To był zupełny przypadek. Decyzja o wyjechaniu na Audioriver 2016 zapadła dzień przed festiwalem, jakoś około 22:00. No i nie pojechałam tam się bawić, tylko popracować.

Pan Szama to foodtruck, który możecie kojarzyć. Jego właściciele to moi znajomi. Dzień przed Audioriver 2016 wciąż nie mieli pełnego składu do pracy na festiwalu. A że ja bezrobotna i czas mam, to zgłosiłam się. Następnego dnia zaczęło się od tego, że ktoś wybił im szybę w samochodzie. Lekkie opóźnienie nie powstrzymało nas jednak i dotarliśmy na miejsce około 13:00.

Świeże jedzenie wymaga pracy, więc szybko do roboty wzięłam się z Filipem. Potem dołączył do nas Mateusz. A po jakimś czasie dwoje pracowników z Trójmiasta.

Praca szła, ja lubię kontakt z ludźmi. A w gastronomii nie pracowałam jakoś od 2014 roku (wówczas też u znajomego, na chwilkę). Kilkanaście godzin pracy nie powstrzymało nas przed tym, żeby potem się dobrze bawić w drodze do wynajętego mieszkania jak i w samym mieszkaniu… Było dużo picia, wygłupów i śmiechów.

W sobotę znów praca na maksa. Znów kilkanaście godzin podczas których jednak udało mi się wyrwać na chwilkę i pójść zobaczyć teren festiwalu. Trafiłam do strefy Marlboro, gdzie zrobiłam sobie opakowanie do papierosów marki „Perfekcyjność” oraz do strefy Skyn, gdzie zrobiłam sobie prezerwatywę z napisem „Lubię jeść i być grubą”.

Zagadaliśmy też do stoiska Monaru (nie wiem dlaczego), gdzie dostałam świecącą w nocy prezerwatywę. Po jakimś czasie w jedynym na terenie Audioriver barze z mocnym alkoholem (czyli nie-z-piwem) znali mnie i dopytywali tylko „Dolać ci więcej wódki gratis?” Tak, wszędzie robię sobie znajomości.

Jednego poranka, wracając z imprezy, trafiliśmy do złego mieszkania. Iza i Szatan (tak się przedstawił) przywitali nas miło. Postawili wódkę. Iza, jak się okazało, sprzątała nasze mieszkanie i pokazała nam gdzie to jest. A Szatan to kolega jej chłopaka, który siedzi w więzieniu. Takie znajomości to ja rozumiem.

W niedzielę powinniśmy wracać ale nie dało rady. Kierowca zbyt pijany na to. Więc piliśmy dalej. W poniedziałek nie daliśmy rady z tego samego powodu. Co prawda od niedzieli – na szczęście – byliśmy już tylko z Mateuszem i Filipem ale impreza nie zwalniała. Filip w poniedziałek musiał do Poznania jechać. My zostaliśmy jeszcze do wtorku. Wówczas udało się wynająć kierowcę, który przyjechał do nas do Płocka i zawiózł nas do Warszawy.

Tak wyglądał więc, w wielkim skrócie, mój festiwal Audioriver 2016.

Wypowiedz się! Skomentuj!