Drugi eksperyment Grindra
Wszystko wyszło niechcący. Ale efekt ostateczny jest dość zaskakujący. Chłopcy w Polsce chcą dawać dupy.
Mam fejkowe konto na Grindr. Było mi kiedyś potrzebne do niecnych zadań ale potem zostało tak czy owak. Mam dwa iPhone’y, to mogę – nikt mi nie zabroni. Ale jako że któregoś razu przypomniałam sobie o nim, po pijaku ogarnęłam to konto. Bo wcześniej nic na nim nie było – kompletnie nic. A razu któregoś właśnie wieczorem usiadłam i wymyśliłam postać. Na początku bez zdjęcia ale potem i takowe dodałam (tak, to mój but w tramwaju).
Ewidentnie profil osoby, która szuka na seks, jest dominująca i nie za bardzo otwarta. Nie pokazuje twarzy, bo nie. I nie pisze pierwszy. Profil założony trochę po pijaku, trochę dla zabawy, trochę z nudy a trochę na zasadzie dlaczego nie? No i jakie efekty?
UberPopularność
Liczba wiadomości zaskoczyła mnie bardzo poważnie. Codziennie pisało kilkanaście-kilkadziesiąt osób. W zależności od dnia i od tego, o której porze włączyłam aplikację. Ale popularność przerosła moje jakiekolwiek oczekiwania. Nie ma znaczenia, czy byłam akurat w Warszawie, czy w Łodzi, czy w Krakowie, czy w Szczecinie. Grindr cały czas nadawał. Nie ma też znaczenia czy osoba była blisko mnie czy jednak dalej (wszak na geolokalizacji opiera się cały pomysł na aplikację!). Znaczenia okazało się nie mieć także, ile lat ma ta osoba. Pisali zarówno osiemnastolatkowie jak i czterdziestolatkowie. Zainteresowane osoby znalazły się w każdej grupie wiekowej, zawodowej i jakiejkolwiek innej.
W sumie dostałam wiadomości od kilkuset osób.
Co więcej, zdecydowana większość osób wysyłała od razu także zdjęcie twarzy. Lub innych części ciała, jeśli mieli na to humor. W każdym razie każda wiadomość zawierała jakieś zdjęcie. Jeśli nie wysłane od razu to po chwili mojego milczenia – wysyłano kolejną, tym razem już ze zdjęciem.
W zasadzie nigdy nie odpisywałam. Czasem, gdy chłopiec był bardzo młody albo wydawał się – na podstawie zdjęcia profilowego – atrakcyjny, to czasem napisałam z prośbą o zdjęcie. Ale tyle.
O pierwszym eksperymencie Grindra poczytać możecie tutaj.
Pruderyjność w odwrocie
Zaskoczeniem dla mnie było to, jak wiele osób jest w stanie napisać od razu bez wahania. Wydawałoby się, że geje w Polsce są pruderyjni, wstydliwi, ukryci… Nic z tego! Okazuje się, że ich otwartość jest więcej niż duża. Pisali, dopytywali czy odpiszę, zaskakiwali wymyślnością nagich zdjęć. Nie obawiali się pokazać twarzy – czego się spodziewałam, prawdę mówiąc. Nie, nie – bardzo szybko, bez wahania i bez proszenia podsyłali. Niektórzy korzystali z opcji współdzielenia swojej lokalizacji – na Grindr można kliknąć taki przycisk, który odbiorcy wysyła mapkę z zaznaczeniem naszego położenia.
Zaskoczenie to pozytywne, ma się rozumieć. Pruderia nie jest cechą, którą wspieram. Tak więc spowodowało to radość w moim sercu. Dobrze, że chłopcy nie wstydzą się tego, że chcą uprawiać seks!
Poniżej kilka wiadomości. Od razu mówię, że wybrałam te bez zdjęć. Nie o nie wszak chodzi.
Nie mogę jednak nie wrócić uwagi na bezpieczeństwo… Dzielenie się swoimi zdjęciami, danymi (dostałam numery telefonów, adresy – bez odzywania się słowem do nadawców wiadomości!) z obcymi osobami nie jest jednak najlepszym pomysłem. Pamiętajmy, że w niektórych krajach w ten sposób przestępcy namierzali swoje ofiary. Apeluję więc o pewną rozwagę w tych działaniach. Ja akurat jestem dobrą osobą ale podobną sztuczkę może zrobić ktoś dużo gorszy ode mnie.
50 twarzy różu
Ostatnią rzeczą, która mnie zaskoczyła jest to, jak wiele osób lubi zabawy dominacyjne. Na co dzień, oczywiście, nikt o tym nie mówi i nikt się nie przyznaje – ale gdy przychodzi co do czego, okazuje się, że jednak nie jest aż tak źle. To też mnie cieszy. Po pierwsze: dlatego, że mają świadomość swoich potrzeb, swoich fetyszy i swoich fantazji. A po drugie: dlatego, że nie obawiają się ich, mogą o nich otwarcie rozmawiać i są chętni je realizować. To radosna wiadomość!
Nie wiem co wpłynęło na taką otwartość – bo z moich dotychczasowych doświadczeń wynikało, że jeśli ktoś w towarzystwie powiedział, że lubi, jak się na niego sika, to wywoływało to negatywne reakcje i oburzenie. A teraz, jak widać, mentalnie coś się jednak zmienia. Wszak fantazje seksualne mogą być różne i dopóki są konsensualne i legalne, to nie ma się czego wstydzić czy obawiać. Dlatego wspieram je, nawet jeśli mi one nie odpowiadają. Po prostu uważam, że ludzie powinni mieć prawo robić, co chcą w tych właśnie granicach.
Skojarzenie z 50. twarzami Greya nasunęło mi się tak przy okazji. Może – choć w to nie wierzę aż tak bardzo – ta książka i ten film jakoś wpłynęły na zwiększenie otwartości w Polsce, nie tylko wśród heteroseksualnych odbiorców.
* * *
Na koniec muszę przeprosić te osoby, które do mojego fejka pisały. Wybaczcie – to wszystko na potrzeby tego tekstu. No i ku refleksji czytelniczej.
Ale życzę Wam wszystkim dobrej zabawy i udanego seksu!