z wirusem. Potem rozmawiacie, okazuje się, że on kiedyś był z kimś, kto był z kimś innym, kogo ty też znasz i wiesz, że on też jest pozytywny… Nagle masz wrażenie, że wszyscy są plusami.

Nie mam teraz opcji ułożenia sobie życia, znalezienia kogoś, z kim będę. Jak jesteś plusem, to w zasadzie masz kilka opcji życiowych. Albo włączyć dekadenckie szaleństwo i jebać się bez gumy na grupówkach co tydzień po każdej imprezie, albo próbować się jednak z kimś poznać, umówić, pójść na randkę – ale wówczas jest zawsze kwestia tego „kiedy powiedzieć”.

gaysex

A nie mówi się od razu?

Nie ma na aplikacjach randkowych profili, które mają napisane wprost „mam HIV” i mają zdjęcie twarzy.

Mam wrażenie, że wszyscy są plusami w Warszawie. Dziś wiem, że żyłem w jakiejś bańce. Doprowadziło to pewno do tego, że się zaraziłem. Miałem przekonanie, że bardzo trudno jest się zarazić, że tych ludzi jakoś wokół mnie nie ma, żyją gdzieś daleko ode mnie. To oczywiście gówno prawda.

Mam wrażenie, że wszyscy są plusami w Warszawie. Dziś wiem, że żyłem w jakiejś bańce. Doprowadziło to pewno do tego, że się zaraziłem. Miałem przekonanie, że bardzo trudno jest się zarazić, że tych ludzi jakoś wokół mnie nie ma, żyją gdzieś daleko ode mnie. To oczywiście gówno prawda.

Czy od momentu, gdy jesteś nosicielem uprawiasz seks tylko z osobami żyjącymi z HIV?

To w sumie zabawne pytanie, bo działa też w drugą stronę. Jak nie byłem zarażony, to pewno też uprawiałem seks z osobami z HIV. Na pewno wielu z nas się to zdarzyło i o tym nie wiemy. Nie wiesz nawet, jak mało ludzi wie, że ma HIV. No i jest część osób, która wie, że ma ale albo się nie leczy albo się leczy i nie mówi partnerom o tym, że żyją z HIV. Co jest, oczywiście, niezgodne z prawem ale to już inna historia.

No i dochodzi kwestia grupówek. Tam przewija się cały czas to samo towarzystwo i wszyscy tak naprawdę wszystko wiedzą. Jeśli dostaję zaproszenie teraz jakiekolwiek na aplikacji randkowej na seks grupowy, to jest to wyłącznie zaproszenie na seks bez gumek i na chemii. W Warszawie oznacza to, że jest to seks grupowy osób pozytywnych. Nie ma innej opcji, nikt nie jest tak głupi…

Jesteś pewien? Mi się wydaje, że ignorancja jest tak duża, że mogą zdarzać się tacy naiwni…

No nie… Jak w niedzielę rano ktoś po koksie pisze do ciebie i zaprasza cię na seks w osiem osób, to wszystko jest jasne. Byłem kilka razy na czymś takim i… nie ma innych szans.

Jak w niedzielę rano ktoś po koksie pisze do ciebie i zaprasza cię na seks w osiem osób, to wszystko jest jasne. Byłem kilka razy na czymś takim i… nie ma innych szans.

A może to kwestia tego, że obracamy się w innym wiekowo towarzystwie. Ja głównie wśród nastolatków i dwudziestolatków a ty jednak wolisz od zawsze nieco starszych.

Wiesz co, to nie ma znaczenia. Na Wolskiej widzę cały przekrój społeczeństwa. Geje i hetero, biznesmeni, kurwy, narkomani… Są młodsi i starsi, wszyscy. A ci młodsi, takie mam wrażenie, często trafiają tam dlatego, że poszaleli od razu i za bardzo. Za szybko zaczęli i szybko się wypalili.

Tak samo jak niewiele wiesz o życiu z wirusem HIV – o czym przekonujesz się po diagnozie, tak samo niewiele wiesz o środowisku osób żyjących z wirusem czy nawet o jego wielkości. I o tym dowiadujesz się dopiero po wyoutowaniu się jako plus.

gaydate

Ale wracając do pytania: czy to oznacza, że nie zdarza Ci się już uprawiać seksu z osobami negatywnymi?

Oczywiście, że mi się zdarza. Przy czym – jak to zawsze mówisz – #PolskaJestBardzoBiedna i jednak świadomość osób w naszym kraju na temat HIV, zagrożeń i tego, co oznacza, że ja żyję z wirusem jest zerowa. Ludzie słyszą HIV i od razu uciekają. Czasem mówią, że jak mam plusa to muszę szukać tylko ludzi z plusem… Straszna ciemnota i totalny brak wiedzy. Czasem też kultury i dobrego wychowania. Mają czasem napisane wprost, że z osobami z plusem nie chcą nawet rozmawiać.

Poza tym ja zawsze wolałem seks z osobami z zagranicy, które przyjeżdżają tutaj jako turyści. Oni jednak mają hotel, szukają po prostu na jedną noc, żeby się zabawić i tyle. Jest to mniej skomplikowana sytuacja. Mają też dużo większą świadomość. Krótka piłka. Mówię, że jestem plusem. Pytają czy wirus jest wykrywalny i czy biorę leki. Mówię, że niewykrywalny i że jestem na lekach. A czasem jak się zdarza, że dodatkowo są na PrEP, to uprawiamy seks bez prezerwatywy. Oni mają też świadomość, że nie mam innych chorób wenerycznych, bo jestem pod stałą opieką lekarzy i badam się pod tym kątem dużo częściej niż przeciętny gej w Polsce. Seks ze mną jest po prostu bezpieczniejszy!

Krótka piłka. Mówię, że jestem plusem. Pytają czy wirus jest wykrywalny i czy biorę leki. Mówię, że niewykrywalny i że jestem na lekach. A czasem jak się zdarza, że dodatkowo są na PrEP, to uprawiamy seks bez prezerwatywy. Oni mają też świadomość, że nie mam innych chorób wenerycznych, bo jestem pod stałą opieką lekarzy i badam się pod tym kątem dużo częściej niż przeciętny gej w Polsce. Seks ze mną jest po prostu bezpieczniejszy!

Czyli mówisz im wprost, że żyjesz z HIV. A jak to jest z tym informowaniem generalnie?

Fatalnie. Mieszkam w Warszawie już ileś-tam lat i w tym czasie miewałem bardzo intensywne momenty w moim życiu seksualnym ale i takie spokojniejsze. Ale nigdy nikt nie powiedział mi, że ma HIV. Ani jak byłem negatywny, ani teraz – jak jestem pozytywny. I nie ma znaczenia czy to była bezpieczna zabawa, czy grupowy seks po chemii. A oczywiste jest dla mnie, że zarówno teraz jak i na pewno w przeszłości, ktoś z wirusem musiał się trafić. Nikt o tym nie mówi.

A jak to jest z organizacjami pozarządowymi? Wiesz, że są takie, które zajmują się tematem HIV/AIDS.

Ja wiem, że są jakieś organizacje ale – prawdę mówiąc – nie kojarzę informacji dostarczanych nam „na Wolskiej”. Chyba na początku, jak miałem pierwsze spotkania z psycholożką, to coś wspominała… Ale nie pamiętam, tak prawdę mówiąc. Nigdy nie miałem z nimi kontaktu, bo nie za bardzo czuję taką potrzebę. Mój były chłopak, ten który dowiedział się przede mną – zaangażował się mocno. Rozstaliśmy się ale nadal jesteśmy dość bliskimi znajomymi. On założył stronę, jakieś forum, mocno się zajął tematem. Próbował mnie namówić na napisanie czegoś ale jakoś nigdy nie znalazłem w sobie ochoty.

No to cieszę się, że ja Ciebie namówiłam na tę rozmowę. Dzięki za to.

* * *

W Polsce:

  • każdego dnia 2-3 osoby dowiadują się o zakażeniu wirusem HIV,
  • od momentu rozpoczęcia diagnostyki w 1985 r. do końca 2014 r. zarejestrowano 18646 zakażonych wirusem HIV
  • w tym samym okresie odnotowano 3200 zachorowań na AIDS, 1288 chorych zmarło
  • na początku 2015 r. leczeniem ARV (terapia antyretrowirusowa) objętych było 7881 pacjentów, w tym 112 dzieci
  • w ciągu ostatnich sześciu lat liczba zakażonych podwoiła się (z 3822 do 8125)
  • średnio co roku przybywa 13 proc. nowych przypadków.

W Polsce działa KILKADZIESIĄT punktów bezpłatnego, anonimowego badania w kierunku HIV/AIDS. Ich listę można znaleźć TUTAJ oraz TUTAJ.

Wypowiedz się! Skomentuj!