9 lutego 2013 sześciu zamaskowanych mężczyzn wtargnęło do mojego mieszkania podczas odbywającej się tu imprezy gejowskiej i pobiło mnie oraz moich gości. Po tym, jak zbiegli, poszliśmy na imprezę.

Jedno ze zdjęć ze Spotkania Gejów Nastoletnich z 2012 roku
Jedno ze zdjęć ze Spotkania Gejów Nastoletnich z 2012 roku

Dziś mówimy na to Bitwa pod Melino, by jednak jakoś wspomnienie o tym traumatycznym przeżyciu ocieplić w naszej pamięci (a poza tym: nie ma tematów tabu – śmiać się można ze wszystkiego!). Wówczas jednak nie było to wesołe wydarzenie.

W Melinie odbywało się wówczas Spotkanie Gejów Nastoletnich – a zarazem świętowałam 1000 miłości dnia. Po kolei. Spotkania Gejów Nastoletnich, to impreza, która narodziła się jeszcze, gdy queer.pl nazywało się InnaStrona.pl. Funkjonowały tam wówczas, istniejące i dziś w agonalnej formie, fora. Jedno z nich nazywało się Klub Gejów Nastoletnich. Oczywiście, należałam do niego. W którymś momencie w KGN dojrzała propozycja organizacji jakiegoś spotkania na żywo. Część młodych chłopców z tego forum nie znała na żywo jeszcze żadnego geja. W życiu też, oczywiście, nie byli na imprezie (bo nieletni albo z jakiejś małej miejscowości). Rozważali różne opcje – łącznie z kilkudniowym wyjazdem pod namioty. Ostatecznie jednak przyjęli moje zaproszenie do Meliny.

I tak zrodziły się Spotkania Gejów Nastoletnich. Wbrew pozorom, było to ważne wydarzenie. Ludzie zjeżdżali się z Toruniów, Krakowów, Gdańsków i tym podobnych. Więc to było coś. Choć sama impreza była dość spokojnym eventem. Ot, ludzie siedzą, gadają, poznają się w niewielkiej, kilkunastoosobowej grupie. Nic wielkiego.

A teraz Miłość Dnia. To była idea, która poprzedzała chłopców na dzień dobry, których znacie z facebooka oraz z JejPerfekcyjnosc.pl. Swój żywot zakończyła 3 czerwca 2013 a archiwum znaleźć możecie na MiloscDnia.blogspot.com. Podczas Spotkania Gejów Nastoletnich świetowaliśmy przy okazji publikację tysięcznej miłości.

* * *

Problemem ze Spotkaniami było to, że nigdy do końca nie było wiadomo, kto się zjawi. No bo w sumie zaproszenie było na forum dostępne dla każdej zarejestrowanej osoby. Czasem wydarzenie pojawiało się też na facebooku – choć niektórzy nie chcieli dołączać do publicznego wydarzenia o takiej nazwie, bo byli nadal w domu niewyoutowani. Więc różnie bywało.

Pojawił się też w którymś momencie – stosunkowo późno – chłopiec o pięknych zielonych oczach. Zapukał do drzwi, otworzyłam. Coś zagadał ale wyglądał dziwnie, więc nie wpuściłam go od razu. Powiedziałam mu, że to prywatne wydarzenie. Zawahał się a po sekundzie z korytarza biegli już jego zamaskowani koledzy.

Próbowałam zamknać drzwi ale ktoś wsadził nogę. Poza tym było ich kilku i nie dałam rady, siłując się, pokonać ich. Wtargnęli do mieszkania.

* * *

Pisałam już wiele razy o tym, jak wyglądało to zajście. Pisałam o tym, jak policja próbowała ich namierzyć ale im się to nie udało, bo wiedzieli, że w bloku są kamery. O tym, jak musiałam w sądzie wywalczyć wznowienie postepowania. Oraz o najważniejszym: jak to wydarzenie naruszyło moje wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa. Bo skoro nie można uciec i schować się w domu, to gdzie?

* * *

Dziś chcę przypomnieć o czymś innym. O tym, że bezpośrednio po zajściu, gdy zmyłam krew spod nosa, założyłam nowe kolczyki i poprawiłam okulary, poszliśmy na imprezę. Nie daliśmy się zastraszyć. Nie pozwoliliśmy, by strach – na którym najbardziej atakującym zależało – decydował o tym, jak mamy żyć. I choć nadal się tego wstydzę, że się jednak czasem boję, to mam wrażenie, że boję się dziś mniej.

Zachęcam Was do tego, by się nie bać. By jednak iść na przysłowiową imprezę.

Pamiętajmy, że głównym celem wszystkich atakujących nas: bez względu na to, czy werbalnie czy fizycznie, jest chęć zmiecenia nas z powierzchni ziemi (a dokładniej może: z powierzchni Polski). I tej satysfakcji nie możemy im nigdy dać. Bo okaże się, że – nawet jeśli nas nie pobiją, nie zabiją, nie okaleczą – wygrają.

A ja w chuj nie lubię przegrywać.

Wypowiedz się! Skomentuj!