Czy niepicie alkoholu przez miesiąc rzeczywiście ma sens? I co w ten sposób można osiągnąć? Powiem Wam, co ja osobiście w ten sposób osiągam dla siebie.

W miniony poniedziałek rozpoczęłam kolejny w swoim życiu Miesiąc Bez Alkoholu. To taki moment w moim życiu, kiedy rzeczywiście na miesiąc (4 tygodnie lub 30 dni – zależy, jak mi się zaplanuje) odstawiam wszelkie napoje procentowe i żyję bez trucia się etanolem.

Idea Miesiąca Bez Alkoholu narodziła się kilka lat temu. I jest wynikiem mojego bardzo świadomego podejścia do picia. Podejście to zaś ma charakter historycznie uzasadniony.

Po 1. Jesteśmy w Polsce. Każdy ma w rodzinie kogoś z problemem alkoholowym. Jeśli nie alkoholika, to chociaż nadużywającego alkoholu. Mam i ja. Genetyczne obciążenie jest i zdaję sobie z tego sprawę.

Po 2. Nie piłam alkoholu do 18 roku życia. Tak, naprawdę. Ani grama wódki, wina czy tam innego piwa. Nic z tych rzeczy. To wynikało zaś z pewnej obietnicy, którą złożyłam w wieku lat 8 (ale to osobna historia…).

Po 3. Teraz piję dużo więcej niż robiłam to na początku studiów. Winię za to przede wszystkim upadający rynek imprez w Warszawie. Dawniej nie piło się na imprezie, bo człowiek chciał być na niej cały czas w pełni świadom i chciał chłonąć ją cały czas. Dziś imprez, które wywołują takie emocje, w zasadzie nie ma – alkohol pozostaje więc pocieszycielem na takich wydarzeniach, którego zadaniem jest coś odwrotnego.

Któregoś więc razu wymyśliłam: skoro piję tak dość sporo jednak, to może jestem już w tym momencie, że nie ja kontroluję alkohol ale on kontroluje mnie? Sprawdzeniem dla mnie miał być pierwszy Miesiąc Bez Alkoholu. A potem kolejny, i kolejny, i kolejny. Generalnie co roku robię sobie średnio trzy takie miesiące.

Po jakimś czasie jednak zmieniła się moja motywacja. Ponieważ wiem już, że potrafię wytrzymać bez picia miesiąc, to ten powód stał się mniej istotnym. Kolejne, które się pojawiały, miały różny charakter:

  • za karę. Tak, czasem gdy poszalałam za bardzo raz czy osiem, stwierdzałam, że czas na karną abstynencję i traktowałam Miesiąc Bez Alkoholu jako przerwę za to minione szaleństwo.
  • dla oszczędności. Alkohol jednak kosztuje. I to coraz więcej. Więc czasem stwierdzałam: nie, czas zaoszczędzić na <tu wstaw na co> i dlatego robię sobie Miesiąc.
  • dla świętego spokoju. Bo czasem matka, rzadziej część bliskich znajomych dopytywała, kiedy znów będę mieć przerwę. Więc mimo braku chęci, robiłam ją.
  • dla diety. Alkohol to jednak kalorie. Pół litra wódki to ok. 1200 kcal. Generalnie zdarzają się dni, gdy wypijam więcej kalorii niż ich zjadam (bo jem, wbrew pozorom, dość zdrowo i niewiele).

W różnych kombinacjach te motywy (wraz z pierwotnym) sprawiają, że jednak odstawiam wódkę i inne przyjemności.

Najnowszy Miesiąc Bez Alkoholu rozpoczynam z powodów głównie dietetycznych. Ostatnio udało mi się ładnie wybalansować moją dietę – jadam 1200-1700 kcal dziennie, zazwyczaj w formie 4 posiłków. Alkohol zawyżał znacząco moje osiągnięcia, dlatego przez miesiąc chcę sprawdzić, jak wpłynie odstawienie na moje dieto-poczucie.

A tak na marginesie: polecam i Wam spróbować. Wydaje się, że miesiąc to niedużo. Ale to sporo. W trakcie każdego miesiąc zdarza się jakaś Bardzo Ważna Impreza, jakieś Darmowe Picie Na Koszt <tu wstaw nazwę> no i oczywiście Jakieś Fajne Urodziny. I trudno wówczas wybrnąć, bo picie jednak jest wpisane dość silnie w nasze wzorce kulturowe spędzania czasu wspólnie i rozrywkowania się.

Spróbujcie się zatem!

Wypowiedz się! Skomentuj!