To była moja pierwsza wizyta w Wiedniu. I cieszę się, że udało mi się być tam właśnie podczas Vienna Pride 2016.

Zaprosiła mnie konferencja East Meets West, na której poruszane są tematy dotyczące współpracy w Europie pomiędzy krajami – z grubsza – zachodnimi i wschodnimi w zakresie biznesu i osób LGBT. Miałam okazję wystąpić na niej nawet, zabrać głos i opowiedzieć o Polsce i naszej sytuacji pod rządami PiS.

Na szczęście mam w Wiedniu znajomego – Daniela, który odezwał się do mnie, jak jechałam do jego miasta. No i znalazł czas, żeby do mnie w piątek wieczorem wpaść, napić się polskiej wódki i pójść w noc w moim towarzystwie. Połaziliśmy po Wiedniu – w ramach nocnego zwiedzania, poznaliśmy jakiś ludzi na pasach, skorzystaliśmy z wielkiego łóżka wodnego w centrum miasta, napiliśmy się tequili w mijanym barze i ostatecznie wylądowaliśmy w Why Not.

Sobota to dzień Regenbogenparade, czyli Tęczowej Parady. Czyli po prostu parady gay pride.

Zanim jednak na nią dotarłam, po drodze mijałam Marsz Dla Jezusa. Tak, tak. Marsz Dla Jezusa. Żeby nie było wątpliwości: to nie była kontrmanifestacja czy coś. Po prostu tak się zdarzyło, że tego samego dnia chcieli zrobić. Dogadali się jednak z organizatorami Regenbogenparade 2016, żeby ich marsze się nie pokrywały czasowo i przestrzennie. Bo i tak Wiedeń tego dnia był mocno zablokowany.

Dotarłam ostatecznie na miejsce startu. Postanowiłam stać w miejscu, żeby zobaczyć całą paradę. Co ciekawe, w Wiedniu maszeruje ona po ringu, co oznacza, że kończy się w zasadzie w tym samym miejscu, w którym się zaczęła. Ponieważ w Wiedniu utworzono strefę kibica w lokalizacji, w której tradycyjnie odbywało się afterparty po Regenbogenparade, w roku 2016 została ona nieco przesunięta w bok.

Na marszu spotkałam jednego z wolontariuszy z konferencji – Patryka – który jest w połowie Polakiem i nawet daje sobie radę z tym językiem. On zaś był z Kamilem, który pisze doktorat w Wiedniu. No i to było moje towarzystwo przez cały czas parady. Po tym, jak ją zobaczyliśmy, stwierdziliśmy, że nie będziemy biec, tylko poczekamy aż wróci. I wypiliśmy wino. Czy tam trzy. I to na terenie uniwersytetu. Bo można i są fajnie przygotowane miejsca do spędzania czasu wolnego.

No a potem impreza. Najpierw na placu przygotowanym na poparadowe afterparty, a potem w klubie. Na afterparty zobaczyłam samotnego, pięknego chłopca. Zakochałam się, wiadomo. Byłam jednak zbyt nieśmiała, żeby podejść. Więc Daniel interweniował. Poznał nas. Zaczęła się rozmowa. No i tak jakoś poszło, że razem spędziliśmy resztę wieczoru i imprezową noc w Why Not. Chłopiec był na paradzie po raz pierwszy. Mieli do niego dołączyć heteroznajomi ale nie chcieli jednak przyjść. No i tak sam stałby, gdyby nie ja.

Impreza trwałaby dalej ale postanowiłam, że jednak muszę się zbierać i zostawić chłopca samego. Tak będzie lepiej.

W niedzielę udało mi się tylko spakować, spotkać z Danielem, który koniecznie chciał pizzę zjeść (ja, oczywiście, nie jadałam!) i wróciłam bezpiecznie do domu. Na dwa dni.

Wypowiedz się! Skomentuj!