Wpadliśmy na chwil kilka, by spróbować cytrynówki
własnej roboty, co ją na internetach jubilat promował.
A że przy okazji wypiliśmy też inne rzeczy, trochę
się pośmialiśmy i zgubiłam tam czarny lakier do
paznokci, to już inna sprawa. Wszystko zatem
zgodnie z planem. Mateusz chciał potem iść
na Coxy, na które ja nie chodzę, więc tutaj
się nasze drogi rozeszły. Zgarnęłam więc
Michała i pojechaliśmy na after mały.

Wypowiedz się! Skomentuj!