tumblr_nwno625LYh1uvwrmeo3_1280W sobotę Gosia i Ewa obchodziły swoją piątą rocznicę ślubu, w związku z którą rozpoczęły nową kampanię społeczną, domagając się wprowadzenia równości małżeńskiej w Polsce. Już czas, owszem, ale na zmianę priorytetów.

Mateusz Sierpowski

Akcja zainaugurowana w warszawskim Teatrze Druga Strefa w żadnym wypadku nie będzie obiektem mojej krytyki. Bardzo dobrze rozumiem frustrację par jednopłciowych. W obecnej sytuacji doświadczają podłej dyskryminacji ze strony państwa, które małżeństwom różnopłciowym oferuje serię przywilejów, odsuwając od nich całą resztę. To istotny problem, któremu trzeba będzie poświęcić bardzo dużo energii i zaangażowania. Nie jest tajemnicą, iż to nie problem jedyny, a – co zdecydowanie ważniejsze – nie najbardziej naglący.

Większość organizacji walczących o prawa osób LGBTQIA przywiązuje wielką wagę do kwestii legalizacji związków partnerskich czy małżeństw jednopłciowych. Twierdzą, że ich brak to problem dotykający nasze środowisko w sposób bardzo rażący i stanowiący przeszkodę nie do pokonania, jeśli chodzi o funkcjonowanie we współczesnym świecie. Są jednak całkowicie nieświadome, że wprowadzenie odpowiednich rozwiązań prawnych, umożliwiających zalegalizowanie związku pary jednopłciowej, paradoksalnie, nie poprawi sytuacji osób nieheteronormatywnych. Bo istota problemu tkwi z dala od urzędu cywilnego.

Zdjęcie kampanii "Już czas", autor: Piotr Skubisz
Zdjęcie kampanii „Już czas”, autor: Piotr Skubisz

Prawie 40% bezdomnych osób nieletnich w Stanach Zjednoczonych identyfikuje się jako LGBTQIA, a ponad dwie trzecie młodzieży rodzice wyrzucili z domu ze względu na ich orientację psychoseksualną lub tożsamość i ekspresję płciową. Statystyki dotyczące Polski niestety nie istnieją, ale możemy być pewne_ni, że liczby te są zbliżone lub jeszcze bardziej niepokojące. Bezdomność osób nieheteronormatywnych stanowi bowiem jedną z większych przeszkód, z którymi należy się zmierzyć.

Nie możemy również zapominać aktach przemocy dotykających członkinie i członków naszej społeczności. Homo-, bi-, trans- czy queerfobia są motywacją trudnej do określenia liczby ataków, często fatalnych w skutkach. Zdrowie psychiczne i fizyczne osób doświadczających podobnej nienawiści jest wystawione na duży uszczerbek. Niedawna historia Daniela i Huberta, pobitych w Krakowie, doskonale odzwierciedla faktyczny stan rzeczy, w którym tolerowana jest przemoc wobec osób niewpasowujących się w narzucony z góry obraz białego, heteroseksualnego cispłciowego Polaka-katolika. Stan, w którym dla ponad 60% nastolatków i nastolatek LGBTQIA myśli samobójcze są codziennością. Stan, w którym osoby homo-, bi-, a-, auto-, interseksualne, transpłciowe, queer + odbierają sobie życie w wyniku nienawistnego nękania. Rzeczywistość, na którą większość ugrupowań prorównościowych stara się przymykać oko.

Również dostęp do służby zdrowia dla osób nieheteronormatywnych jest mocno ograniczony. Nie sprowadza się on tylko do braku możliwości uzyskania informacji o stanie pacjentki_ta, będącej_ego naszą_ym partnerką_em. Problem jest bardziej złożony. Tegoroczny raport Trans-fuzji, „Transpłciowość a opieka zdrowotna”, zwrócił uwagę na nierówne traktowanie, z którym spotykają się osoby identyfikujące się z literką T. Dyskryminacja, z którą muszą się one zmierzyć w ośrodkach zdrowotnych, znacząco pogarsza stan służby zdrowia, z jakiej mogą skorzystać. Dotyczy to zarówno ograniczeń indywidualnych, jak i systemowych, dlatego też potrzebny jest szeroko zakrojony plan przeciwdziałania temu wykluczeniu, zawierający wielopłaszczyznowe działania. Również sytuacja całej społeczności LGBTQIA nijak ma się do tej, którą mogą cieszyć się cispłciowe osoby heteroseksualne. Notuje się bowiem u niej zauważalnie mniejsze zadowolenie ze stanu zdrowotnego w stosunku do ogółu społeczeństwa.

Sytuacja ekonomiczna w żadnym wypadku nie prezentuje się lepiej. Obraz zamożnego geja, pławiącego się w luksusie nie znajduje odniesienia w rzeczywistości, ponieważ duża część osób nieheteronormatywnych zmuszona jest do życia w stosunkowo ubogich warunkach. Powodem tego jest bardzo często bezdomność, dyskryminacja, z jaką muszą one zmagać się w miejscu pracy czy wiele innych czynników. Wszystko to doprowadza między innymi do tego, że stopa życiowa tęczowych rodzin, zwłaszcza tych, tworzonych przez kobiety, jest często niska. Podobnie jak prawdopodobieństwo, że dzieci wychowane w takich rodzinach będą żyły w godnych warunkach.

Należy też zaznaczyć, że trudności te zdecydowanie częściej i bardziej dokuczliwie dotykają osoby o kolorze skóry innym od białego. Są one narażone na nie nawet dwa razy częściej. Rasizm stanowi ogromną przeszkodę w drodze do równości LGBTQIA i dopóty nie ruszymy się z miejsca, dopóki nie zostanie on całkowicie spacyfikowany.

Wystarczyła mi zaledwie chwila, by wymienić kilka podstawowych kwestii, z którymi borykać się musi cała społeczność osób nieheteronormatywnych. Do tego kwestii bardziej naglących od małżeństwa. Nie są to tylko problemy tych, którzy i które zamierzają zalegalizować swój związek – to problemy nas wszystkich. Jaki sens zatem ma przeznaczanie dużej ilości energii (lub energii w ogóle) na walkę w sprawie, której rozwiązanie nie doprowadzi do zniknięcia fundamentu opresji? Najwyższy czas wymazać z umysłów wielu aktywistek i aktywistów bezpodstawne przekonanie o tym, że wprowadzenie związków partnerskich i małżeństw jednopłciowych będzie receptą na wszelkie zło. Bardziej prawdopodobne jest, że przyczyni się do dalszego pogłębiania się nierówności.

Małżeństwo, jako owoc patriarchatu, jest instytucją, w której kobieta staje się obiektem umowy finansowej. Zmusza się ją do kontroli swojej seksualności i oparcia motywacji wiązania się z kimś na podstawie perspektyw na przyszłość. Uczucia odgrywają tu, z założenia, znikomą rolę. Mąż ma jej bowiem zapewnić godziwe życie za cenę jej nazwiska, prywatności czy szacunku do samej siebie. Małżeństwa par jednopłciowych uciekają od tych genderowych norm, jednak nadal związek ten należy rozpatrywać głównie na płaszczyźnie ekonomicznej. Gdyby nie prawo do dziedziczenia, nierozerwalnie z nim scalone, zawieranie takiego formalnego związku bowiem nie miałoby żadnych podstaw. Zwłaszcza, że wszystko sprowadziłoby się wówczas do całkowitego ograniczenia jednostek zawartego w tym kluczowym „i nie opuszczę Cię aż do śmierci”.

Zdjęcie kampanii "Już czas", autor: Piotr Skubisz
Zdjęcie kampanii „Już czas”, autor: Piotr Skubisz

Osoby wchodzące w związek małżeński blokują sobie szansę pełnego rozwoju jednostkowego, uzależniając się od siebie nawzajem. Wspólny majątek, społeczne normy, rutyna czy potomstwo zamykają w twierdzy jedną i drugą stronę, a sytuację potęguje poczucie przyzwolenia na traktowania męża/żony jak własności, którą można dowolnie zarządzać. Nie jest to jednak powód, by nikt w ogóle nie zawierał owego związku. Każdy i każda z nas powinien_nna mieć prawo do wyboru własnej ścieżki w życiu. Trzeba jednak mieć na uwadze, że nie może ona dyskryminować innych grup. Natomiast zawarcie małżeństwa, również jednopłciowego, o ile takie jest dostępne, bądź związku partnerskiego jest aktem wspierającym politykę wykluczającą znaczną część osób. Oferują one bowiem przywileje tylko związkom dwuosobowym, marginalizując znaczenie lub zupełnie pomijając związki otwarte, poliamoryczne, komuny, gospodarstwa domowe singli/lek etc. W końcu, walcząc o równość, nie można tworzyć nowych podziałów.

Przywileje wynikające obecnie z instytucji małżeństwa nie powinny zależeć od stanu cywilnego. Wszelkie kwestie związane z dziedziczeniem, rozliczaniem podatku, pochówkiem bliskiej osoby, opieką nad dzieckiem lub osobą chorą, zasiłkiem po zmarłej osobie czy spadkiem nie mogą być należne tylko części społeczeństwa. Umożliwienie obywatelkom i obywatelom dostępu do wszystkich modeli życia, bez faworyzowania jednego z nich, wydaje się być podstawowym obowiązkiem państwa. W momencie, gdy ucieka ono od jego realizacji, musimy wyrazić brak zgody na podobną politykę. Próby dostosowania się do takiego systemu spełzną bowiem na niczym. To aktywistki i aktywiści mają za zadanie właśnie być szczególnie wyczuleni_one na podobną niesprawiedliwość. Jest mi przykro, kiedy próbują zamykać na nią oczy.

Wypowiedz się! Skomentuj!
BRACIA S – wyobraźmy sobie, że dwie osoby, które mają krytyczny stosunek do otaczającej ich rzeczywistości, zaczynają działać społecznie. Pójdźmy dalej - niech te dwie osoby będą parą osiemnastolatków. Żeby lekko podkolorować, będą nimi bracia bliźniacy. Niech mają na imię Patryk i Mateusz. A co, jeśli to wszystko okaże się prawdą? Poznajcie Braci S i ich punkt widzenia.