Oczywiście, że pojechałam. Fakt, że dość krótko, bo od piątku
do poniedziałku, ale i tak czuję, że to był wyjazd męczący :)
Trochę z rodziną, oczywiście, spędziłam czasu, trochę mi
się udało ze znajomymi. A trochę też popiekłam sobie
ciasta. No i odpoczywałam, to bez dwóch zdań.
Tak więc warto było. A śmieszna podróż
powrotna z Gasiąspyrką i Gackiem też
warta odnotowania :)

Ładny chłopiec w pociągu naprzeciw mnie. Szkoda, że głupi

Mój wypiek: metrowiec. Ciasto, które mi się z dzieciństwem kojarzy. Pierwszy raz!

Tradycyjna babka gotowana. Także mojej produkcji

Kupony, jakie mój chrześniak przygotował dla rodziny <3

Mała popijawka ;)

Gacek przy pasiece Gasispyrki

Jakoś się nie zarwało!

Wypowiedz się! Skomentuj!